Mniejszości w popkulturze. Czy powinniśmy przejmować się seksualnością postaci?
Choć mamy 2021 rok, temat ten wciąż budzi sporo kontrowersji i zamieszania. Osobiście dalej nie do końca potrafię zrozumieć, skąd ta ostre podejście do tego, w jaki sposób żyją inni ludzie - także w popkulturze. A ta ma przecież trafiać do każdego.
Nie planowałem ponownie wkładać kija w mrowisko - zwłaszcza że zdaję sobie sprawę, jaki może być odbiór tekstu napisanego na taki temat i w taki sposób. Ostatnie ogłoszenia sprawiły jednak, że nie mogę przejść obok tego obojętnie. Do czego w tym momencie piję? Pozwólcie, że wytłumaczę to w następnej części tekstu. Najpierw chciałbym skierować kilka słów do osób, które mogą poczuć się poruszone moim podejściem.
Jestem w pełni świadom tego, jakie emocje wywołuje wejście na tak grząski grunt. Czytam komentarze pod newsami, a niekiedy nawet blogi na naszym portalu, które traktują o sprawach związanych z poruszaniem zagadnień mniejszości w popkulturze - głównie grach, choć nie brakuje także odniesień do filmów czy seriali (ileż to się naczytałem o „netflixowej propagandzie”). Mówimy więc o sprawie bardzo głośnej.
Nie chcę jednak, aby ktokolwiek poczuł się urażony. Każda linijka w tym tekście będzie przejawem mojego poglądu na tę sprawę. Bardzo cenię sobie możliwość dyskusji, dlatego nie chcę wyłączać komentarzy. Nie o to tu przecież chodzi. Postarajmy się jednak prowadzić racjonalną konwersację. Wymiana zdań - jak najbardziej, ale jeśli przejdziemy na pole obrażania drugiego użytkownika, to nie będzie miało sensu. Do rzeczy.
Battlefieldy, Netflixy i inne Marvele
Obiecałem, że wyjaśnię, co zmotywowało mnie do napisania takiego tekstu. Chodzi oczywiście o newsy, jakie pojawiły się na początku tego i pod koniec ubiegłego tygodnia. Po pierwsze - zapewnienie Kevina Feige, że wątki LGBTQ+ będą poruszane jeszcze częściej w filmowych adaptacjach Marvela. Zrodziła się lawina komentarzy, które twierdziły, że to uskutecznianie „homopropagandy i poprawności politycznej”.
Prawda jest taka, że to po prostu dalsze adaptowanie historii, które znamy z komiksów. I nie trzeba w tym wypadku daleko szukać. Przecież nawet Kamala Khan, która pierwszy raz wyszła poza komiksy przy okazji gry Marvel’s Avengers, jest reprezentantką mniejszości (w tym przypadku etnicznej). To, że pojawia się coraz więcej bohaterów o innej orientacji, wyznaniu czy pochodzeniu, jest rzeczą normalną.
Drugim newsem, który wywołał jeszcze większą burzę wśród odbiorców, był ten o niebinarnej postaci w nadchodzącym Battlefield 2042. I o ile rozumiem czepianie się o zaimki, albowiem w Polsce dalej nie zostały w żaden sposób unormowane (a używanie mnóstwa wersji do formuły gender-neutral brzmi często komicznie), o tyle nie potrafię przejść obojętnie obok ofensywy względem umieszczenia takiej postaci w grze.
Nie rozumiem, w czym miałoby to przeszkadzać. Sama persona nie będzie mogła przecież patrzeć przez ściany ani korzystać z aimbota. Jest to po prostu notka biograficzna konkretnego specjalisty. Dla jednych powinien być to zwyczajny tekst o genezie danej osoby, na który się nie zwraca uwagi, a dla innych opcja na utożsamienie. I do tego warto teraz przejść.
Czy ma to znaczenie? Tak.
Najłatwiej i najbezpieczniej byłoby prawdopodobnie napisać, że „to przecież nie ma absolutnie żadnego znaczenia”, więc po co się tym przejmować. No właśnie, jak się domyślacie, ja tego nie zrobię. Nie zamierzam, bo nie można być dalej od rzeczywistego obrazu sprawy. Żyjemy w społeczeństwie (i nie nawiązuję tu do „Jokera”), więc nie możemy patrzeć wyłącznie przez nasz pryzmat. To, co nas nie dotyczy, nie istnieje, prawda? Otóż nieprawda.
To ma znaczenie i często spore. Każdy z nas ma potrzebę utożsamiania się z wyimaginowanymi bohaterami. I choć sam Maslow o tym nie pomyślał, to dziś wiemy już, że tak jest. Pisząc kiedyś o reprezentacjach mniejszości w komiksach, wspomniałem, że przecież sam Peter Parker miał być mostem do świata komiksów dla nerdów, którzy nie potrafili wcielić się mentalnie w Kapitana Amerykę czy innego Iron Mana. Jeden nienormalnie umięśniony, drugi obrzydliwe bogaty.
W tym samym celu w popkulturze dostajemy coraz więcej osób zaliczanych do LGBTQ+, mniejszości etnicznych czy postaci o innym wyznaniu. Każdy chce mieć swoją reprezentację w ukochanym medium i móc się utożsamić. Dla persony niebinarnej możliwość zagrania jako Sundance będzie czymś świetnym. I dlaczego miałoby to przeszkadzać tym, którzy określają siebie jako kobiety czy mężczyźni? Bzdura.
Dlaczego wciąż nie potrafimy przejść obok tego obojętnie? Jasne, jeśli konkretne wątki są wkładane na siłę, a przez to daleko im do rzeczywistego obrazu danej sprawy, może to robić więcej szkody. Dla przykładu, wypychanie filmów stereotypowymi gejami nie zadziała dobrze. Jeśli jednak będzie to po prostu zarysowanie danej postaci, której jedyną różnicą względem osób hetero, będzie orientacja czy postrzeganie siebie, to… W czym problem?
Podsumowując…
Jeśli coś może komuś pomóc, a innym nie szkodzi, to chyba nie ma sensu przesadnie się na to denerwować. Mam wrażenie, że w pewnych kręgach „propaganda LGBT” sama w sobie staje się propagandą. Dochodzi do tworzenia wideł z igieł i pewnej hiperbolizacji całego zagadnienia. A można przecież przejść z tym do porządku dziennego. Świat ewoluuje i dziś jednym z mediów ku oswajaniu z danym tematem jest także popkultura.
Kilka dni temu pewien australijski piłkarz, Josh Cavallo, przyznał się publicznie do bycia gejem. I był to akt niewątpliwe odważny. Trzeba mieć jaja, żeby ogłosić to światu jako „ten pierwszy w futbolu”. On sam zdaje sobie z tego sprawę i przyznał, że nie przyszło mu to łatwo. Skłoniło mnie to do przemyśleń, w jakich dziwnych czasach musimy żyć. Choć cały czas czytamy o tym, że właściwie nie ma żadnego problemu z tolerancją, to osoby, które boją się o jej brak, wciąż odczuwają lęk.
Będę z Wami szczery - jeśli takie zabiegi, jak oswajanie popkultury z tematami mniejszości, mają sprawić, że kolejne akty przyznania się do swojej, dla przykładu, orientacji, nie będą musiały być nazywane odwagą, ale czymś naturalnym, to niech będzie tego jak najwięcej. Skrajności nigdy nie są dobre, ale jeśli tylko sprawia to, że komuś żyje się lżej - proszę bardzo. Ja na tym nie tracę, wielu z Was, Drodzy Czytelnicy, podobnie. A ktoś może zyskać.
Jeśli więc bohater Marvela będący gejem, niebinarna postać w grze, albo osoba po korekcie płci, mogą sprawić, że komuś będzie łatwiej z tym, że różni się pod pewnym względem od większości społeczeństwa, dla mnie będzie to okej. Życzę sobie i każdemu z osobna, przejścia do porządku dziennego w kwestii tego, iż ludzie są różni i mają różne perspektywy. A gry, filmy, seriale czy książki, powinny być dosłownie dla każdego.
Przeczytaj również
Komentarze (264)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych