Transformers Wojna o Cybertron trylogia: Królestwo (2021) – recenzja serialu [Netflix]. Koniec wojny
Finał wielkiej wojny Autobotów i Decepticonów. Poprzedni odcinek ("Wschód Ziemi") zakończył się wielką katastrofą, po której żołnierze obu stron rozbili się na nieznanej, wyglądającej podejrzanie znajomo planecie. Czy zamieszkujące ją istoty okażą się być przyjaciółmi, czy wrogami?
Zakończenie "Wojny o Cybertron" to w zasadzie dokładna odwrotność tego, co zaoferowali "Władcy Wszechświata" Kevina Smitha. Kilka lat temu jakaś 'mądra' głowa postanowiła wymienić praktycznie całą główną obsadę serii (ponoć ze względu na zbyt wysoki koszt zatrudnienia Petera Cullena i spółki, ale nie wiem ile w tym prawdy), więc i tutaj dostajemy zestaw głosów bardzo mocno starający się naśladować klasykę, lecz nawet bez sprawdzania jak to brzmieć powinno, nietrudno usłyszeć, że coś tu jest zdecydowanie nie tak. Dodatkowo animacja komputerowa, której fanem nigdy nie byłem i pewnie nigdy już nie zostanę, być może całkiem nienajgorzej pasuje do samych robotów, lecz już tła, roślinność, skały i tym podobne to tragedia, poziom początków dwudziestego pierwszego wieku. Na tym, na szczęście, problemy się, z grubsza, kończą.
Transformers Wojna o Cybertron trylogia: Królestwo (2021) – recenzja serialu [Netflix]. Beast Wars!
Tak jak "Władcy..." wyglądali i brzmieli fenomenalnie, ale nie oferowali fabularnie nic, ponad mało angażujący fetch quest, tak historia przedstawiona w dzisiejszym serialu jest, mówiąc krótko, po prostu dobra. Każdy, kto dotrwał do końca drugiego sezonu (ja trochę się męczyłem, ale syn jest fanem, więc cóż począć) i zobaczył wystającą z trawy głowę dinozaura natychmiast wiedział, co oznacza to dla trzeciego sezonu. Maximale i Predacony biorą udział w Wojnie o Cybertron! I ma to nawet fabularne uzasadnienie, o którym nie będę tu wspominał. Rozbita niedawną stratą ekipa Optimusa wędrując przez las wpada na grupę zwierząt. Są wśród nich gepard, biały tygrys oraz goryl. Dziwny zestaw, lecz już chwilę po tym okazuje się, że nie są to wcale zwierzęta ze skóry i kości, a zdolne przemienić się w nie Transformery pod dowództwem Optimusa Primala. W międzyczasie Megatron wpada na ich wrogów, którym przewodzi jego imiennik. Z początku nikt nikomu nie ufa, lecz szybko zaczynają wiązać się pomniejsze sojusze. Jeśli Cybertron ma zostać uratowany, roboty będą musiały nauczyć się prawdziwie sobie zaufać. Lecz, czy jest to w ogóle możliwe?
Fabuła "Królestwa" zahacza o więcej niż jedną, a nawet więcej niż dwie epoki Transformerów. Nic nie jest tak proste i oczywiste, jak mogłoby się wydawać, a rozwiązaniem, jak to zwykle bywa i w prawdziwym życiu, wcale nie jest walka. Nie oznacza to oczywiście, że przez sześć odcinków przyjdzie nam oglądać jak cztery grupy robotów stoją i rozmawiają. Walk jest sporo i są całkiem nieźle animowane. Miejscami brakuje im trochę dynamiki (zapewne ze względu na zastosowaną technologię), lecz i tak nietrudno zaobserwować wyraźny postęp względem poprzednich dwóch części.
Transformers Wojna o Cybertron trylogia: Królestwo (2021) – recenzja serialu [Netflix]. Kilka źle spasowanych części
Mimo iż historia jako całość jest bardzo satysfakcjonująca, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że kilka jej elementów dało się napisać lepiej. Rozumiem, że trzeci sezon wprowadza nowe postacie, więc i daje im odpowiednio dużo czasu w świetle reflektorów, lecz skutkiem tego praktycznie nikt poza Optimusem i do pewnego stopnia Bumblebee nie ma tu co robić. Podobnie po stronie Decepticonów. Równie dobrze poprzedni sezon mogliby przeżyć wyłącznie Megatron i Starscream. Nie sposób też nie zauważyć, że Optimus Prime jest na przestrzeni całej serii raczej mało, hmmm, badass. Często dostaje bęcki, musi słuchać się rad mądrzejszych od siebie. Tłumaczę sobie to jednak faktem, że jest to dopiero początek jego przygody i wszystko jeszcze przed nim. Ale jednak "Prime" czy imieniu zobowiązuje.
Nie radzę oglądać "Królestwa" bez znajomości poprzednich dwóch sezonów. Cała historia to ledwie osiemnaście odcinków, które stanowią naprawdę satysfakcjonujący, niewymagający znajomości poprzednich serii, wstęp do świata Transformerów. Modele postaci wzorowano na klasycznych robotach G1, więc, mimo raczej poważnego tonu opowieści, jest kolorowo i charakterystycznie. Do głosów idzie się przyzwyczaić, a animacja CGI zupełnie przestaje przeszkadzać, kiedy już wsiąkniemy w snutą opowieść. Zdecydowanie warto, zwłaszcza, że zdaje się, iż temat zostanie pociągnięty w kolejnej serii. Ma pan jeszcze pięć odcinków żeby pokazać, że również potrafi pan pisać dobre historie, panie Kevin Smith. Pana ruch.
Atuty
- Wciągająca, niebanalna historia z dobrym przesłaniem;
- Sporo solidnie animowanych walk;
- Animacja komputerowa służy robotom;
- Zdaje się, że to jeszcze nie koniec!
Wady
- Wszystko poza bohaterami wygląda bardzo budżetowo;
- Pozmieniane głosy głównych bohaterów (ale idzie się przyzwyczaić);
- Kilka dziwnych decyzji scenariuszowych;
- Większość Autobotów i Decepticonów nie ma co robić.
Zwieńczenie "Wojny o Cybertron" i cała trylogia w ogóle nie jest może kwintesencyjną opowieścią o Transformerach, lecz stanowi naprawdę solidne wprowadzenie do tego świata dla młodszych, niezaznajomionych z tematem widzów.
Przeczytaj również
Komentarze (13)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych