Ted Lasso (2020) – recenzja 1. sezonu serialu [Apple TV+]. Niespodziewany promień słońca

Ted Lasso (2020) – recenzja 1. sezonu serialu [Apple TV+]. Niespodziewany promień słońca

Iza Łęcka | 12.09.2021, 20:00

Przygody trenera futbolu amerykańskiego, jaki niespodziewanie przejął pod swoje skrzydła zespół z Premier League, wywodzą się z popularnego skeczu utrzymanego w stylu mockumentary, który miał promować ligę angielską w NBC Sports. Po latach na kanwie tego pomysłu stworzono serial. Postać Teda Lasso okazała się jedną z udanych niespodzianek Apple TV+. Sezon 2. „Teda Lasso” rozkręcił się na dobre, tymczasem tuż przed wielkim zakończeniem pragnę powrócić do początku tej historii, która o dziwo bywa słodsza niż niejedna babeczka.

W całej rozbudowanej bibliotece sitcomów czy seriali komediowych wydaje się, że widzieliśmy już niemal wszystko, a wiele problemów, nietypowych kwestii czy historii pojawiło się na szklanym ekranie. Tymczasem w zeszłym roku Apple zaserwowało na swojej platformie produkcję o prostej formie, całkiem przystępnym pomyśle i... dużej dawce optymizmu.

Dalsza część tekstu pod wideo

Ted Lasso (2020) – recenzja 1. sezonu serialu [Apple TV+]. Jak ciepły kocyk w jesienny wieczór

Ted Lasso (2020) – recenzja 1. sezonu serialu [Apple TV+]. Niespodziewany promień słońca

Ted Lasso jest trenerem futbolu amerykańskiego, który nieoczekiwanie decyduje się na przyjęcie posady... szkoleniowca jednej z drużyn Premier League. Nie mając pojęcia, jak dokładnie dzieli się mecz piłki nożnej, co to spalony czy z którego metra strzelany jest karny, dziarski coach rusza za ocean wspólnie ze swoim asystentem i ma plan – niekoniecznie na stworzenie ekipy, która pod koniec zgarnie puchar, a Arsenal, Manchester United czy Chealsea będą mogli im naskakać. Lasso chce uczynić piłkarzy najlepszymi wersjami siebie, co z jednej strony brzmi obiecująco, jednak mając do czynienia z człowiekiem bez doświadczenia, to bardzo absurdalny pomysł. Przyznam szczerze, że po kilku pierwszych odcinkach ta specyficzna, ale prosta w przekazie forma niezbyt do mnie przemawiała. Ot, to jedna z produkcji czerpiąca garściami ze stereotypów, pewnych utartych przekonań o niektórych narodach czy profesjach, osadzona w realiach, które zwiastują zabawne sytuacje. W prostocie recenzowanego „Teda Lasso” jest jednak siła – otrzymaliśmy głównego bohatera, który jest po prostu dobrym, poczciwym facetem. W jego przypadku próżno szukać ciętych ripost, zawiłych odpowiedzi czy chamskich komentarzy, jakie mogłyby rozmówcę postawić do pionu i pokazać, kto tutaj rządzi. Lasso wywoła uśmiech na twarzy idealnym ciasteczkiem, słowem uznania wobec partnerki swojego podopiecznego czy zapamiętaniem imienia jednego z ciągle pomijanych pracowników – tak jak mówię, to szlachetny, prostolinijny gość.

Od pierwszych chwil jesteśmy wrzucani w wir wydarzeń i mniej więcej wiemy, co się święci. Trener wraz z asystentem stają w progach AFC Richmond – drużyny, w której szatni nie dzieje się zbyt dobrze, a każdy trening czy sparing stają się okazją do starcia między piłkarzami: doświadczonym i zgorzkniałym Royem Kentem (Brett Goldstein), który najlepsze momenty kariery ma już za sobą, oraz Jamiem Tarttem, młodą wschodzącą gwiazdą, jakiej brakuje empatii, jednak nie brakuje pary, by strzelać gole i ratować honor zespołu. Oczy kibiców są jednak całkowicie skupione na nowej personie w zespole – konferencje prasowe i styczność z pretensjonalnymi dziennikarzami są dowodem na to, że Lasso nie jest mile widzianym gościem – bo nikt nie zwiastuje mu zbyt wielu sezonów na stanowisku. Do tego dodajmy, że pojawienie się Teda nie jest efektem niefortunnego wyboru CV wśród kandydatów, a zamierzoną decyzją właścicielki, Rebecci Welton.

Wydawać by się mogło, że pani Welton naraiła sobie naiwniaka, dzięki któremu doprowadzi do rychłej porażki drużyny, jaka jest prawdziwą miłością jej byłego męża, jednak plany idą niekoniecznie po jej myśli, a wszystko za sprawą nowego trenera. O ile część widzów może uznać, że Ted jest człowiekiem niepoważnym, a jego działania wydają się całkowicie bezsensowne i w obliczu nieprzychylnego mu środowiska niezrozumiałe, prędzej czy później przynoszą niespodziewany skutek. 1. sezon „Teda Lasso” zarysowuje akcję: prezentuje wszystkie główne wątki oraz różnorodnych bohaterów, ale sięga również nieco głębiej, poza niemal idealny obraz szkoleniowca. Czy wyjazd i styczność z całkowicie obcą sobie kulturą mają również drugie dno? Jak możecie się domyślić, poczciwy trener ma kilka problemów.

Ted Lasso (2020) – recenzja 1. sezonu serialu [Apple TV+]. Wdzięczny scenariusz z interesującymi postaciami

Ted Lasso (2020) – recenzja 1. sezonu serialu [Apple TV+]. Niespodziewany promień słońca
Aktor wcielający się w szkoleniowca jest świetny w swojej roli. Co by tu dużo nie mówić, nawet jeżeli w pierwszych odcinkach Sudeikis sprawia wrażenie pajaca, to ta rola pasuje do niego idealnie. W parze z nim podążają następne postacie, które stanowią bardzo wyraziste tło dla pogodnego głównego bohatera. Tak oto otrzymujemy wiele archetypów dobrze znanych nam osobowości – typową WAG, niedocenianego, ale też nieco nieporadnego asystenta Higginsa, pretensjonalnego dziennikarza sportowego czy władczą właścicielkę drużyny. Scenarzyści znakomicie stworzyli tło dla Teda, a aktorzy wchodzący w skład ekipy dają radę, wywiązują się ze swoich zadań naprawdę znakomicie, a przy tym ich kreacje są całkiem świeże. Tak naprawdę nie mogę się doczepić do jakiegokolwiek wyboru castingowego. „Ted Lasso” to w moim odczuciu znakomicie napisany serial, z wieloma ciekawymi postaciami oraz przyjemną fabułą, która wprowadza w dobry nastrój. Część wątków na pewno doczeka się rozbudowania w 2. sezonie.

Jeżeli jednak po pierwszej zapowiedzi recenzowanego „Teda Lasso” czekacie na serial poświęcony piłkarzom, to Wasze nadzieje są płonne. Jak na złość, w produkcji skupiającej się na poczynaniach trenera i drużyny piłki nożnej, futbolówki jak na lekarstwo – ta informacja może zasmucić wielu fanów sportu. Wyniki meczów, kolejne taktyki czy powodzenie na treningach stanowią wyłącznie tło do zwiększania potencjału drużyny i sięgnięcia po najlepsze cechy zawodników oraz innych skupionych wokół boiska osób. Humor bijący z fabuły również nie każdemu przypadnie do gustu, wszystko jednak zależy od Waszych osobistych preferencji. Ja pomimo trudnego początku, w trakcie 10 odcinków bawiłam się bardzo dobrze, a moja głowa odpoczywała od wielu męczących tematów – czysty relaks.

1. sezon serialu oglądałam już dawno po premierze, obecnie sprawdzam 2. serię i muszę przyznać, że model przyjęty przez Apple nieco mnie drażni. Po regularnym korzystaniu z Netflixa jestem już przyzwyczajona „do połykania” produkcji niemal w całości, tutaj producent każe nam uzbroić się w cierpliwość i serwuje kolejne części w odstępach tygodnia. Oczywiście ma to swoje uzasadnienie, a platformy powoli wracają do tego systemu, lecz przyznam szczerze, że niekoniecznie mi to odpowiada.

Ted Lasso (2020) – recenzja 1. sezonu serialu [Apple TV+]. Następny sezon już trwa

Podobnie jak Rebecca określiła zatrudnienie Teda mianem „wprowadzenia nowej jakości”, „Ted Lasso” wydaje się właśnie "nowym jakością w serialach" Apple TV+. Muszę bez wstydu przyznać i powtórzyć się po raz kolejny, że usługa nie posiada zbyt wielu produkcji, jednak jej siła nie polega na ilości. Po wielu latach śledzenia poczynań niezbyt poczciwych postaci przyszedł czas na pozytywnego i szlachetnego gościa, jakim jest Ted Lasso. Czy trener nie zostanie przytłoczony zbyt wieloma porażkami na różnym polu i będzie konsekwentnie podążał wytyczoną sobie ścieżką? Tego dowiemy się już niebawem, bowiem 2. sezon recenzowanego serialu już powoli dobiega końca. Jeżeli jeszcze nie mieliście okazji wkroczyć w „świat wielkiej piłki Apple” to siadajcie wygodnie i oglądajcie serial – to idealna, lekka opcja na jesienny wieczór.

Atuty

  • Bardzo dobra kreacja Jasona Sudeikisa
  • Ciekawe i wpisujące się dobrze w cały koncept postacie drugoplanowe
  • To ciepła i pozytywna historia, która ma ciekawe wątki poboczne
  • Niewybredny humor

Wady

  • Jak na serial o zespole z Premier League bardzo mało w nim piłki nożnej
  • Pozytywne nastawienie głównego bohatera niekoniecznie przypadnie do gustu wszystkim widzom
  • To tak pozytywna historia, że jeden odcinek na tydzień nie wystarcza

„Ted Lasso” to przyjemna, niezwykle ciepła i pozytywna historia utrzymana w lekko sportowym tonie. Idealna propozycja na coraz krótsze i zimniejsze wieczory, a pamiętajcie, że sezon 2. trwa już w najlepsze. Z niecierpliwością sprawdzam następne odcinki.

8,0
Iza Łęcka Strona autora
Od 2019 roku działa w redakcji, wspomagając dział newsów oraz sekcję recenzji filmowych. Za dnia fanka klimatycznych thrillerów i planszówek zabierających wiele godzin, w nocy zaś entuzjastka gier z mocną, wciągającą fabułą i japońskich horrorów.
cropper