Shang-Chi i legenda dziesięciu pierścieni (2021) – recenzja filmu (Disney). Baśń o rodzinie
2021 to bez wątpienia dobry rok dla fanów uniwersum Marvela. Nie dość, że pojawiają się kolejne seriale, w których – jak słyszałem – dzieje się dużo ważnych i ciekawych rzeczy, to jeszcze przygody superbohaterów wróciły na wielki ekran. Gdzieniegdzie w kinach wciąż jeszcze można obejrzeć Czarną Wdowę, a już niedługo trafi do nich Shang-Chi i legenda dziesięciu pierścieni (2021).
Tytułowy Shang-Chi urodził się w nietypowej rodzinie – zarówno matka, jak i ojciec dysponowali nadludzkimi mocami. Obecnie jednak mieszka on w San Francisco, gdzie pracuje w hotelu razem z przyjaciółką, Katy. Pewnego dnia jednak zostają zaatakowani – to przeszłość upomina się o Shang-Chi, który będzie musiał wyruszyć na wyprawę, w trakcie której zdecyduje, kim naprawdę chce być.
Shang-Chi i legenda dziesięciu pierścieni (2021) – recenzja filmu (Disney). Lepiej niż się można było spodziewać
Tak, zarys fabuły brzmi tak sobie i przyznam szczerze, że do kina szedłem zupełnie bez jakichkolwiek oczekiwań. Ani nie znałem wcześniej tego bohatera, ani zwiastuny jakoś specjalnie mnie nie zaintrygowały. Kto wie, może właśnie dlatego Shang-Chi i legenda dziesięciu pierścieni to film, który całkiem mi się spodobał.
Niektórzy twierdzą, nie bez racji, że filmy superbohaterskie to taka współczesna mitologia. Obserwujemy ludzi – i nie tylko – obdarzone często nadprzyrodzonymi mocami, które sprawiają, że zwykli mieszkańcy naszej planety nie mogą się z nimi równać. Oczywiście nie znikają oni z radaru, w końcu herosi ratują ich i świat przed zagładą. Shang-Chi i legenda dziesięciu pierścieni idzie nieco dalej, bowiem twórcy utrzymują swoją opowieść w konwencji baśni, legendy. Nie chodzi tylko o to, że pojawiają się tu w pewnym momencie magiczne stworzenia, ale też mamy do czynienia z przepowiednią i klasyczną drogą bohatera, który musi pokonać na swojej drodze najróżniejsze przeszkody i dzięki temu nauczyć się, jak być lepszym.
Można oczywiście narzekać, że Shang-Chi i legenda dziesięciu pierścieni to film, który bardzo mocno wpisuje się w wypracowaną przez lata formułę uniwersum Marvela. Owszem, nie ma tu żadnych zaskoczeń, wszystko da się przewidzieć bez pudła i rzeczywiście trochę szkoda, że wciąż rzadko eksperymentuje się w tej franczyzie (może Eternals trochę to zmienią). Wszystko oczywiście musi być też połączone ze sobą, więc i tu są nawiązania do różnych rzeczy, które wydarzyły się wcześniej. Z jakiegoś powodu jednak wspomniana formuła wciąż działa. I sprawdza się również w tym przypadku. Dostajemy opowieść o dojrzewaniu do roli superbohatera, o konflikcie rodzinnym, w którym bohater musi zaakceptować, że ma w sobie zarówno dobre, jak i złe cechy swoich rodziców, a kiedy to zrobi, będzie w stanie wybrać własną ścieżkę. Całość opowiedziana jest w miarę lekko, z okazjonalnymi (ale rzadszymi niż zwykle) dowcipami, przede wszystkim jednak z emocjami.
Shang-Chi i legenda dziesięciu pierścieni (2021) – recenzja filmu (Disney). Nierówne postacie i strona wizualna
Dzieje się tak raczej dlatego, że Shang-Chi i legenda dziesięciu pierścieni jest produkcją dobrze wyreżyserowaną, trzymającą tempo, niekoniecznie zaś ze względu na postacie. Nie znaczy to, że są one całkowicie złe. Tytułowy bohater jest sympatyczny, ma w sobie coś, co sprawiło, że mu kibicowałem i chciałem pod koniec filmu, żeby osiągnął sukces. Jednocześnie jednak niewiele w sumie o nim wiem. Inny problem mam z Katy, w którą wcieliła się Awkwafina – niekiedy jest to fajna bohaterka, w innych momentach bywa jednak dość irytująca. Zupełnie niewykorzystany jest znany z Creeda 2 Florian Munteanu. Dość nijaka jest też siostra Shang-Chi, czyli Jiang Li. Zdecydowanie najlepszą postacią jest zatem Wenwu, ojciec głównego bohatera. Jest on nie tylko intrygujący, niejednoznaczny, mający w sobie coś więcej niż ambicję i żądzę władzy. Ostatecznie jego motywacja jest o wiele bardziej zrozumiała i ciekawsza niż to zwykle bywa u Marvela. No i jest on znakomicie zagrany przez Tony’ego Leunga, który wszystkie cechy swojej postaci pokazuje idealnie.
Shang-Chi i legenda dziesięciu pierścieni bywa nierówna także jeśli chodzi o stronę wizualną. Niektóre efekty specjalne pozostawiają sporo do życzenia, trącą sztucznością, inne jednak – zwłaszcza pod koniec – są bardzo dopracowane, momentami wręcz olśniewające. Bardzo podobały mi się za to walki, sceny akcji są nakręcone sprawnie, mają energię, chociaż najlepsze są te ze slow-motion, kiedy bijatyka bardziej przypomina wyrafinowany taniec niż kto kogo mocniej walnie. Można oczywiście pomarudzić jeszcze, że jest tu trochę absurdów, nietrafionych pomysłów, niektórych – niekiedy ważnych – rzeczy się nie tłumaczy w pełni (przykładowo nie mam do końca pewności, jak działają i co dają te pierścienie). Nie zmienia to jednak faktu, że Shang Chi i legenda dziesięciu pierścieni to film, który dostarczył mi o wiele więcej emocji i rozrywki niż się spodziewałem. W sumie chętnie jeszcze kiedyś powtórzę seans tej produkcji.
PS Film trafi do polskich kin 3 września.
Atuty
- Sprawnie wyreżyserowany, dostarcza sporo emocji i rozrywki;
- Tony Leung jako Wenwu;
- Niektóre efekty specjalne są olśniewające…;
- Walki;
- Fajna, baśniowa konwencja
Wady
- Nie ma tu zbyt wiele oryginalnych rzeczy, to wciąż ta sama formuła, co zawsze;
- Większość postaci nierówna (niby sympatyczne, ale niewiele o nich w sumie wiadomo);
- …A inne trochę niedopracowane;
- Trochę absurdów i nietrafionych pomysłów
Shang-Chi i legenda dziesięciu pierścieni (2021) nie jest specjalnie istotnym, ani wyjątkowo udanym filmem Marvela, ale dostarcza o wiele więcej rozrywki niż się spodziewałem.
Przeczytaj również
Komentarze (7)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych