Small World (2021) - recenzja filmu [Kino Świat]. Uprowadzona
Czteroletnia dziewczynka zostaje uprowadzona przez handlarzy dziećmi. Wstrząśnięty sprawą policjant wstępuje do Interpolu żeby móc ścigać porywaczy. Nie jest jednak gotów na bezpośrednie zderzenie z potwornościami tego światka.
Patryk Vega to dla mnie całkowita enigma. Z jednej strony sprawny, potrafiący reżyserować akcję entuzjasta tematów mafijno-policyjnych. Lubi pisać językiem raczej chamskim, bezpośrednim, ale, biorąc pod uwagę tematykę, prawdopodobnie całkiem realistycznym. Niestety, pan Patryk lubuje się też w dosadności. Jego scenariusze walą w widza przesłaniem z siłą młota pneumatycznego, nie pozostawiając za bardzo miejsca dla wyobraźni. Czasami, jak w przypadku "Pitbulla", takie podejście do tematu zgrywa się z ogólnym klimatem całej produkcji i wychodzi całkiem niezły koktajl. Niestety, ta jego szorstkość wcale nie pasuje do każdego jednego projektu. "Botoks", czy "Polityka" były bardziej farsami, niż przerażającymi spojrzeniami na trudny temat, odkrywaniem jakichś wielkich tajemnic. Suche żarty wprost z internetowych memów też nie pomagały. Cóż, dobrze że w "Small World" chociaż z humorem przystopował.
Small World (2021) - recenzja filmu [Kino Świat]. Piotr Adamczyk, poliglota
Czteroletnia Ola zostaje uprowadzona spod własnego domu, podczas gdy konkubent jej matki śpi nawalony na kanapie. Jej mama (Marieta Żukowska) szybko wpada na trop porywaczy, lecz w drodze na granicę zatrzymuje ją funkcjonariusz Robert Goc (Piotr Adamczyk). Szybko postanawiają jechać dalej razem, lecz ciężarówka na ich oczach znika za rosyjską granicą. Matka wini za wszystko policjanta, który wstrząśnięty całą sytuacją, jak i swoją bezsilnością, postanawia wstąpić do Interpolu i szukać Oli dalej. Kilka lat później trafia na ślad siatki producentów dziecięcej pornografii, którzy najprawdopodobniej porwali dziewczynkę z Polski. Czy uda mu się ich dopaść? Czy Olę da się jeszcze uratować?
Przyznam, że bałem się, co Vega zrobi z tak nieprzyjemnym tematem. Te jego głupie dowcipy i rzucanie bluzgami na wszystkie strony, nawet kiedy zupełnie nie pasuje to ani do okoliczności, ani do postaci, pasowałyby tu jak pięść do nosa. Spieszę więc donieść, że reżyser i scenarzysta podeszli do tematu na poważnie. "Small World" celuje w pokazanie jak niemożliwie przerażającym procederem jest handel dziećmi i z jakim piekłem muszą mieć one do czynienia. Nie zawsze mu to wychodzi, ponieważ z subtelności to Vega nigdy nie był i raczej nie będzie znany, tak więc część scen, które w zamyśle twórców miały być poważnymi, poruszającymi momentami, wypada płasko, lub wręcz odrobinę komicznie.
Pochwalić wypada wcielającego się w głównego bohatera Piotra Adamczyka. Nie od dziś wiadomo, że Piotrek poniżej pewnego poziomu nie schodzi, lecz można było mieć pewne obawy co do tego jak poradzi sobie z rosyjskimi i angielskimi dialogami. Okazuje się, że zupełnie niepotrzebnie, ponieważ w obu językach akcent aktora jest raczej przekonujący, a w głosie czuć emocje. Miejscami akcentacja zdań wypada trochę nienaturalnie i mam wrażenie, że albo sceny w Tajlandii kręcono przed tymi w Anglii (lepszy akcent), albo po prostu tak wyszło przypadkiem, bo Piotr nie jest lingwistą. Chociaż niby grał już anglojęzyczne role nawet w teatrze, więc nie jestem pewien skąd ta różnica.
Small World (2021) - recenzja filmu [Kino Świat]. Long film
Największym problemem "Small World" jest chyba jego długość. Dwie godziny bez trzech minut to całkiem sporo, zwłaszcza jak na tak wyniszczający tematyką obraz. Vega pod koniec męczy widza już trochę na siłę, przeciągając zakończenie historii do granic możliwości. Opowieść właściwie już się skończyła, a przed widzem jeszcze dobrych 20 minut seansu. I nic konkretnego się już w tych dwudziestu minutach nie wydarzy. Dobrze chociaż, że sam finał poświęcono na domknięcie wątku, który wcześniej został, wydawać by się mogło, trochę porzucony. Jest to swego rodzaju katharsis, lek dla widza, coś na osłodę, po tym, jak musiał patrzeć przez blisko dwie godziny na krzywdę robioną dzieciom.
Ten konkretny wątek udało się domknąć, lecz niestety, w "Small World" znajdziemy całą masę nienajlepiej przemyślanych wydarzeń, decyzji bohaterów, czy kompletnie zbędnych dodatkowych informacji. Na samym początku filmu, kiedy Ola zostaje porwana, jej matka znajduje swojego faceta, zalanego w trupa, na łóżku. Ma przy sobie sporą sumę pieniędzy. Widz myśli sobie, że może gość sprzedał dzieciaka, którego nie darzył dosłownie żadnymi uczuciami, ale nie! "Wygrałem", odpowiada Piotr Stramowski i na tym temat się urywa. Czemu to miało służyć? Adamczyk jest agentem Interpolu, ale albo zostaje po drodze zwolniony, albo zapomina o tym tak on, jak i scenarzyści, bo mniej więcej od połowy filmu zdany jest już tylko i wyłącznie na siebie.
Spoilerowy akapit.
Lecz takie pomniejsze dziwactwa scenariusza można by puścić twórcom płazem, gdyby chociaż główny wątek trzymał się kupy i angażował widza od początku do końca. Moim zdaniem ta sztuka mu się nie udaje. Nie potrafię przejść bez marudzenia obok głupot takich jak matka prędko domyślająca się, że jej dziecko zostało porwane przez rosyjskich handlarzy ludźmi, bo znalazła papierek po rosyjskim cukierku. Sami porywacze wywożą dzieci ciężarówką oklejoną logo firmy, którą faktycznie prowadzą. Robert Goc tak długo już siedzi w temacie dziecięcej pornografii, że sam zaczął podniecać się na widok dzieci. Serio? Jakby tego było mało, w pewnym momencie źli ludzie łapią go i zamiast zwyczajnie zabić (zwłaszcza, że widział kilka wysoko postawionych osób w mocno niedwuznacznych sytuacjach), postanawiają kazać dziecku zrobić mu loda i nagrywają całość żeby "mieć na niego haka". Mimo, że widać jak nic, że jest przywiązany, przerażony i wrzeszczy "nie!". Cały scenariusz wypełniony jest tego typu bzdurami. Bliżej końca szesnastoletnia wersja Oli, grana tym razem przez Julię Wieniawę, żyje w związku z Arturito z "Domu z Papieru" i jest to związek jak żywo wyciągnięty z "Zaginionej", Remigiusza Mroza. Czytaj: bogactwo, przepych i niemalże rytualne bicie partnerki za byle co, a później przepraszanie. U Mroza było to żałosne i pozbawione taktu, tak więc i tu zostawia widza z przynajmniej lekkim niesmakiem.
Koniec spoilerowego akapitu
"Small World" zdecydowanie jest jednym z lepszych filmów Vegi z ostatnich lat. Jest nienajgorzej nakręcony, w większości bardzo dobrze zagrany (choć Wieniawy jako szesnastoletniej dziewczynki z wypranym mózgiem kompletnie nie kupuję) i dopiero pod koniec zaczyna się trochę ciągnąć. Nie wiem, czy taki był zamiar, ale wyszła Patrykowi z tego taka "Uprowadzona" (ta z Liamem Neesonem), ale z bardziej dosadnie pokazanym procederem handlu dziećmi. Śledztwo głównego bohatera zazwyczaj trzyma się kupy, kolejne wydarzenia tworzą logiczny ciąg. Prawdopodobnie gdyby projektem zajął się lepszy reżyser, dostalibyśmy kawał naprawdę dobrego kina. Ale i tak nie jest źle.
Atuty
- Większość głównej obsady spisuje się bardzo dobrze;
- Solidna progresja scenariusza;
- Dobrze wygląda i brzmi;
- Z wyczuciem prezentuje szokujące sceny.
Wady
- Mało przekonujące Wieniawa i Żukowska;
- Masa większych i mniejszych dziur w fabule;
- Charakterystyczna dla Vegi dosadność i dosłowność;
- Miejscami bliżej mu do filmu informacyjnego, jakim straszy się dzieci w szkole, niż do fabuły na wysokim poziomie.
Patryk Vega wali w widza swoim przesłaniem z subtelnością monster trucka. To nie jest zły film, ale mógłby być wręcz dobry, gdyby zrobił go ktoś z większym wyczuciem.
Przeczytaj również
Komentarze (48)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych