Wiedźmin: Zmora wilka (2021) – recenzja filmu (Netflix). Kwestia ceny, kwestia moralności
Wygląda na to, że serwis Netflix wiąże spore nadzieje z Wiedźminem. Już w grudniu tego roku możemy spodziewać się drugiego sezonu aktorskiego serialu. Póki co jednak czas oczekiwania ma za zadanie umilić animacja zatytułowana Wiedźmin: Zmora wilka (2021), która swoją premierę będzie mieć 23 sierpnia. Oto jej recenzja.
Jest to swoisty prequel do historii znanych z książek Andrzeja Sapkowskiego, przy czym warto dodać, że fabuła inspirowana jest ważnym i wspomnianym przez autora wydarzeniem (ale nie będę chyba zdradzać, którym). Śledzimy przygody młodego Vesemira – dowiemy się, czemu został wiedźminem i będziemy mu towarzyszyć w trakcie niebezpiecznego zlecenia.
Wiedźmin: Zmora wilka (2021) – recenzja filmu (Netflix). Wiedźmina opisanie
Jak być może kojarzycie, nie jestem jakimś wielkim fanem pierwszego sezonu netflixowego Wiedźmina. Ba, byłem wręcz dość mocno krytyczny względem niego, a obecnie pamiętam tylko poszczególne elementy. Dlatego też do animacji Wiedźmin: Zmora wilka podchodziłem dość ostrożnie, żeby nie powiedzieć sceptycznie. Okazało się jednak, że jest o wiele lepiej niż się spodziewałem. Co jednak wcale nie znaczy, że nie będę też marudzić.
Zacznijmy jednak od tego, że historia Vesemira jest po prostu wciągająca. Ma odpowiednie tempo, są – całkiem przewidywalne, ale jednak – przyzwoite zwroty akcji, są w końcu emocje. Przede wszystkim jednak jest tu cała masa rozważań, które były obecne w książkach Sapkowskiego i poświęca im się całkiem sporo czasu. Wiedźmin: Zmora wilka opowiada więc o tym, czy szkolenie i próba traw rzeczywiście zabija w nich uczucia, czy też robią to sami, by być lepszymi maszynami do zabijania. Inną istotną kwestią jest paradoks wiedźmińskiego żywota, polegający na tym, że im lepsi są w swojej robocie, im bezpieczniejszym czynią świat, tym bardziej stają się niepotrzebni. Jest też o tym, że czasem największymi potworami są ludzie, a nie bestie zamieszkujące różne nieprzyjemne miejsca. O tym, czy wszystko, łącznie z moralnością, ma swoją cenę. O tym, jak traktowani przez innych są wiedźmini, którzy wszak są – w pewnym stopniu – inni i jak łatwo używa się słowa mutant jako obelgi. Wszystko to stanowi naprawdę spory plus produkcji, bo jest w niej głębia, a na pewno jest jej więcej niż – ponownie, moim zdaniem – w pierwszym sezonie serialu aktorskiego.
I wydawałoby się w związku z tym, że będę mógł całkowicie pochwalić twórców animacji Wiedźmin: Zmora wilka za to, z jakim szacunkiem podchodzą do materiału źródłowego. No, ale niestety, wydawałoby się. Bo tak, z jednej strony całkiem nieźle rozumieją poruszane przez Sapkowskiego dylematy. Z drugiej jednak strony biorą na warsztat wydarzenie, które jest opisane bardzo ogólnie, więc chociaż mogą pozwolić sobie na to, by zdecydować, jak się wszystko potoczy, to jednak zmieniają zwyczajnie za dużo. I nawet nie chodzi mi tylko o to, że inne są niektóre elementy fabularne, ale przede wszystkim wydźwięk całości jest o wiele inny. Nie chcę – i chyba nie mogę – wdawać się w szczegóły, dlatego trudno mi wytłumaczyć, o co dokładnie chodzi. Jeśli ktoś będzie chciał po premierze podyskutować w komentarzach, to jestem chętny (proszę mnie tylko oznaczyć, bym wiedział, że mam odpisać na czyjś wpis).
Sporą zaletą filmu Wiedźmin: Zmora wilka jest za to sam Vesemir. Od razu powiem, że oglądałem wersję z napisami, bo gdy zmieniłem na chwilę na dubbing, to niespecjalnie mnie on przekonał (bardzo to jednak subiektywne, warto przetestować samej/samemu). Nie o głos, którym mówi bohater jednak chodzi, tylko o drogę, którą przechodzi. Vesemir z początku i końca filmu jest inną postacią, uczy się czegoś po drodze. I to jest fajne. Do tego ma zrozumiałe motywacje, a to, co mu się przydarza wywołuje różne emocje. Porządnie napisani są również Tetra, Lady Zerbst oraz Deglan, a pojawia się tu też jeszcze pewien znajomy elf.
W przypadku filmu Wiedźmin: Zmora wilka warto wspomnieć jeszcze o dwóch kwestiach. Po pierwsze, został on całkiem porządnie zrealizowany, to znaczy animacja pod wieloma względami stoi na solidnym poziomie. Poza… potworami, które wyglądają często mocno tandetnie. Po drugie zaś, mam pewien problem z tym, jak przedstawiani są wiedźmini, na czele z Vesemirem, a raczej ich moce. Otóż zdecydowanie za bardzo przypominają superbohaterów, momentami niemal wręcz latając i przebijając się przez wrogów, jak nóż przez podgrzane masło. Jest to trochę irytujące, muszę przyznać. Mimo wszystko jednak Wiedźmin: Zmora wilka jest porządną produkcją, która ma więcej plusów, niż minusów i warto ją obejrzeć. Gdyby jeszcze tylko te minusy nie były tak wkurzające…
Atuty
- Wciągająca, wywołująca emocje fabuła;
- Ciekawe rozważania, korespondujące z książkami Sapkowskiego
- Niezłe postacie;
- Porządne tempo;
- Przyzwoita animacja…
Wady
- Wiedźmini są za bardzo superherosami;
- Różne nieścisłości względem książek i dość kontrowersyjne rozwiązania fabularne;
- …Poza potworami
Wiedźmin: Zmora wilka (2021) to ogółem całkiem niezła i klimatyczna animacja, chociaż niepozbawiona wad, które mogą wkurzyć oddanych fanów książek Sapkowskiego.
Przeczytaj również
Komentarze (37)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych