Wcielenie (2021) – recenzja filmu [Warner Bros]. Co tu się wydarzyło?!
Madison od dawna dręczą złe sny. Nauczyła się z nimi żyć, lecz wszystko zmienia się, kiedy jej mąż zabity zostaje nie tylko we śnie, ale i w prawdziwym życiu. Kim jest morderca i czego chce od Maddie?
James Wan zdecydowanie jest obecnie jednym z moich ulubionych twórców horrorów. Pierwsza "Piła" do dzisiaj broni się jako porządny, choć nie pozbawiony wad dreszczowiec, a oryginalna "Obecność" to jedyny horror od lat, który faktycznie postawił mi włosy na karku i czułem to cholerne, narastające coraz bardziej i bardziej napięcie. To jeden z tych twórców, którzy nie muszą uciekać się do straszenia wyłącznie kiepskimi jump scare'ami (nie żeby w ogóle z nich nie korzystał), bo potrafią trzymać widza w niepewności absurdalnie wręcz długo i w krytycznym momencie najzwyczajniej w świecie pokazać w obiektywie to, na co wszyscy czekamy. Bez ostrych dźwięków, bez nagłego wskakiwania w kadr. Po prostu jest tam i czeka aż mózg widza załapie, co właśnie zobaczył. I przepuści dreszcze przez całe ciało. Z drugiej strony, facet nakręcili też "Szybkich i Wściekłych 7" oraz "Aquamana", więc sceny akcji też nie są mu straszne. Tylko, czy taki koktajl miałby prawo zadziałać?
Wcielenie (2021) – recenzja filmu [Warner Bros]. Duchy, tajemnice i super moce
Madison (Anabelle Wallis) po raz kolejny stara się donosić ciążę. Poroniła już wiele razy, lecz wciąż się nie poddaje. Jej mąż, poirytowany tym faktem, nie wytrzymuje i uderza jej głową o ścianę. Dziewczyna zamyka się sama w pokoju, lecz w nocy coś ją budzi. Schodzi na dół aby znaleźć makabrycznie wykręcone zwłoki męża, a za nim mroczną postać, która powoli prostuje się i zaczyna ją gonić. Ostatecznie udaje się jej ujść z życiem, ale kolejne dziecko nie będzie już miało szansy przyjść na świat. Kim była tajemnicza postać, o nadludzkiej sile i szybkości? Dlaczego ją oszczędziła? Jaki ma to związek z jej rodziną?
Żeby było zabawniej, Maddie natychmiast po wyjściu ze szpitala wraca do swojego pustego, najwyraźniej nawiedzonego domu, w którym ktoś zamordował jej męża i ją prawie też, gdzie od tej pory będzie mieszkać sama. I, niespodzianka, morderca wraca jeszcze tej samej nocy. A ona wciąż nic sobie z tego nie robi. To jeden z większych problemów scenariusza Akeli Cooper. Postacie zachowują się dziwnie, kompletnie wbrew wszystkiemu co wiemy o ludzkim zachowaniu, albo po prostu do bólu stereotypowo. Morderca porywa w pewnym momencie kobietę, którą chce zabić i przywiązuje do ściany na poddaszu. Czemu po prostu jej nie zabić? Co z tego, że siostra głównej bohaterki jest aktorką? Dlaczego wszyscy po kolei lecą na pana policjanta? Skąd u mordercy super moce? Scenariusz nie przejmuje się udzielaniem odpowiedzi na te i inne pytania, bo woli skupić się na tajemnicy tożsamości czarnego charakteru. A jest to jedna z najsłabiej skrywanych tajemnic w kinematografii ostatnich lat. Jeśli tylko posiadasz zestaw funkcjonujących oczu, w trymiga domyślisz się, co się tu tak naprawdę dzieje.
Historia ledwie trzyma się kupy, a jednak jest w niej coś, co sprawia, że seans należy do tych przyjemnych. Pewna kiczowatość, która, biorąc pod uwagę jak sprawnym reżyserem jest Wan, z całą pewnością znalazła się w filmie nie przez przypadek. Nie jest to, niestety, jednoznaczne ze stwierdzeniem, że film w obranej przez reżysera konwencji działa na wszystkich płaszczyznach. "Wcielenie" otwiera scena dziejąca się w przeszłości. W znajdującym się na szczycie wielkiego klifu szpitalu, który z powodzeniem mógłby posłużyć za azyl Arkham w którejś ekranizacji Batmana, lekarze próbują poradzić sobie z siejącym spustoszenie dzieckiem. Cały zawarty w tej scenie dialog, gra aktorska, wszystko sprawia wrażenie jakbyśmy oglądali parodię, albo chociaż film w filmie. Po czym na ekran wjeżdża kolejna scena, z podpisem "czasy obecne" i widz przekonuje się, że to co obejrzał faktycznie się wydarzyło. W teorii można pewnie powiedzieć, że ta jedna scena nastawia klimat na całą resztę seansu, ale później ton opowieści zmienia się jeszcze kilkukrotnie. Jakby twórcy nie mogli się zdecydować, czy kręcą prawilny horror, czy parodię. Jest tu i coś z Dario Argento, trochę "Matrixa", odrobina "Siedem", a wszystko to podlane sosikiem z Tromy i filmów Lloyda Kaufmana. Z odpowiednim nastawieniem może się to nawet podobać.
Wcielenie (2021) – recenzja filmu [Warner Bros]. Styl ponad wszystko
Czego by nie mówić o fabule "Wcielenia", a jestem przekonany, że spora część widowni nie jest nią zupełnie zainteresowana, dopóki jest strasznie, "bo przecież to horror, a nie jakieś dzieło sztuki, które ma zmienić moje spojrzenie na świat", pod względem technicznym film prezentuje się - zazwyczaj -świetnie. Mówię "zazwyczaj", ponieważ część efektów specjalnych razi trochę sztucznością. Tryskająca z ciała krew wygląda jak coś, co nawet ja dałbym radę skleić na szybko w After Effects. Lecz jeśli chodzi o plany zdjęciowe, oświetlenie, pracę kamery, mamy do czynienia z wysokim standardem, do którego przyzwyczaił nas Wan. Kolejne ujęcia zawsze pomyślane są tak aby wypełnić całą ramkę ciekawymi detalami. Czasami da się wręcz wyczuć, że czegoś tu brakuje i najpewniej zaraz pojawi się morderca. Niektóre plany zdjęciowe przesadzają lekko z mrocznym klimatem, jak choćby dom głównej bohaterki, w którym nie chciałbym spędzić choćby jednej nocy, lecz mimo to dla niej jest to najzwyczajniejszy budynek na świecie. Podobnie wspomniany już szpital, którego nie powstydziłby się nawet jakiś wampir. Również standardowo dla tego reżysera, kamera rzadko kiedy po prostu stoi w miejscu, pozostając w ciągłym, nawet jeśli delikatnym ruchu. Część ujęć potrafi zaintrygować, jak choćby scena, w której Maddie chodzi po swoim domu, a my obserwujemy całą akcję z góry, znad planu zdjęciowego.
"Wcielenie" jest bardzo specyficznym filmem. Niby horrorem z solidną tajemnicą w tle, ale część scen potrafi bardziej rozbawić, niż przestraszyć (uważaj, krzesło!), a tajemnicę rozwiążesz sam na długo zanim film dojdzie choćby do półmetka. Ścieżka dźwiękowa raczej nie zapada w pamięć, ale za to nie ma chyba ani jednej sceny, która nie wyglądałaby dobrze z czysto technicznego punktu widzenia. Podziemna część Seattle - absolutnie prawdziwe miejsce - pokazuje jak w prosty, a skuteczny sposób zbudować solidny klimat. Nie jestem pewien, czy to samo można powiedzieć o nadużywanej ostro sekwencji zmiany świata, kiedy cała sceneria niejako topi się, po czym odbudowuje ukazując zupełnie nowe miejsce. Kojarzy mi się to lekko z łuszczącymi się ścianami w "Silent Hill". Niby fajny efekt, ale jednak razi trochę sztucznością. Aktorzy z jednej strony spisują się bardzo dobrze, z drugiej część dialogów to największy szrot, jaki słyszałem w filmie od czasów "The Room". Nie jestem pewien co dokładnie próbował osiągnąć reżyser, ale moim zdaniem nie do końca mu się to udało. Tak, czy siak, warto sprawdzić.
Atuty
- Świetnie przygotowane scenerie;
- Długo i bardzo skutecznie buduje napięcie;
- Gabriel;
- Nie boi się pokazać co bardziej brutalnych sytuacji w kadrze.
Wady
- Bardzo nierówny ton;
- Dziury i głupoty w scenariuszu;
- Miejscami okropne aktorstwo;
- Kiepsko ukryty zwrot akcji.
"Wcielenie" to taki horror w wersji z przymrużeniem oka. Zupełnie poważny klimat zderza się z parodią. Ciężko powiedzieć, czy zamierzoną, czy nie, co niestety odbija się na jakości ostatecznego produktu.
Przeczytaj również
Komentarze (17)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych