Nintendo Switch OLED - do trzech razy sztuka?
Kolejny raz wierzyliśmy w Nintendo Switch Pro i znów musimy wstrzymać zapędy przynajmniej na najbliższe miesiące - giganci branży rozrywkowej nie spieszą się z publikowaniem znacznie mocniejszej iteracji swojej konsoli.
Nintendo Switch to konsola, która funkcjonuje gdzieś obok całej batalii pomiędzy Xboksem a PlayStation. To sprzęt, który niejako żyje swoim życiem, ale wychodzi mu to naprawdę dobrze. A biorąc pod uwagę cyklicznie publikowane wyniki sprzedażowe, zdaje się cieszyć wręcz rosnącą popularnością. Nic więc dziwnego, że tak wiele osób wyczekuje jakichkolwiek informacji na temat kolejnych iteracji tej zabawki.
Gdy w minionym tygodniu Nintendo ogłosiło nowy model, wszyscy tłumnie ruszyliśmy na przegląd newsów (tudzież do ich pisania), aby przekonać się, czym właściwie nowy sprzęt jest. Wiele z redakcji określiło nową wersję Pstryka jako wyczekiwane „Pro” (i tu pozwolę sobie nieco usprawiedliwić wszystkich, którzy to zrobili - chodziło o jak najszybsze przekazanie informacji, a chyba KAŻDY był przekonany, że z takim modelem mamy do czynienia).
Niestety gdy opadł kurz i emocje, okazało się, że nowa wersja to po prostu Nintendo Switch w potencjalnej nowej wersji kolorystycznej oraz z ulepszonym ekranem i kilkoma pomniejszymi bajerami (złącze do kabla internetowego promowane jako nowość w 2021 roku to temat na inny tekst). Oznacza to, że musimy się jeszcze nieco wstrzymać, zanim będziemy mogli położyć łapki na wyczekiwanym, mocniejszym Switchu.
To wciąż nie to
Mam wrażenie, że Nintendo bawi się z nami w pewną wyliczankę. Po wydaniu klasycznego Nintendo Switch dość szybko postanowili wydać nieco ulepszoną wersję z systemem na czipie wykonanym w niższej litografii (dzięki, Lechu). Cóż, nie przeszło to większym echem. Dużo głośniej było natomiast o Nintendo Switch Lite, które wielu podejrzewało o bycie mocniejszą konsolą. Prawda była zupełnie odmienna, ale zadowoliła fanów.
W przypadku wersji OLED jest gorzej - tu też sądzono, że dostaniemy Pro, a jak wyszło, chyba wszyscy wiemy. Otrzymujemy sprzęt, który jest rewolucją niewiele większą niż przeskok z V1 na V2. Na mocniejszą wersję Nintendo Switch musimy więc jeszcze poczekać. I być może zbroja z cierpliwości bardzo się przyda, albowiem wiele osób liczy, że giganci branży rozrywkowej wynagrodzą tyle lat wyglądania wydajniejszej iteracji.
Nintendo Switch Lite
Pewnie niewiele osób pamięta, ale zanim Nintendo oficjalnie ogłosiło swoją „uboższą” wersję Switcha, spora grupka fanów myślała, że urządzenie, o którym się plotkuje, to Switch Pro. Już przy pierwszych doniesieniach rozpisywano się o tym, że być może wreszcie, po prawie trzech latach od premiery, dostaniemy ulepszoną wersję, która dźwignie jeszcze więcej gier. Może RDR2 albo GTA V!
Cóż, giganci branży z Japonii poszli w zupełnie innym kierunku i zaserwowali nam coś mniejszego i tańszego. Zamiast Nintendo Switch Pro, fani dostali Nintendo Switch Lite - wersję konsoli, która oferuje nieco mniejszy sprzęt i granie wyłącznie w trybie przenośnym (bez stacji dokującej i opcji podłączenia do telewizora). Nie tego chciano, ale wielu fanów i tak było zadowolonych takim obrotem sprawy.
Jest przecież naprawdę duże grono graczy, którzy korzystają z „Pstryka” tylko w taki sposób. Dzięki nowej wersji mogli zaoszczędzić troszkę kaski (aby oczywiście wydać ją na dodatkową grę) i wybrać odpowiadający kolor. Całkiem fajna inicjatywa, która musiała przyjść prędzej czy później - nawet jeśli była sprzeczna z nazwą samego sprzętu. Ale w gruncie rzeczy - nie było to Pro.
Nintendo Switch OLED
Wracamy do tematu ze wstępu. Zaledwie kilka dni temu Internet zadrżał, gdy Nintendo - ni z tego, ni z owego - zapowiedziało nową, ulepszoną wersję Switcha. I określenie „ulepszoną” należy podkreślić oraz pogrubić. Przykuło to uwagę wszystkich, a już kilka sekund po publikacji informacji przez Nintendo, sieć zalały doniesienia, że wreszcie pojawiła się edycja PRO i oczekiwania dobiegły końca.
No, niestety nie. Po jakimś czasie wyszło na jaw, że nowy Nintendo Switch - owszem - jest ulepszony, ale w głównej mierze pod kątem ekranu. Pozostałe elementy jak moc, bryła, pojemność czy bateria pozostały bez większych zmian. Szybko można było doszukać się komentarzy twórców gier na tę konsolę, w której nie kryli żalu, że wciąż nie udostępnia im się większej mocy.
Czy ów tytuł znajdzie swoich nabywców? Nie mam żadnych wątpliwości, że tak. Choć u nas jest to kilka stówek więcej, niż podstawowa wersja, to w wielu krajach będzie to różnica rzędu kilkudziesięciu dolarów/euro. Nie zaboli to tamtych kieszeni jak naszych, więc pewnie znajdą się nabywcy, którzy będą chętni na wstawienie kolejnej wersji, lecz tym razem z lepszym ekranem w trybie przenośnym. Ale w gruncie rzeczy - wciąż nie jest to Pro.
Nintendo Switch Pro
O wyczekiwanej iteracji sprzętu od Nintendo, która ma zostać zakończona trzema literkami składającymi się w wyraz świadczący o wyższości nowej wersji nad starą, pisze się już od kilkudziesięciu miesięcy. I trudno się temu dziwić - gracze widzą, że przenośna konsola powoli zostaje w tyle, a premiera PlayStation 5 oraz Xboksów Series X tylko bardziej uwidoczniła rosnącą przepaść.
Jak więc będzie? Na ten moment trudno stwierdzić. Czy będziemy mogli mówić „do trzech razy sztuka”, gdy kolejna iteracja sprzętowa Switcha okaże się tą, na którą wszyscy tak bardzo czekają? Pewnie tak, ale najpierw musi do tego dojść. Wielu insiderów przekonuje, że temat wciąż jest w Nintendo bardzo głośny, a sama firma zamierza wystartować z tym modelem już w przyszłym roku.
I biorąc pod uwagę, że na 2022 zapowiedziana jest choćby nowa odsłona przygód Linka, wszystko składałoby się w jedną, spójną całość. Osobiście mam nadzieję, że tak się właśnie stanie. OLED pewnie uciszy wołających o nową wersję na jakiś czas, ale nie jest to remedium na spadającą atrakcyjność Switcha w oczach casualowych graczy. Jednego jestem pewien - przyszłość będzie ekscytująca. W gruncie rzeczy - taki właśnie może być Pro.
Przeczytaj również
Komentarze (35)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych