Dziesięć produkcji, które warto zobaczyć po seansie Squid Game
Koreańskie “Squid Game” to kolejny wielki hit Netflixa, który w ostatnich tygodniach podbija światowe rynki. Oparta na pomyśle śmiertelnej rozgrywki, w której uczestniczą bohaterowie, produkcja jest niezwykle atrakcyjna, choć wcale nie oryginalna. W przeszłości pojawiło się całkiem sporo filmów i seriali, które posługiwały się podobnym motywem, wykorzystując go do różnych celów.
Scenariusz do najnowszego przeboju Netflixa powstał już w 2008 roku, kiedy jego twórca Hwang Dong-hyuk, nie był w dobrym momencie swego życia. Pogrążony w kryzysie finansowym scenarzysta pasjami zaczytywał się w tym czasie w japońskich mangach, takich jak choćby “Battle Royale” czy “Liar Game”, rozmyślając nad charakterem dzisiejszego systemu społeczno-ekonomicznego. Mocno nastawionego na wszechobecną konkurencję, przy okazji również wytwarzającego specyficzną grupę ludzi, tak mocno zadłużonych, że właściwie nie mających szans na odmianę swego losu. Kluczowe okazało się tu połączenie współczesnych rozważań z grami dla dzieci, kojarzącymi się z czasami, w których konkurowanie ze sobą nie było jeszcze tak istotnym elementem życia, a także wykreowanie postaci jak najbardziej oddalonych od ideału herosa, stworzonych na wzór zwykłych, szarych ludzi, obarczonych codziennymi problemami.
Wielka popularność serialu jest mimo wszystko sporą niespodzianką, bo jego spora część oparta jest na lokalnej specyfice, choćby zabawach, znanych niemal wyłącznie mieszkańcom Korei Południowej. Ponownie daje ona jednak świadectwo potęgi tamtejszej kinematografii, od pewnego czasu praktycznie co roku produkującej jakiś hit. Czuć w nich również mocno aktualny, a obecny od dłuższego czasu w kinie koreańskim, nacisk na kwestie społeczne. Problemy uniwersalne pod każdą szerokością geograficzną. Fenomen “Squid Game” polega również na tym, że ów serial wydaje się pomyślany jako format, który może być realizowany w wielu krajach. Jego poszczególne wersje różniłyby się nie tylko zabawami, ale również otoczeniem wokół dłużników. W polskiej wersji łatwo zatem wyobrazić sobie część realistyczną, niemal wprost wyjętą z filmów takich jak “Dług” Andrzeja Krauzego czy też “Komornik” Feliksa Falka.
Główna idea stojąca za “Squid Game” nie jest jednak oryginalna i pojawiała się już we wcześniejszych produkcjach. Począwszy od scenariuszy traktujących o grupie ludzi (lub jednostkach), budzących się nagle w tajemniczych, najeżonych licznymi pułapkami miejscach, z których postarają się czym prędzej uciec, a skończywszy na produkcjach, pokazujących swoiste eksperymenty socjologiczne, kończące się zwykle krwawą jatką. Podwaliny pod tego typu specyficzne widowiska położyli rzecz jasna twórcy z Azji, ale globalny rozwój technologii cyfrowej i Internetu, w którym obecnie wszyscy spędzamy dużą część naszego życia, jak również popularność samych gier wirtualnych, dały asumpt do rozwijania różnorakich historii, w których bohaterowie uczestniczą w morderczych rozgrywkach, często śledzonych przez miliony obserwatorów.
Battle Royale
Film z 2000 roku pojawia się praktycznie za każdym razem, gdy mowa o najnowszym hicie Netflixa. Nie ma się czemu dziwić. Produkcja w reżyserii Kinji Fukasaku, jest ekranizacją bestsellerowej powieści Koushuna Takami, znanej również dzięki serii mang, i opowiada o grupie młodych ludzi, przetransportowanych na bezludną wyspę, gdzie zostają zmuszeni do walki na śmierć i życie. Brutalność miesza się tu z wyjątkowo czarnym humorem, a w jednej z głównych ról występuje słynny aktor i reżyser Takeshi Kitano. Obraz ten, który wyprzedził choćby wielką popularność powieści Suzanne Collins, wyraźnie wzorowanych na japońskiej powieści, doczekał się sequela, z 2004 roku. Ten nie zrobił jednak już tak dużego wrażenia.
Cube
Niemalże klasyczny już film Vincenzo Nataliego. Obserwujemy w nim grupkę nieznajomych, uwięzionych w swoistym labiryncie, przypominającym kostkę Rubika, w której kolejne pokoje kryją śmiertelne pułapki. Obraz okazał się niszowym hitem, głównie za sprawą niezwykłej, klaustrofobicznej atmosfery, którą zdołano uzyskać mimo niewielkiego budżetu i mało znanych aktorów. Korzystające z pomysłu, który pojawił się już słynnym obrazie Jima Hensona z 1969 roku, dzieło doczekało się wielu nawiązań, a obecnie filmowcy pracują nad jego remake’ami. Oby lepszymi niż sequele, z 2002 (w reżyserii Andrzeja Sekuły) i 2004 roku.
3%
Tak dużej popularności jak “Squid Game” nie zdołał osiągnąć oryginalny, brazylijski serial Netflixa, który zakończył się niedawno na czterech sezonach. Z koreańską produkcją łączy “3%” motyw gier, w które zaangażowani zostają bohaterowie, podobnie jak w przypadku najnowszego dzieła również pozbawieni perspektyw. Oto bowiem społeczeństwo pewnego, bliżej nieokreślonego kraju, zostaje podzielone na elitę, mieszkającą na mitycznej wyspie, i na biedotę zamieszkującą mocno przeludnione slumsy. Spauperyzowana większość wcale się nie buntuje, bo co jakiś czas jej członkowie otrzymują szansę na zamieszkanie w krainie mlekiem i miodem płynącej, przechodząc tzw. “Proces”. Polega on na serii zadań, mających na celu wytypowanie najlepszych spośród nich. Części marzy się jednak nie tylko wygodne życie, ale przede wszystkim zmiana dotychczasowych reguł gry. Serial był długo niezwykle pomysłowy i choć nietrudno, na dystansie czterech sezonów, wskazać jego wady, ostatecznie jest jedną z najlepszych produkcji tego typu, wyprodukowanych w ostatnich latach.
Alice in Borderland
Oparty na znanej mandze autorstwa Haro Aso serial wystartował długo przed koreańskim hitem, ale nie zdobył tak ogromnej popularności, choć zyskał grono sympatyków, nie tylko w państwach azjatyckich, ale również w Europie. Być może będziemy tu mieli do czynienia z produkcją, która rozkręci się w kolejnych sezonach, bo Netflix już zapowiedział, że będzie ją kontynuował. Główny bohater, zafascynowany grami Arisu, pewnego dnia trafia do dziwacznej, opustoszałej wersji Tokio, w której zarówno on, jak i inni przebywający w niej ludzie, zmuszeni są do uczestniczenia w morderczej rozgrywce.
Circle
Obraz w reżyserii duetu Aaron Hann i Mario Miscione w nieco inny sposób podchodzi do starego patentu, rozpowszechnionego głównie za sprawą sukcesu filmu Vincenzo Nataliego. Pięćdziesiątka ludzi budzi się nagle w miejscu, które można porównać do studia telewizyjnego. Okazuje się, że uczestniczą w swoistym eksperymencie, w którym wybierają kto po upływie określonego czasu zostanie zabity. Ciężar zostaje tu przesunięty z poszukiwania drogi ucieczki na rozważanie moralnych implikacji uczestnictwa w morderczej rozgrywce, a następnie myślenie czysto taktyczne. Całkiem udany film, ponoć inspirowany klasycznymi “Dwunastoma gniewnymi ludźmi”, który można jeszcze oglądać na Netflixie. W żadnym wypadku nie należy go mylić z koszmarnym “The Circle”, który mimo dużo lepszej obsady wyprany jest z jakiejkolwiek oryginalności, a co gorsza spisuje się słabo również jako widowisko.
Guns Akimbo
Po brawurowej roli pierdzących zwłok w “Człowieku scyzoryku”, pragnący zerwać łatkę wiecznego chłopca, Daniel Radcliffe zdecydował się na udział w niemal równie dziwacznym projekcie. W filmie Jasona Lei Howdena odtwarza on rolę nieudacznika Milesa, który pewnego dnia zostaje porwany przez grupę bandytów i zmuszony do udziału w śledzonej przez miliony ludzi na całym świecie rozgrywki Skizm, w której bardzo pomocna okaże się para pistoletów, przymocowana do jego dłoni. “Guns Akimbo” to dynamiczne i całkiem zabawne - głównie dzięki sporej ilości różnorakich, popkulturowych nawiązań - widowisko akcji, tradycyjnie mocno głupawe, przy którym jednak nie sposób się nudzić.
Meander
Pokazywany w konkursie na tegorocznym Octopusie film to kolejna wariacja na temat pomysłu Jima Hensona. Rozpisane na zaledwie dwójkę aktorów (oboje znani z serialu “Wikingowie”) widowisko jak zwykle w takich wypadkach rozgrywa się w mocno klaustrofobicznym otoczeniu. Tym razem jest to system tuneli, z których stara się wydostać, przeżywająca wewnętrzne rozterki bohaterka. Brak oryginalności film nadrabia całkiem ciekawymi pułapkami i niezłym nastrojem, sprawiającym, że fani “Cube” z całą pewnością powinni zainteresować się tą produkcją.
As the gods will
Cudowny szaleniec Takashi Miike nie realizuje już czterech-pięciu filmów rocznie i nie eksperymentuje tak mocno z przeróżnymi gatunkami, jednak wciąż potrafi zaskoczyć swoich fanów. Tak jest w przypadku produkcji z 2014 roku, która jak często bywało w przypadku tego twórcy łączy komedię z horrorem. Oparty na mandze Muneyuki Kaneshiro i Akeji Fujimury obraz opowiada o młodym człowieku, zafascynowanym światem gier, który pewnego razu zostaje zmuszony do udziału w grze na śmierć i życie. Sporo brutalności, mnóstwo kiczu i przesady, ale również wiele specyficznego humoru, który powinien się spodobać ludziom przyzwyczajonym do tego typu ekstremalnych mieszanin.
Eksperyment Belko
Scenariusz do tego znanego filmu z 2016 roku napisał sam James Gunn. Osiemdziesiątka Amerykanów zostaje zatrudniona przez dużą firmę, mającą swoje biuro w Bogocie. Monotonia korporacyjnego życia bardzo szybko zostaje przerwana przez serię niecodziennych wydarzeń, pokazujących że wszyscy pracownicy tak naprawdę uczestniczą w śmiertelnej grze, która jak się okaże ma ukryte motywy. Obraz w reżyserii Grega McLeana z dzisiejszej perspektywy może nie wyróżniać się niczym szczególnym, ale mimo tego został zrealizowany dosyć sprawnie. Jeszcze niedawno można go było obejrzeć na HBO GO, niestety zniknął z oferty tego serwisu.
Nerve
Oparty o koncept wirtualnej gry w “prawdę lub wyzwanie” film z 2016 roku mocno podzielił widownię. Spora grupa zarzucała mu naiwność i kompletny brak oryginalności, podczas gdy inni bronili go, pisząc o niezłym tempie i całkiem sprawnym scenariuszu. Częścią problemu było rzecz jasna podpięcie się pod mocno nielubiany (zwłaszcza wśród osób dużo starszych) podgatunek teen-drama, a także dość naiwne i zwyczajnie rozczarowujące zakończenie, ale produkcja długo potrafi utrzymać napięcie, w dodatku robi niezłe wrażenie pod względem wizualnym.
Przeczytaj również
Komentarze (18)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych