Satoru Iwata - o zasługach osoby zmarłego CEO Nintendo dla firmy
"Na wizytówce jestem prezesem korporacji, mentalnie twórcą gier. W sercu, jestem graczem" - mniej więcej tak spuentował samego siebie, wybrany w 2002 roku CEO Nintendo, Satoru Iwata podczas Games Developers Conference'2005. Te słowa wpasowują się w jego wizerunek niczym obraz na ścianie. Powszechnie szanowany, lubiany przede wszystkim przez miliony entuzjastów nintendowskiego grania (i nie tylko), zostawił po sobie historyczne sukcesy Nintendo Wii oraz DS.
Od zawsze interesował się pisaniem gier, miał to we krwi. Obok Shigeru Miyamoto, stanowi jeden z najbardziej rozpoznawalnych filarów rodziny Nintendo. Pamiętaliśmy jego humorystyczne wystąpienia podczas konferencji prasowych, kiedy prezentował nowe wynalazki firmy. I właśnie tak go zapamiętano. Wyróżniał się podejściem. I choć należał do grona biznesmenów, nie chciał aby identyfikowano jego osobę wyłącznie z korporacyjnym drylem. Odszedł 11 lipca, 2015 roku. Dzisiejszy wpis będzie uhonorowaniem jego twórczości i zasług dla historycznego giganta elektronicznej rozrywki. Satoru Iwata potrafił również przyznać się do błędów, biorąc na siebie odpowiedzialność. Owa cecha dzisiaj stanowi coraz rzadsze zjawisko pod korporacyjnym krawatem.
Pasja przede wszystkim
Wielu z nas nigdy nie widziało na żywo Satoru Iwaty. Mimo to, praktycznie wszyscy obcowaliśmy z owocami jego prezesury. Obejmując stanowisko w 2002 roku, rynek był już zajmowany przez PlayStation 2, do gry włączył się również Microsoft z Xbox. Dla sięgającej kresu XIX wieku firmy rodu Yamauchi, nie był to najłatwiejszy czas. Po średnim bilansie Nintendo 64, przyszedł okres dla Nintendo GameCube. Mniej więcej ze startem kultowej kosteczki, Iwata przejmuje ster. Tym samym, w dotychczasowej historii Nintendo nastąpiła sytuacja bezprecedensowa. W ponad stu-letniej tradycji, na czele zarządu staje osoba w żaden sposób nie spokrewniona z rodem założycieli koncernu. Ostatnim był zmarły w tym samym roku, Hiroshi Yamauchi. GameCube otrzymał bodaj najciekawszą i zdecydowanie najchętniej wspominaną bibliotekę gier na wieloletnią wyłączność. Remake pierwszego Resident Evil (2002, Capcom), Metroid Prime (2002, Retro Studios) czy The Legend of Zelda: Wind Waker (2003, Nintendo) - prawdziwe, ponadczasowe perełki a to tylko część katalogu "kostki". Problemem była niestety względna niechęć zewnętrznych wydawców, przez co system przeznaczony był dla dość wąskiego grona odbiorców. Satoru Iwata na fotelu CEO, dokonał radykalnej zmiany w toku myślenia całej firmy.
Nintendo w okresie hegemonii epoki 8 oraz 16-bitowej przyjęło bardzo restrykcyjną politykę jakości wobec wydawców. Wymogi licencyjne, z dzisiejszej perspektywy, wydają się nieco absurdalne (brak krwi, erotyki, wylgaryzmów). Były to jeszcze czasy, gdy branża gier kojarzona była jedynie z okresem nastoletnim. Iwata miał trudny start, bez dwóch zdań. Prosto w jego 30. urodziny. Zanim jednak przejdziemy do największych osiągnięć Satoru Iwaty, wybierzmy się na wycieczkę do Sapporo. Tam się urodził, tam narodziła się jego pasja oraz wczesne przejawy cech lidera, mentora w czasach uczniowskich oraz studenckich. Jak rozpoczął swoją drogę twórcy gier? Jadąc pociągiem metra do szkoły, jego uwagę przykuły zamontowane przez lokalną firmę telefoniczną komputery, płatne od godziny użytkowania. Co niedzielę, młody Satoru zatrzymywał się na stacji Sapporo aby skorzystać z urządzenia. Był to jego pierwszy kontakt z komputerowym środowiskiem, zagrywał się w prostą grę "Game-31". Ten moment okazał się przełomowy dla jego dalszego życia, oraz branży elektronicznej rozrywki. W 1976 roku, pracował na zmywaku, odkładając nieco grosza. Dzięki temu wkrótce udało mu się wejść w posiadanie jego dziewiczego narzędzia pracy, HP-65. Był to jeden z początkowych, programowalnych kalkulatorów. "Moim pierwszym osiągnięciem była gra oparta o baseball. Widząc jak przyjaciele dobrze się bawią, poczułem dumę" - wspominał po latach.
Tym samym rozpoczyna się programistyczna ścieżka, którą konsekwentnie podążał. Zawsze z uśmiechem na twarzy, wrodzonym optymizmem. Zatrzymał się nawet w tokijskim biurze Commodore, gdzie na drodze bezinteresownej pomocy, zdobył większe doświadczenie oraz wiedzę dotycząca nowinek technicznych, niedostępnych w sferze publicznej. W końcu, na drodze pracy w HAL Laboratory, trafił do Nintendo. Okazało się, że Iwata lepiej odnajdywał się w środowisku nadchodzącego Famicoma lepiej niż sami pracownicy koncernu. Wszystko wypracowane na drodze praktycznego doświadczenia. Jego ambicje pozwoliły mu na otrzymanie pierwszego, poważnego zlecenia od Nintendo. Opracowanie gry Joust w wersji dla NES. Dostał na to trzy miesiące, skończył w dwa. Gra nie pojawiła się na konsoli jednak prędko, w wyniku niepowodzenia umowy Nintendo z Atari, które miało zadbać o światową dystrybucję Famicom. Mimo wszystko, zarząd był pod wrażeniem jego kreatywności, umiejętności i szybkości w działaniu. Tak zaczyna się droga do CEO Nintendo.
Nieugięty optymizm
Żeby zrozumieć osiągnięcia i wpływ Satoru Iwaty na branżę gier, musieliśmy odnieść się do jego korzeni. Miejsca, gdzie zaczęła się pasja, upór, optymizm oraz motywacja do starań. Reggie Fils-Aime, amerykańska twarz Nintendo, zawsze podkreślał, że Satoru dla wielu pracowników firmy stał się mentorem. Posiadał wrodzone cechy lidera. Pracowitość to jedna z nich. Swoim tokiem myślenia postanowił wyjść poza przyjęty stereotyp. Od lat uważano, że gracze stanowią dość hermetyczne środowisko. Członkowie zarządów często upierali się, że rynek gier nie jest dla każdego. Iwata z uporem maniaka próbował zaprzeczyć temu stanowi rzeczy. Wbrew opiniom, wiedział że Nintendo znalazło się między młotem a kowadłem. Sam przecież brał udział we wszystkich, znanych dotychczas produkcjach - od The Legend of Zelda, po Mario czy Samus Aran. Jego nazwisko zobaczycie na napisach końcowych niemal każdej gry, wydanej do 2015 roku, zanim odszedł. Ogromne doświadczenie pozwoliło mu rozumieć intencje zespołów pracujących nad wielkimi projektami. Był chyba jednym z nielicznych prezesów, którzy mieli tak bogaty wachlarz doświadczeń technicznych w branży. Może nie miał rozmachu Steve Jobbsa, lecz konferencje z jego udziałem zawsze opiewały na humor. Wystarczy przypomnieć jedną z prezentacji Nintendo Wii, kiedy wraz z Shigeru Miyamoto, Fils - Aimem testował publicznie nowy kontroler ruchu.
Pojawiał się również w formie zajawki podczas Nintendo Direct. Tymczasem, wróćmy do chwili, kiedy Iwata rozpoczął pasmo sukcesów Nintendo. Obserwując dokonania firmy na polu kieszonkowego grania, w życie wszedł Nintendo DS. Zastosowanymi rozwiązaniami szturmem zdobył rynek, utrzymując się na nim przez blisko dekadę, od 2005 roku. Pamiętacie furorę związaną z Nintendogs? To również inicjatywa Satoru Iwaty. Tym samym, Nintendo ponownie triumfowało, Sony nie miało szans ze swoim PSP. Najważniejszym celem w karierze zmarłego CEO było jednak udostępnienie gamingu dla każdego. Tutaj rozpoczyna się życiowe osiągnięcie legendarnego twórcy. Projekt o wiele mówiącej nazwie "Revolution", który może nie okazał się rewolucją, lecz ustanowił nieznane wcześniej trendy. Dzięki (już oficjalnie) Wii, granie zwyczajnie stało się modne. Platforma było kolejnym po Dual Screen ogromnym sukcesem finansowym. Po gry sięgali ludzie nigdy wcześniej nie mający styczności z interaktywną rozrywką. Lata 2006 - 2008 to prawdziwy wybuch światowego popytu na granie oraz przenikanie tego medium do masowej świadomości. Czy myśl Nintendo, tym samym, decyzje Iwaty przyczyniły się do tego zjawiska?
Można o tym napisać książkę, ponieważ jeszcze pod koniec żywota Wii, na kontrolerach ruchowych postanowiła zarobić konkurencja, wydając dedykowane peryferia dla swoich konsol (PlayStation Move, Kinect). To Iwata, dzięki motywacji, cierpliwości i nie obawianiu się względnego ryzyka, wziął na swoje barki odpowiedzialność za wszelakie niepowodzenia. Dzisiaj, można o nim powiedzieć, że stanowił jasność umysłu, w obliczu porażki jaka czekałaby Nintendo, gdyby nie nowy, ówczesny CEO. Po latach sukcesów, ponownie jednak przyszedł gorszy czas. Wii U z uwagi na słaby, marketingowy przekaz już na starcie okazało się produktem niszowym, mylnie kojarzonym z Wii przez niedzielnych odbiorców. Gorzej radziło sobie także Nintendo 3DS. Firma ponosiła straty. Iwata wziął na siebie wszystkie błędy, ucinając sobie pensję niemal o połowę. Niepokojącym sygnałem okazała się jego nieobecność podczas E3 2014. Wkrótce potwierdziły się niepokojące doniesienia o ciężkiej chorobie, z którą zmagała się głowa przedsiębiorstwa. W tym samym roku, przeszedł operację usunięcia guza dróg żółciowych. 11 lipca, 2015 roku zmarł w wyniku komplikacji nowotworowych. Tego dnia, branża gier straciła wielkiego człowieka.
Żywa legenda
Na wieść o odejściu wielkiego, zasłużonego dla świata gier Satoru Iwaty, kondolencje płynęły ze wszystkich gałęzi przemysłu gier. Twittery developerów zalęgły się od wyrazów uznania oraz smutku wokół osoby zmarłego CEO. Nawet wielu graczy na forach dyskusyjnych zmieniło awatary na wizerunek Satoru. Nie było już wzajemnego rzucania złośliwych komentarzy w social mediach pomiędzy Xbox a PlayStation, tego dnia wszyscy uhonorowali pełnego pasji i zaangażowania człowieka, kochającego gry.
Pogrzeb odbył się kilka dni później, na którym pojawiło się łącznie 4 tys. ludzi. Internet zalały fanowskie materiały hołdujące dokonania Satoru Iwaty, natomiast podczas odbywającego się w grudniu the Games Awards, publicznie uhonorowanego nieodżałowanego mistrza. Dzisiaj, po sześciu latach od śmierci Iwaty, widzimy jak mocno jego charakter wpłynął na wizerunek Nintendo na przestrzeni ostatniej dekady. Optymistyczny i zaangażowany do samego końca. I właśnie takiego go zapamiętamy. Niejeden obecny szef wielkiej korporacji mógłby się od niego wiele nauczyć. Bo dla wielu pozostawał mentorem. Nie zapomnimy Cię.
Przeczytaj również
Komentarze (7)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych