Nie tylko Wesele. Najlepsze polskie sequele filmowe
W piątek do kin weszła nowa wersja “Wesela”, traktowana przez niektórych jako kontynuacja pewnych wątków zawartych w pierwszym wielkim dziele Wojciecha Smarzowskiego, dzięki któremu zapisał się on w świadomości kinomanów w Polsce. Wielu zastanawia się czy mamy tu do czynienia z udanym nawiązaniem, czy też z odcinaniem kuponów od dawnych pomysłów; warto więc w tym kontekście przypomnieć o całkiem udanych rozwinięciach polskich produkcji.
Realizowanie kontynuacji jest zazwyczaj traktowane jako chęć wykorzystania ogromnej popularności pierwowzoru i zarobienia na nim dodatkowych pieniędzy. Jeszcze w latach 80., po ogromnym komercyjnym sukcesie “Wilczycy” Marka Piestraka, podjęto decyzję o realizacji drugiej części: “Powrotu Wilczycy” z 1990 roku. Kolejne lata tylko spotęgowały to zjawisko, co dobrze widać na przykładzie trendu, który pojawia się w polskiej kinematografii w ostatnich latach, a dotyczy odgrzewania już naprawdę leciwych produkcji.
Są to przede wszystkim takie obrazy jak “Sztos 2” Olafa Lubaszenki, kompletnie nieudany powrót do historii drobnych rzezimieszków, znanych z dzieła z 1997 roku, czy też “Miszmasz, czyli Kogel Mogel 3”, osobliwa próba podczepienia się pod serię znanych komedii. Równie nieudany był ponad dekadę temu “Ryś”, nijak nie wytrzymujący porównań z kultowym “Misiem” Stanisława Barei. Należy się w tym kontekście cieszyć, że światła dziennego nie ujrzał zapowiadany od kilku lat “Rejs 2”, który miał tworzyć reżyser pierwszego filmu, Marek Piwowski.
Listę takich produkcji można by ciągnąć w nieskończoność, zważywszy na to, że kontynuacji doczekały się nawet tak wiekopomne dzieła polskiej kinematografii jak “Gulczas, a jak myślisz?”. Zestawienie kuriozalnych sequeli byłoby więc zadaniem wyjątkowo łatwym, postanowiliśmy zatem przyjrzeć się sytuacji, w której pierwowzory doczekały się udanego rozwinięcia. Nawet jeśli niemal kompletnie powtarzały one formułę pierwszego obrazu, były na tyle atrakcyjne, by nie skreślać ich całkowicie. Być może z takim przypadkiem będziemy mieli do czynienia także po premierze najnowszej produkcji Wojciecha Smarzowskiego, które nie wygląda na typową kontynuację, a raczej film zawierający wątki obecne w obrazie z 2004 roku.
Pan Anatol szuka miliona
Już rok po ciepło przyjętym “Kapeluszu Pana Anatola” powstała druga część dzieła Jana Rybkowskiego “Pana Anatol szuka miliona”. Grany przez Tadeusza Fijewskiego kasjer pomaga tu pewnej dziewczynie, która po wygraniu dużych pieniędzy na loterii, staje się celem szajki bandytów. Choć w swoim czasie kontynuacja nie cieszyła się dużym szacunkiem, a wręcz powszechnie ją krytykowano, dziś ogląda się ją zdecydowanie lepiej. Być może dzięki szacunkowi z jakim traktuje się tego typu klasyczne produkcje, mogące od czasu do czasu razić scenariuszową naiwnością, ale z całą pewnością mające również swój niepowtarzalny urok.
Nie ma mocnych
Po siedmiu latach od premiery pierwszej produkcji “Sami swoi”, pojawiła się jego druga część: “Nie ma mocnych”, która spotkała się z powszechnym entuzjazmem. Świadczy o tym 8.5 miliona widzów, którzy obejrzeli ten film w kinie. Co ciekawe reżyser Sylwester Chęciński początkowo nie chciał nawet słyszeć o kręceniu kontynuacji, ponoć dlatego, że nie podobała mu się druga część “Ojca Chrzestnego”, powszechnie uznana przecież za film równie dobry jak pierwszy. Umiejętność pisania świetnych dialogów, które z czasem wchodziły do mowy potocznej i nośność odwiecznego konfliktu Kargula i Pawlaka zadecydowały jednak o tym, że film sprzedał się znakomicie i był - podobnie jak pierwowzór - pokazywany później wielokrotnie w telewizji, co z czasem mogło go obrzydzić części widowni.
Człowiek z żelaza
Kontynuacja “Człowieka z Marmuru” w mniejszym stopniu skupiała się na zwykłych ludziach, starających się odbudowywać kraj z powojennych zgliszczy, na początku traktowanych jak socjalistyczni bohaterowie, a następnie pogardzanych przez władzę. Mocno czuć w nim ducha epoki, nic więc dziwnego, że zdobył on zdecydowanie więcej nagród, łącznie ze Złotą Palmą w Cannes, a także nominacją do Oscara i dziś jest wymieniany jako jeden z najważniejszych politycznych manifestów lat 80. Interesującym zabiegiem wydaje się tu obsadzenie w roli syna głównego bohatera poprzedniej produkcji tego samego aktora, Jerzego Radziwiłowicza.
Bohater roku
Nieoczywista i chyba zbyt mało znana propozycja stanowi kontynuację “Wodzireja” Feliksa Falka, którego bohaterem był grany przez Jerzego Stuhra, Lutek Danielak. Kompletny oportunista, który za sprawą niecnych knowań, osiąga swój cel. Obraz z 1978 roku był sztandarowym przykładem kina moralnego niepokoju, kontynuacja mająca swoją premierę osiem lat później, to już nieco inna produkcja, która zamiast na indywidualnym bohaterze skupia się raczej na świecie ówczesnego showbiznesu i ludziach, którzy szykują się już do wielkich zmian, jakie nastąpią za kilka lat. Z całą pewnością jest to jednak udana kontynuacja pierwszego obrazu.
Vabank 2, czyli riposta
W tym przypadku sequel był rzeczą oczywistą. Po latach odsiadki z więzienia ucieka Gustaw Kramer, który został tam w “jedynce” wpakowany przez kasiarza Kwintę. Zamiast prysnąć do Szwajcarii, grany przez Leonarda Pietraszaka bohater, obmyśla plan zemsty na swym odwiecznym rywalu. Obie części cyklu Juliusza Machulskiego z jednej strony korzystały w uroku filmowych opowieści łotrzykowskich, spod znaku “Żądła”, a z drugiej całkiem nieźle odtwarzały realia dwudziestolecia międzywojennego w Polsce, ciesząc się sporym uznaniem.
Kiler-ów dwóch
Trzynaście lat po premierze wspomnianego wcześniej obrazu, Juliusz Machulski powrócił w glorii chwały, realizując jedną z klasycznych, polskich komedii sensacyjnych, jaką był “Kiler” z Cezarym Pazurą w roli głównej. Sukces widowiska był tak wielki, że od razu pojawiły się plotki o tym, że własną wersję tego hitu nakręcą Amerykanie, a w głównego bohatera wcieli się - będący wtedy na świeczniku - Jim Carrey. Nakręcenie sequela było właściwie kwestią czasu i rzeczywiście powstał on, znów spotykając się z wielkim entuzjazmem. Do swych ról powrócili m.in. Pazura, Marek Kondrat i Janusz Rewiński, a fabuła i dialogi nie zawiodły, dostarczając polskiej widowni rozrywki na najwyższym poziomie.
Psy 2, ostatnia krew
Druga część wielkiej serii Władysława Pasikowskiego nie ma już tej świeżości co “jedynka” i z pewnością w już nie tak zjadliwy sposób komentuje rzeczywistość przełomu ustrojów w Polsce. Pojawia się w niej również sporo taniego moralizatorstwa (świadczy o tym sama volta Franza w końcówce filmu), ale nadal ma ona swoje atuty. Świetnie, jak zwykle w tych latach, wypada Artur Żmijewski, który dziś niestety jest kojarzony z zupełnie innymi rolami, a duet Linda-Pazura jest tu niemal tak dobry jak w pierwszym filmie.
Zakochany Anioł
Pierwszy film zapamiętałem jako próbę realizacji komedii, wykorzystującej lżejsze podejście do tematyki religijnej, którą jednak oglądało się z rosnącą z minuty na minutę obojętnością. Druga część, w której anioł Giordano, grany przez Krzysztofa Globisza, stara się wieść życie na Ziemi, wydawała się nieco zabawniejsza i lepiej skrojona fabularnie, co jak na kontynuację jest rzeczą nieczęstą. Oczywiście nadal jest to pozycja na tyle specyficzna, że z całą pewnością nie podpasuje każdemu, ale mimo wszystko w swojej klasie jest całkiem udaną produkcją.
Pan Kleks w Kosmosie
Cudownie kiczowate widowisko z 1988 roku, które można nazwać kontynuacją wcześniejszych filmów o Ambrożym Kleksie, jest już właściwie pełnym odlotem na dopalaczach! Inspiracje są tu bowiem aż nadto oczywiste i sięgają przede wszystkim “Gwiezdnych Wojen”. Ze względu na zdecydowanie niższy budżet zrobionych jednak bardzo tanio. Zarówno więc roboty, jak i skafandry kosmiczne z całą pewnością będą budzić dziś politowanie, ale ci, którzy oglądali ów dwuczęściowy film w dzieciństwie, z pewnością uronią niejedną łezkę. Dodajmy do tego mocno specyficzną wizję świata przyszłości, efektowne modele rakiet, brawurowe wstawki muzyczne (w tym jedną z anty-bohaterką ostatnich tygodni w prasie brukowej), a także oczekiwany pojedynek Pana Kleksa z Wielkim Elektronikiem i otrzymamy mocno odjechany klasyk dzieciństwa, który dziś broni się z jednej strony dzięki nostalgii, a z drugiej ze względu na swą absolutną cudaczność.
Fałszerze. Powrót Sfory
A na koniec propozycja serialowa. Wojciech Wójcik zasłynął przede wszystkim trzysezonową “Ekstradycją”, która z całą pewnością była najlepszym serialem kryminalnym w latach 90’ XX wieku w polskiej telewizji (choć ostatni sezon mocno już rozczarował). Na początku nowego tysiąclecia twórca ten powrócił do realizowania serii sensacyjnych “Sforą”, która nie wytrzymywała porównań do wcześniejszej produkcji, przede wszystkim przez brak tak charyzmatycznego bohatera jak Olgierd Halski, ale cieszyła się sporym zainteresowaniem. W 2007 roku powstała kontynuacja “Fałszerze”, również odebrana pozytywnie, pomimo tego że w międzyczasie świat telewizyjny mocno się już zmienił. W 2003 roku premierę miał bowiem kapitalny “Glina” Władysława Pasikowskiego, a dwa lata później szlak do wielkiej sławy przetarł Patrykowi Vedze niemal równie udany pierwszy sezon “Pitbulla”.
Przeczytaj również
Komentarze (7)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych