Nie czas umierać (2021) – recenzja filmu (Forum Film Poland). Stare i nowe
Wszystko musi się kiedyś skończyć. Tylko czasem trzeba na to poczekać o wiele dłużej, niż początkowo się zakładało. Tak właśnie jest z finałem przygód Daniela Craiga w roli Jamesa Bonda. Z powodu pandemii Nie czas umierać (2021) miało wielokrotnie przekładaną premierę, niektórzy zaczęli wręcz żartować, że film ten pewnie w rzeczywistości nie istnieje. Spokojnie, istnieje i wchodzi do polskich kin już 1 października.
W finale Spectre James Bond postanawia odejść na emeryturę i obecnie cieszy się spokojnym życiem u boku Madeleine. Jak się jednak okaże, nie dość, że wszyscy mają tajemnice, to do tego przeszłości nie da się tak po prostu zostawić za sobą. Dościga ona i Bonda, który na prośbę przyjaciela z CIA, Felixa Leitera, wraca do szpiegowskiej gry.
Nie czas umierać (2021) – recenzja filmu (Forum Film Poland). Człowiek z pistoletem i przeszłością
Nie czas umierać to film, który przetrwał najróżniejsze perturbacje. Zmiana reżysera, wypadki na planie, które spowodowały przerwy w produkcji, plotki o tym, że zdjęcia zaczęto bez gotowego scenariusza, w końcu opóźnienie premiery. Za kamerą ostatecznie stanął Cary Joji Fukunaga, który odpowiadał za reżyserię między innymi ośmiu odcinków serialu Detektyw, zaś do zespołu scenarzystów dołączyła w pewnym momencie Phoebe Waller-Bridge, twórczyni Fleabag i Obsesji Eve.
Jak wyszło? Cóż, mam dwie informacje, dobrą i złą. Dobra jest taka, że Nie czas umierać jest lepsze niż Spectre. Zła natomiast taka, że tylko trochę. Na film Fukunagi można patrzeć dwojako. Z jednej strony jest to podsumowanie serii z Craigiem w roli głównej. Innymi słowy zakończenie znalazły tu najróżniejsze wątki pojawiające się od Casino Royale, przez Quantum of Solace i Skyfall, po Spectre. Pod tym kątem jest całkiem nieźle – niektóre postacie wracają na krótszą lub dłuższą chwilę, mnie szczególnie cieszy obecność jednego wspomnienia (postaram się pisać możliwie bez spoilerów).
Z drugiej jednak strony film musi bronić się również jako osobna całość, zamknięta historia. Pod tym względem jest gorzej. Przede wszystkim Nie czas umierać jest strasznie długie, trwa ponad sto sześćdziesiąt minut, a wcale nie jest to potrzebne. Albo inaczej, jest potrzebne, ale w filmie jest nie to, co być powinno. Przykłady? Na dobrą sprawę nie ma tu przeciwnika. A kiedy już się pojawia, wzorem Skyfall dopiero po godzinie, to do teraz nie mam pewności, o co mu chodzi, jakie ma motywacje i do czego dąży. Przez cały film Bond prowadzi śledztwo, ale w zasadzie nie do końca wiadomo, jaka dokładnie jest stawka. Innym przykładem niech będzie to, że jego relacja z jedną, za to potencjalnie bardzo ważną postacią nie została zupełnie zbudowana.
Nie zmienia to jednak faktu, że Nie czas umierać ogląda się – mimo okazjonalnej tu i ówdzie nudy – dobrze. Jest to opowieść o mierzeniu się z demonami przeszłości, o próbie zaznania spokoju w niespokojnym świecie, o tym czy robiąc to, czym zajmuje się Bond w ogóle można zbudować jakąkolwiek normalność i czy czasem relacje z drugą osobą zawsze nie będą podszyte brakiem zaufania. Powraca również motyw ze Skyfall – zła czającego się w cieniu, działającego w sposób nieprzewidywalny, trudniejszego do powstrzymania. Dostajemy też kilka znakomicie zainscenizowanych i zrealizowanych – pod kątem zarówno montażu, jak i zdjęć – scen akcji, momenty powagi i momenty nieco luźniejsze, humorystyczne.
Nie czas umierać (2021) – recenzja filmu (Forum Film Poland). O postaciach słów kilka
W sumie być może najlepszym podsumowaniem nierówności obecnych w Nie czas umierać są postacie. Od razu powiem, że zawsze uważałem Daniela Craiga za znakomitego Bonda. I tutaj daje z siebie wszystko, wyraźnie widać, że zależy mu, by godnie pożegnać się z rolą. Odnosi sukces, bo ma okazję do pokazania zaskakująco szerokiej palety emocji. Jego kariera szpiega w służbie jej królewskiej mości została naznaczona aż dwiema wielkimi miłościami, z których obie wywarły na 007 mocny wpływ. O tym wszak opowiada tytułowa (znakomita!) piosenka w wykonaniu Billie Eilish.
Osobny akapit chciałbym poświęcić postaci Nomi, w którą wcieliła się Lashana Lynch. Czy będzie ona kolejną agentką 007? Na to pytanie nie umiem odpowiedzieć, bowiem Nie czas umierać daje różne opcje kontynuacji franczyzy. Tym niemniej chciałbym uspokoić osoby zaniepokojone jej rolą. Widziałem wiele obaw związanych z tym, jak zostanie ona napisana i jak będzie wyglądała jej relacja z Bondem. Muszę powiedzieć, że zostało to zrealizowane naprawdę dobrze. Bond wciąż jest głównym bohaterem, nie zostaje odsunięty na bok, nie jest obiektem żartów, nie jest ciągle ratowany i pod każdym względem przewyższany przez nową koleżankę. Zamiast tego mamy relację dwóch równorzędnych jednostek, które z czasem zaczynają się coraz bardziej szanować i sobie pomagać. Wszystko zrobione z wyczuciem i sensem. Sama Nomi zaś jest pewna siebie, zawadiacka, kompetentna w tym, co robi (co nie znaczy, że wszechmocna) i zwyczajnie dobrze zagrana. Bez trudu da się ją polubić i jej kibicować.
W przypadku postaci na plus na pewno można policzyć jeszcze znakomity, chociaż krótki występ Any de Armas, która gra Palomę, jak również też ciekawy epizod Christophera Waltza w roli Blofelda. Niestety są też negatywne przykłady. Po pierwsze, Lea Seydoux – cały czas odnosiłem wrażenie, że jedyne, o czym myśli, to „kurde, podpisałam kontrakt, ale niech to się jak najszybciej skończy”. Nie mówiąc już o tym, że między nią, a Craigiem nie ma za grosz chemii. Chociaż może to nie do końca jest jej wina, bo każdy, kto pamięta, jak Craig patrzył na Vesper (Eva Green) w Casino Royale i jak napisany był ich związek nigdy nie uwierzy, że jego 007 mógłby kochać kogoś innego. Słaby jest też Rami Malek jako Safin, stojący za wszystkim, co się dzieje złol… pojawiający się w filmie na dosłownie piętnaście minut. Malek zagrywa się próbując stworzyć charyzmatyczną, niepokojącą kreację, ale zupełnie mu się to nie udaje. Częściowo z powodów, o których pisałem wcześniej (nie wiem, o co mu chodzi), częściowo, bo w jego oczach jest tylko bezdenna pustka. A do tego przynajmniej jedna decyzja, którą podejmuje jest niesamowicie kuriozalna.
Nie czas umierać jest więc niestety filmem, który mógł i powinien być o wiele lepszy. Ma znakomite momenty, ma świetnego Daniela Craiga. Ba, można nawet uznać, że jest to całkiem niezły hołd dla tego aktora. Jednocześnie jednak jest to co najwyżej niezły film, który może ogląda się nieźle, ale bez wielkiej ekscytacji, bez specjalnych emocji i bez problemu można o nim szybko zapomnieć. I chociaż Nie czas umierać koniec końców mogę ustawić na ostatnim miejscu podium w rankingu Bondów Craiga, to jednak do pierwszego Casino Royale i drugiego Skyfall produkcji tej znacznie dalej niż do Spectre i Quantum of Solace.
Atuty
- Znakomity Daniel Craig;
- Jego relacja z Nomi jest bardzo dobrze poprowadzona, z szacunkiem do postaci Bonda;
- Występy Any de Armas i Christophera Waltza;
- Kilka ciekawych tematów;
- Świetnie zrealizowane sceny akcji;
- Zdjęcia i muzyka
Wady
- Na dobrą sprawę brak przeciwnika – nieczytelne motywacje i stawka całej awantury, do tego słaba gra Ramiego Maleka;
- Lea Seydoux również zalicza słaby występ;
- Za długi – różne rzeczy można by wyciąć;
- Wkrada się sporo nudy, za to mało w tym wszystkim ekscytacji i emocji;
- Działa lepiej jako zwieńczenie wątków z czterech poprzednich filmów niż stojąca na własnych nogach produkcja
Nie czas umierać (2021) to podsumowanie przygód Daniela Craiga w roli Jamesa Bonda. Mogłoby być lepsze.
Przeczytaj również
Komentarze (39)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych