Diuna może być nowym Władcą Pierścieni? Pierwsza część to fantastyczny start
Filmowa "Diuna" zadebiutowała, a oceny zdają się potwierdzać to, co wielu przewidywało już jakiś czas temu. Oddano w nasze ręce produkcję, która może być swego rodzaju przełomem w gatunku.
Od końca seansu „Diuny”, na którym byłem w kinie, minęły blisko 24 godziny. Prawie doba. A znamienne jest to, że właściwie dalej trzyma mnie napięcie związane z oglądaniem tej produkcji. I w gruncie rzeczy cieszę się, że dałem sobie nieco czasu, zanim zabrałem się za pisanie tego tekstu. Dlaczego? Cóż, gdybym zaczął od razu po powrocie do domu, prawdopodobnie wyszłoby z tego coś na wzór „recenzji pochwalnej”. Tekst z oceną już mamy (o tutaj), a nie chodzi też o wystawianie laurki.
Ważne jest w tym wszystkim to, że w żadnym stopniu nie zaliczam się do grupy „Diuniarzy” (swoją drogą, ciekawsza od samej nazwy jest gównoburza, która przelała się przez moją bańkę popkulturową - walki dużo bardziej zaciekłe niż na Arrakis), a na debiut właściwie wcale mocno nie czekałem. Każde przełożenie premiery było mi tylko nieco mniej niż „obojętne”, a zwiastuny oglądałem, bo trochę wypadało w związku z wykonywanym zawodem.
Książkę zacząłem, nigdy nie skończyłem. Jedyne co z niej miałem to stosunkowo przyjemne wspomnienia niektórych scen oraz przyzwyczajenie do nazwiska Atreides kosztem Atryda (co wzbudziło niemałe poruszenie pod jednym z newsów). Mimo wszystko poszedłem. Trochę przerażony, trochę nieporuszony, a trochę jednak ciekaw. Wszak mówimy o czymś, co miało rozpocząć nową erę gatunku fantasy. I co? I wow.
Rewolucja gatunku
Jak wspomniałem, nie zamierzam tu pisać recenzji. Wypada jednak poświęcić przynajmniej jeden akapit, aby podzielić się zachwytem. A jest się nad czym rozpływać. Począwszy od kapitalnych zdjęć i scenografii, przez fenomenalną muzykę Hansa Zimmera i efekty dźwiękowe, aż po świetny dobór aktorów oraz cudowne „uwspółcześnienie” wątków, które poruszał w oryginalne sam Herbert. Jestem oczarowany, nie będę ukrywał.
Różnicę pomiędzy obiema trylogiami (tą sprzed dwóch dekad i tą, która dopiero się rodzi) stanowi oczywiście fakt, iż o ile w tym pierwszym przypadku możemy niejako oglądać każdy film osobno, o tyle przy drugim… Cóż, w „Diunie” właściwie nie dostaliśmy żadnego zwieńczenia. Nie ma puenty. I choć to kino drogi, to nie widzimy jej końca, nie ma nawet horyzontu, na którym majaczyłaby meta. To jest obecnie największą przeszkodą.
Trudno jest bowiem oceniać dzieło, nie znając zakończenia. Na ten moment wiele jednak pozwala sądzić, że trylogia o Paulu będzie zapisywana dużymi literami na kartach historii fantastyki kinowej. Mam wrażenie, że musieliśmy czekać dwadzieścia lat na film, który zaoferuje podobny poziom dopracowania, zbliżoną jakość adaptacji względem książkowego pierwowzoru i coś tak ambitnego w tym gatunku.
Ku podsumowaniu
Zdaję sobie sprawę, że być może dla wielu osób płynę na zbyt głęboką wodę, porównując dopiero co debiutującą „Diunę” do ikonicznego już „Władcy Pierścieni”. Dla mnie to jednak podobna skala i wydarzenie, które w zbliżony sposób wpływa na społeczeństwo. Dawno nie widziałem tylu osób rozmawiających na jeden temat. Ostatni raz, jeśli chodzi o kino, byłoby to chyba „Avengers: Koniec Gry”, ale umówmy się - to zupełnie inny rodzaj „fenomenu”.
Mam wrażenie, że jeśli wszystko pójdzie w dobrym kierunku, to za kilkanaście lat będziemy wspominać trylogię, zachwalając wersje podwyższone do 16K i inne bajery. Jeśli tylko uniwersum nie zostanie rozmyte przez dziesiątki spin-offów, seriali i animacji, całość może być czymś wyjątkowym na lata. Przełomowe dla science fiction były swego czasu Gwiezdne Wojny, ale ich kult - w kontekście pierwszej trylogii - zaciera się przez zalew materiałów.
I choć osobiście nie mam nic do ekspansji jakiegokolwiek uniwersum - zwłaszcza że w „Diunie” jest ku temu naprawdę mnóstwo opcji - to osobiście chciałbym, aby sama trylogia funkcjonowała na zasadzie oddzielnego bytu. Mam nadzieję, że nie będziemy musieli później bawić się z synami Paula, dalekim kuzynami Barona albo zaginionymi braćmi Leto Atrydy. Niech powstają poboczne wątki, ale oddalone od tych, które mamy obecnie.
Wierzę, że ta historia zakończy się tak, jak się zaczęła, a więc fantastycznie. Nowy „Władca Pierścieni”? Wszystko na to wskazuje. Wyszło i tak bardzo pochwalnie? Prawdopodobnie tak, ale trudno odłożyć na bok tak duży zachwyt.
Przeczytaj również
Komentarze (82)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych