Reklama
Netflix ma ogromne plany co do Wiedźmina. Czy to nie idzie za szybko?

Netflix ma ogromne plany co do Wiedźmina. Czy to nie idzie za szybko?

Kajetan Węsierski | 03.10.2021, 12:00

Niedawny event Netflixa, który obfitował w zapowiedzi, rzucił nieco światła na przyszłe plany odnośnie do marki, która jest nam szczególnie bliska - Wiedźmina. I choć "im więcej, tym lepiej", to często także "co za dużo, to niezdrowo". Jak jest w tym przypadku?

W ostatnich latach można zauważyć pewien trend, którego tempo rozwoju zdaje się zwiększać każdego kolejnego roku. Z miesiąca na miesiąc, z sezonu na sezon, konkretny ruch w branży popkulturowej zyskuje na popularności. I choć działo się tak przecież lata, a nawet dekady temu, to ostatnimi czasy jest to szczególnie zauważalne. Lubuje się w tym kilku gigantów, wśród których prym zdaje się wieść Netflix. 

Dalsza część tekstu pod wideo

Już sam tytuł powinien nakierować Was na to, o czym zamierzam dziś dla Was napisać. Chodzi o pewien niepokojący (do tego jeszcze wrócę) aspekt, który wręcz kultywują. W różnych miejscach Internetu można znaleźć różne określenia na takie przedsięwzięcie. Dla jednych jest to „głaskanie kury znoszącej złote jajka”, dla innych „dojenie miododajnej krowy”. Ja zazwyczaj mówię, że Netlifx uwielbia…

Kuć żelazo, póki gorące 

Chodzi oczywiście o jak najkorzystniejsze wyciśnięcie wszystkiego, co możliwe, z pewnych marek, które cieszą się największą popularnością. Wiecie, takie wyduszenie ostatnich groszy. I robione jest to w różny sposób - gdy jakiś autorski serial się przyjmie, przychodzi czas na planowanie tego, w jaki sposób rozbudowywać uniwersum. Albo, mówiąc korporacyjnym językiem, mnożyć przychody. 

Netflix ma ogromne plany co do Wiedźmina. Czy to nie idzie za szybko?

Tym właśnie jest „kucie żelaza póki gorące”. Charakteryzuje się ono jeszcze jednym elementem. Nie jest to bynajmniej chęć przemyślanego rozbudowania konkretnych osi fabularnych albo historii pobocznych postaci… Nie, nie! Na to potrzeba przecież czasu. Tu trzeba działać szybko - najlepiej w szczycie zainteresowania. Nie od razu, ale gdy wiadomo już, że coś jest bardzo popularne, a grupa fanów na tyle duża, że chętnie poczeka na kolejne kąski. 

Jakkolwiek buntowniczo by bowiem do tego nie podjeść, prawdą jest, że mamy słabość do ukochanych tworów popkultury. Umówmy się - będąc fanem „Czarnego Lustra”, sięgaliśmy po interaktywny film, a ciesząc się każdym sezonem „Domu z Papieru”, świeciły nam się oczy na widok książek w Empikach czy azjatyckich interpretacji popularnej hiszpańskiej serii o grupie Robin Hoodów. 

Po raz pierwszy, po raz drugi, po raz trzeci - sprzedane

Ostatnimi czasy najlepszym przykładem takiego podejścia jest natomiast Wiedźmin. Serial, który zadebiutował swego czasu na Netflix, spotkał się z wyjątkowo ciepłym przyjęciem. Najbardziej zauroczeni pokusili się nawet o mianowanie produkcji od Lauren Schmidt Hissrich „nową Grą o Tron”. Cóż, jest to niewątpliwe wyróżnienie, wszak wystarczy podliczyć liczbę nagród oraz nominacji, którymi zasypano jeden z największych seriali w dziejach.

Netflix ma ogromne plany co do Wiedźmina. Czy to nie idzie za szybko?

Po sukcesie debiutanckich odcinków nie dostaliśmy przecież wyłącznie zapowiedzi drugiego sezonu, jak ma to często miejsce. Tu Netflix poszedł krok dalej i ogłosił także pełnometrażową animację - „Wiedźmin: Zmora Wilka”. Ta zebrała mieszanie opinie (naszą recenzję możecie znaleźć w tym miejscu), ale w żaden sposób nie zniechęciło to twórców do dalszej ekspansji wiedźmińskiego uniwersum. 

Skąd takie przekonanie? Z niedawnego eventu TUDUM, który zorganizowany został przez Netflixa, a który obfitował w dziesiątki przeróżnych zapowiedzi seriali, filmów pełnometrażowych, dokumentów i anime. W jego trakcie fani Wiedźmina mieli sporo radochy. A ci bawiący się hobbystycznie numerologię mogli śmiało uznać, że ich niebywale szczęśliwą liczbą jest „trójka”. 

Pojawiły się przecież trzy zapowiedzi. Po pierwsze - kolejna pełnometrażowa animacja. Po drugie - serial „dla całych rodzin z dziećmi” z wiedźmińskiego uniwersum. Po trzecie - potwierdzenia doczekał się trzeci (widzicie sami!) sezon serialu. Grubo, prawda? Zdecydowanie. Zwłaszcza że każde z ogłoszeń wywołało niemały szał. Co jednak ciekawe, najmniejszym rozgłosem przeszło to pozornie największe, o kontynuowaniu serialu. Ludzie zachodzili w głowę „po co” kolejna animacja i „o co chodzi” z Wiedźminem w wersji „family friendly”

Jak się człowiek spieszy…

Sami przyznacie, że jest naprawdę gęsto - zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę, że pierwszy odcinek debiutował mniej niż dwa lata temu. Ah - byłbym zapomniał - na zaawansowanym etapie produkcji jest przecież także serialowy spin-off, a więc „The Witcher: Blood Origin”. Reasumując - mamy na ten moment dwie pozycje, które zadebiutowały, dwie w zaawansowanym etapie powstawania oraz trzy kolejne, które zostały już oficjalnie potwierdzone.

Netflix ma ogromne plany co do Wiedźmina. Czy to nie idzie za szybko?

Cóż, HBO też zdaje się ostatnimi czasy mocno naciskać z rozwojem uniwersum „Gry o Tron”, ale wszystko ma jednak miejsce po premierze pełnego serialu. Mam dziwne wrażenie, że gdyby ów projekt na bazie powieści George’a R.R. Martina miał premierę w obecnych czasach, na przestrzeni wszystkich sezonów pojawiłoby się przynajmniej z pięć aktorskich spin-offów, trzy animacje oraz dwa filmy pełnometrażowe. I pewnie jakaś gra będąca zaledwie broszurą reklamową. 

Nie wiem, być może nieco przesadzam. Obawiam się jednak swoistego rozwodnienia i spłaszczenia całości. Jestem fanem Wiedźmina i wiem, że wszystko, co tylko się pojawi, będę chłonął jak gąbka. Bardzo chciałbym jednak, aby to, czym nasiąknę, zostało we mnie na dłużej, niż przysłowiowe pięć minut. Bo będzie takie niemrawe. Bo czas się kończy. Bo będzie trzeba odpalać kolejną animację o Nivellenie, czy coś. Wszystko się przecież w końcu nudzi. 

W formie konkluzji chciałbym napisać jednak, że cały tekst jest bardziej wyrazem moich obaw w kontekście tego, do czego może prowadzić nieumiejętne podawanie tego samego w innej formie. Jasne, może się okazać, że „rodzinny Wiedźmin” będzie czymś bardzo świeżym, a kolejna animacja wejdzie na jeszcze wyższy poziom jakości wizualnej. Mam nadzieję, że za 2-3 lata wrócę do tego tekstu i z uśmiechem powiem, że się myliłem… Obym się mylił. 

Kajetan Węsierski Strona autora
Gry są z nim od zawsze! Z racji młodego wieku, dojrzewał, gdy zdążyły już zalać rynek. Poszło więc naturalnie z masą gatunków, a dziś najlepiej bawi się w FIFIE, produkcjach pełnych akcji oraz przygód, a także dziełach na bazie anime i komiksów Marvela. Najlepsza gra? Minecraft. No i Pajączek od Insomniac Games.
cropper