Seriale Marvel Cinematic Universe pokazały, czego brakuje filmowym produkcjom 

Seriale Marvel Cinematic Universe pokazały, czego brakuje filmowym produkcjom 

Kajetan Węsierski | 21.07.2021, 21:30

Odnoszę wrażenie, że dzięki premierom trzech seriali Marvela, jesteśmy w stanie sprawdzić, czego dziś brakuje pełnometrażowym produkcjom z tego uniwersum. 

Pierwsze seriale wchodzące w skład Kinowego Uniwersum Marvela są już za nami. Jeszcze 1.5 roku temu nikt nie mógł spodziewać się, że będą nam one zastępować filmy, których zabraknie przez pandemię i globalny lockdown. Dostaliśmy więc trzy tytuły, które pozwalały przetrwać brak komiksowych bohaterów na dużym ekranie - „WandaVision”, „The Falcon and The Winter Soldier” oraz najnowszy z nich, „Loki”. 

Dalsza część tekstu pod wideo

Teraz wszystko powoli wraca do normy, a fani Marvela bez wątpienia mieli okazję odwiedzić już kina i oglądać choćby „Czarną Wdowę”. Film był całkiem udany, o czym najlepiej świadczą ogólne oceny (które mogą być oczywiście zawyżone przez tęsknotę za uniwersum, ale my nie o tym). To właśnie jednak dzięki temu seansowi oraz pewnej perspektywie, którą pomógł wyklarować, zrozumiałem, czego brakuje pełnometrażowym produkcjom z MCU. 

Jakość seriali 

Najpierw dostaliśmy „WandaVision”, co było niejako zmianą planów (początkowo mieliśmy dostać przygody Falcona oraz Zimowego Żołnierza). Niemniej, 15 stycznia ukazały się pierwsze dwa odcinki serialu i błyskawicznie zachwyciły fanów - głównie pod kątem pomysłu na produkcję, pewnej enigmatyczności i ogromnej liczbie pojawiających się easter eggów. Choć otrzymaliśmy kilka gorszych odcinków, to w ogólnym rozrachunku pozycja przyjęła się niezwykle ciepło (81% od widzów na Rotten Tomatoes).

Seriale Marvel Cinematic Universe pokazały, czego brakuje filmowym produkcjom 

Zaledwie dwa miesiące później fani posiadający dostęp do Disney Plus mogli cieszyć się przygodą, która jeszcze mocniej dotykała Kinowego Universum Marvela i stanowiła niejako dłuższe przekazanie pałeczki z jednego Kapitana Ameryki na drugiego. Można było odnieść wrażenie, że otrzymaliśmy rozciągnięte kino akcji, które następnie poszatkowano na kilka jakościowych odcinków. Chemia między bohaterami zagrała, a każdy dostał odpowiednią ilość czasu na ekranie (71% od społeczności). 

I w końcu, niewiele ponad miesiąc temu, zadebiutował pierwszy odcinek trzeciego serialu - a mowa o „Lokim”. Ten jest prawdopodobnie najbardziej powiązany z wydarzeniami, które będą miały miejsce w kolejnej fazie MCU. Udało się zaoferować klimat, którego nie dostaliśmy w filmach oraz kapitalnie zarysować kilka nowych postaci (na których kolejne występy mocno liczę). Z wielu miejsc dobiegają głosy, iż jest to najlepszy serial Marvela z dotychczasowych. Cóż, osobiście się z tym zgadzam (87% od widzów na Rotten Tomatoes). 

Czego brakuje?

Wreszcie przyszła „Czarna Wdowa” - tytuł, który po długiej przerwie pozwolił wrócić do kin i obejrzeć tam produkcję Marvela. Nie chcę tworzyć tu recenzji, choć pozwolę sobie w skrócie napisać, że bardzo mi się podobało - takie przysłowiowe „siedem na dziesięć”. Nie ukrywam jednak, że kilka rzeczy nie zagrało. Wcześniej trudno byłoby mi znaleźć odpowiedź na to, o co właściwie chodzi - dziś już wiem. 

Seriale Marvel Cinematic Universe pokazały, czego brakuje filmowym produkcjom 

Marvel to kopalnia postaci - głównych, pobocznych i wszystkich innych, jakie można sobie wyobrazić. W zasadzie przy każdej podstawowej jednostce dostajemy wianuszek kolejnych. Dla osób, które są w tym świeże, może być to trudne do zrozumienia i zapamiętania. Podobnie w momentach, kiedy niektórzy są tworzeni na nowych zasadach, względem komiksów - wtedy problem ma każdy. W filmach nie ma po prostu czasu, by ich upchnąć i w odpowiedni sposób „zbudować”. 

Choć „Black Widow” jest produkcją skupioną na Nataszy, to nie opuszcza mnie wrażenie, że wiele postaci dostało za mało czasu. Kumpel głównej bohaterki załatwiający sprzęt, Melina, a nawet sam Aleksiej. Zbliżona kwestia była choćby z Taskmasterem. Świetnie widać te braki, gdy zestawimy film z „The Falcon and The Winter Soldier”, w którym nawet małe postaci miały szansę dostać nieco więcej minut. 

W filmach da się odczuć ten pęd i upychanie sporej liczby jednostek bez większej głębi fabularnej tudzież tła. Niestety odbija się to na przyjemności z seansu. Odpowiadając więc na pytanie, czego brakuje… Przede wszystkim czasu. Seriale go zapewniają i pozwalają znacznie lepiej wykreować otoczkę wokół konkretnych historii. Bardzo mocno liczę, że Marvel również to zauważył, a same seriale będą miały teraz większe znaczenie.

Seriale Marvel Cinematic Universe pokazały, czego brakuje filmowym produkcjom 

Przyszłość będzie ciekawa 

Na ten moment wiele wskazuje na to, że rzeczywiście tak będzie. Przed nami jest przecież naprawdę sporo dobra, a wystarczy policzyć, ile mamy potwierdzonych produkcji. Obecnie wiemy o przynajmniej 12 serialach oraz 14 filmach, które powinniśmy dostać w najbliższych 3-4 latach. Niezła liczba, prawda? Część będzie stanowiła zamknięte i oddzielne historie, a część będzie łączyła uniwersum w całość. 

Być może właśnie to sprawi, że łatwiej będzie zapanować nad ogromnymi pokładami postaci, które przewijają się przez ekran. Brzmi to jak remedium na ten problem, ale jeśli zostanie źle rozegrane, może stanowić przeszkodę, która dla wielu okaże się nie do przeskoczenia. Cóż, zobaczymy, co przyniesie przyszłość. Jeśli tylko się uda, wszystkich fanów Kinowego Uniwersum Marvela czekają dobre czasy. 

Seriale mogą okazać się najlepszym ratunkiem dla dużego problemu pełnometrażowych produkcji. Kluczem będzie więc swego rodzaju symbioza pomiędzy tymi dwoma typami dzieł. Szykują się interesujące miesiące i lata.

Aby jednak to zadziałało, musi dojść do jednego precedensu. Jeśli Disney chce, aby tak duży zalew produkcji i oferowanie całej masy historii o pobocznych postaciach, sprawiły, że uniwersum będzie łatwiejsze do przyjęcia, muszą postawić na globalizację. Ich rosnąca usługa, Disney Plus, musi wejść na rynek światowy i być dostępna w wielu krajach na każdym z kontynentów. Znów kończymy więc tą samą konkluzją… Disney +, gdzie jesteś? 

Kajetan Węsierski Strona autora
Gry są z nim od zawsze! Z racji młodego wieku, dojrzewał, gdy zdążyły już zalać rynek. Poszło więc naturalnie z masą gatunków, a dziś najlepiej bawi się w FIFIE, produkcjach pełnych akcji oraz przygód, a także dziełach na bazie anime i komiksów Marvela. Najlepsza gra? Minecraft. No i Pajączek od Insomniac Games.
cropper