Czarnobyl 1986 (2021) – recenzja filmu (Netflix). Rosyjska odpowiedź na serial HBO to całkiem ładna bajka
Gdy HBO wyprodukował rewelacyjny moim zdaniem serial o katastrofie w Czarnobylu, niedługo potem Rosjanie zapowiedzieli stworzenie własnej produkcji, która miała przedstawić „prawdziwą”, a nie tę rzekomo podkoloryzowaną przez Amerykanów wersję wydarzeń. Co z tego wyszło?
Można było się spodziewać propagandowej historii stawiającej na sztandarach Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich, ale pod tym względem zostałem bardzo miło zaskoczony. W filmie kilka razy ośmiesza się bądź wskazuje palcem represyjny system partii rządzącej i choć jest to wersja „soft” tego co widzieliśmy w serialu HBO, to produkcja nie stawia aparatu władzy w pozytywnym świetle. Może dlatego, że wszystko dopiero przed nami, gdy swoją wersję dowiezie na rynek rosyjska stacja NTV.
Inna sprawa, że eksplozja Czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej z kwietnia 1986 roku jest tu głównie tłem dla rozgrywających się wydarzeń. Już na początku filmu dostajemy komunikat, że obraz jest tylko inspirowany prawdziwymi wydarzeniami, a postacie w nim występujące są fikcyjne. Umówmy się – serial HBO również wprowadzał wątki nie do końca zgodne z prawdą, ale tutaj mamy momentami po prostu bajkę. Jeśli ktoś chciałby obejrzeć Czernobyl 1986, by liznąć trochę fabularyzowanej historii, to nie ten adres.
Czarnobyl 1986 (2021) – recenzja filmu (Netflix). Romantyczny bohater
Daniła Kozłowskiego, twórcę filmu i jednocześnie aktora wcielającego się w głównego bohatera, możecie znać z serialu „Wikingowie”, gdzie zagrał Olega Mądrego. W Czarnobylu 1986 gra z kolei Aleksieja Karpuszina, strażaka, który po dziesięciu latach rozłąki trafia przez przypadek na swoją dawną miłość Olgę, w którą wciela się Oksana Akinshina. I to właśnie wątek romansu, ponownego spotkania, ciężkich relacji, czy w końcu 10-letniego syna, o którym Aleksiej nie wiedział, będzie motorem napędowym tej historii.
Warsztatu aktorskiego parze nie można odmówić, kilka scen zapada w pamięć, choć są to jednocześnie role dość przeciętnie napisane, schematyczne i pod koniec filmu wręcz męczące. Tak jakby niektóre wątki były dodane na szybko, bo nie sposób dowiedzieć się nawet nic o intrygującej przeszłości bohaterów i tego dlaczego się rozstali. Dodatkowo Karpuszina przedstawiono niczym bohatera z filmów katastroficznych rodem z Hollywood. Może poza tym, że dużo pije, jak to u Rosjan się przyjęło. Dostajemy jednak bohatera, od którego bije heroizm i patos. Bohatera, który kilkukrotnie wraca do elektrowni ratować ludzi, przyjaciół, syna, jest niczym terminator, któremu nie strasznie promieniowanie i nurkowanie w radioaktywnej wodzie, co zresztą jest kolejną, mocno podkoloryzowaną bajką. Z filmu można wręcz wywnioskować, że Karpuszin ratuje nie tylko Rosję, ale całą Europę.
To niestety wpływa negatywnie na wiarygodność przedstawionej tu historii, nawet biorąc ją w nawias fikcyjnej postaci. Po premierze obraz skrytykowali nawet strażacy biorący udział w akcji ratowniczej, twierdzący, że film nie ma wiele wspólnego z prawdą, a już prawdziwy uśmiech na ich twarzach wywołał wątek nagród dla ochotników akcji w reaktorze, którzy mogli liczyć na przelot i leczenie w szwajcarskich szpitalach. Tak jak więc już wspomniałem – momentami to bardziej melodramat, średnio napisany, niż film katastroficzny.
Czarnobyl 1986 (2021) – recenzja filmu (Netflix).
W Internecie nie brakuje porównań z serialem HBO i recenzji, które równają film Kozłowskiego z błotem przestrzegając jednocześnie przed odpalaniem go na Netflixie. A ja uważam, że jeśli nie traktujemy obrazu jako historycznego dokumentu to seans wcale nie musi być męką. Dba o to między innymi znakomita scenografia wliczając w to socjalistyczne blokowiska, sklepy, meble, rowery z prądnicą, urządzenia, samochody czy realia ówczesnych czasów oraz mentalność ludzi. Kilka scen pozwala nam uśmiechnąć się pod nosem, zobaczyć jak wyglądało nieco podkoloryzowane życie w latach 80. i docenić naprawdę świetne sceny plenerowe, pracę kamery czy efekty specjalne.
Akcja ratunkowa w Czarnobylu, sceny kręcone pod wodą, ewakuacja blokowisk, sam wybuch reaktora, jego zrujnowane i płonące wnętrze czy w końcu ukazanie skutków działania promieniowania w ogarniętych paniką szpitalach zostały naprawdę nieźle zrealizowane. Nawet jeśli czasami nie mają wiele wspólnego z historyczną prawdą i kipią wręcz patosem. Tak u głównego bohatera jak i postaci drugoplanowych. Całość zaskakuje też niezłą oprawą dźwiękową, która w kluczowych momentach potrafi budować napięcie.
Czarnobyl 1986 (2021) – recenzja filmu (Netflix). Taki sobie ten hołd
Oczywiście i ja osobiście uważam, że miniseria HBO jest tytułem znacznie lepszym, lepiej napisanym, nakręconym i zagranym, bardziej spójnym i budującym napięcie na długo przed samą katastrofą, w końcu wskazującą winnych i tłumaczącą przyczyny katastrofy, co w Czarnobylu 1986 praktycznie pominięto kosztem wątków obyczajowych.
Dostajemy więc historię miłosną z perspektywy strażaka superbohatera, która w pierwotnych założeniach miała być hołdem dla zwykłych ludzi próbujących poradzić sobie z katastrofą, co zresztą akcentują prawdziwe zdjęcia tychże osób na samym końcu filmu. Niestety ta sztuka nie do końca się udała. Szkoda, bo realizacja aż prosi się o lepiej napisaną historię, która choć ma kilka niezłych momentów i scen z kamerą potrafiącą uchwycić emocje, to ostatecznie pozostawia spory niedosyt.
Atuty
- Udane efekty specjalne i dźwięk
- Scenografia i ukazanie ówczesnych realiów
- Sceny katastroficzne i praca kamery
- Aktorstwo głównych bohaterów na dobrym poziomie, ale...
Wady
- ...postacie są średnio napisane
- Wiarygodność niektórych wydarzeń
- Schematyczny scenariusz
- Męczący pod koniec melodramat
- Urwane wątki
- Masa nieścisłości historycznych
Dobrze zrealizowany, ale niezbyt dobrze napisany film, który z prawdą historyczną mija się dość mocno.
Przeczytaj również
Komentarze (60)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych