Reklama
Ostatniej nocy w Soho (2021) – recenzja filmu (UIP). Piekielny Londyn

Ostatniej nocy w Soho (2021) – recenzja filmu (UIP). Piekielny Londyn

Jędrzej Dudkiewicz | 30.10.2021, 20:00

Są twórcy, których nazwisko stanowi swoistą markę i zwyczajnie oglądam ich nowe filmy w pierwszym możliwym terminie. Jednym z nich jest z pewnością Edgar Wright, który robi sobie – stety lub niestety – kilkuletnie przerwy w pracy. Może jednak dlatego efekt końcowy jest tak dobry. Oto recenzja filmu Ostatniej nocy w Soho (2021).

Eloise mieszka razem z babcią w niewielkiej wsi w Wielkiej Brytanii. Marzenia – tak, jak jej nieżyjąca mama – ma jednak wielkie, chce zostać projektantką mody. Pewnego dnia dostaje list potwierdzający, że została przyjęta na uczelnię w Londynie. Po niezbyt przyjemnym doświadczeniu w akademiku postanawia wyprowadzić się do pokoju wynajmowanego od pewnej starszej pani. Zasypiając w nim, zacznie mieć wizje dotyczące żyjącej kilkadziesiąt lat wcześniej Sandie.

Dalsza część tekstu pod wideo

Ostatniej nocy w Soho (2021) – recenzja filmu (UIP). Piekielny Londyn

Ostatniej nocy w Soho (2021) – recenzja filmu (UIP). Blisko perfekcji

Edgar Wright to twórca mający swój unikalny styl opowiadania historii, często też eksperymentujący z różnymi elementami formy filmowej. Widać to było w niedawnym Baby Driver, ale też oczywiście w Wysypie żywych trupów, Hot Fuzz – Ostrych psach, czy chyba jego najbardziej kultowej produkcji, którą jest Scott Pilgrim kontra świat. Istotne jednak jest też to, że u Wrighta forma zawsze doskonale współgra z fabułą.

Tak jest i tym razem, aczkolwiek niewykluczone, że Ostatniej nocy w Soho jest filmem Wrighta, który pomieścił w sobie najwięcej różnorakich kwestii. To, co dzieje się na ekranie można odczytywać bowiem na wiele różnych sposobów. Dla jednych będzie to opowieść o tym, jak przeszłość wpływa na teraźniejszość, jak od niektórych rzeczy nie można się uwolnić, ale też jak niektóre wracają, ewentualnie nieco zmienione. Może to być też historia radzenia sobie z traumą po stracie najbliższej osoby. Albo o tym, że nie jest wstydem poprosić o pomoc. Inni zobaczą tu przypomnienie o tym, jak wielka metropolia i jej możliwości (ale też zagrożenia) mogą wciągnąć, pochłonąć, a nawet zniszczyć życie. Przede wszystkim jednak Ostatniej nocy w Soho jest filmem jak najbardziej wpisującym się w nurt kina ery post #metoo. Eloise w wizjach widzi początki i przebieg kariery w show biznesie Sandie – relacje władzy, w których była na straconej pozycji, przemoc seksualną, niemożność wyrwania się zaklętego kręgu krzywdy.

Wszystko to opowiedziane jest w sposób często nieoczywisty, za to przez w zasadzie cały czas bardzo intrygujący i wciągający. Z jednej strony wynika to z łączenia różnorakich gatunków. Ostatniej nocy w Soho wpierw jest zwyczajną obyczajówką o spełnianiu marzeń, później przechodzi w coś na kształt bajki, by niedługo potem zamienić się w coraz bardziej psychodeliczny horror. A jest przecież jeszcze w tym wszystkim wątek kryminalny. Można oczywiście czepiać się, że zawiązanie akcji rodzi jedno pytanie, na które trudno znaleźć odpowiedź, zaś końcówka może być odrobinę rozczarowująca. Są to jednak rzeczy, które nie psują frajdy z seansu, a ta jest ogromna. Kiedy trzeba, jest napięcie, całość ma też świetne tempo. No i Ostatniej nocy w Soho jest niesamowicie nakręcone pod kątem zdjęć, muzyki i montażu. Bardzo ważny jest tu motyw lustra, także dlatego, że teraźniejszość i przeszłość przyglądają się sobie wzajemnie i zastanawiają, czy i ile się zmieniło pod niektórymi względami. Są też absolutne sceny perełki, stanowiące miniarcydzieła, od których nie można oderwać wzroku.

Ostatniej nocy w Soho jest też znakomicie grane. Wcielająca się w Eloise Thomasin McKenzie (którą najlepiej pamiętam z Jojo Rabbit) jest znakomita jako mocno niepewna siebie, walcząca z demonami, ale jednocześnie troszcząca się o Sandie (i chcąca dla niej sprawiedliwości) dziewczyna marząca o karierze w wielkim mieście. Anya Taylor-Joy po raz kolejny potwierdza, że jest – moim zdaniem – jedną z najciekawszych aktorek młodego pokolenia. Ma w sobie coś magnetycznego, ale też bardzo smutnego, widać, że jej bohaterka cierpi, coraz bardziej zapada się w sobie. Świetny jest Matt Smith, który idealnie przypomina, że zło może być też niesamowicie czarujące i sympatyczne. Dobre role mają tu też Terence Stamp oraz Diana Rigg.

Jest więc Ostatniej nocy w Soho filmem, który chłonąłem od początku do końca, wciągnąłem się w tę historię niesamowicie i autentycznie intrygowało mnie, co będzie się działo dalej. Tym bardziej, że kilka razy zostałem zaskoczony. Bardzo chętnie też kiedyś obejrzę jeszcze raz tę produkcję, bo znając fabułę, bardziej skupię się na symbolice i najróżniejszych detalach, które mogły mi za pierwszym razem umknąć. A może znajdę jeszcze jedną ścieżkę interpretacji? Nie wiem, czy muszę jeszcze coś pisać, by przekonać Was, jak bardzo ten film mi się podobał.

Atuty

  • Wciągająca, intrygująca fabuła, którą można interpretować na wiele sposobów;
  • Wybitne zdjęcia, muzyka, montaż;
  • Bardzo ciekawe i dobrze zagrane postacie;
  • Kilka scen to osobne miniarcydzieła;
  • Świetne tempo i płynne przechodzenie między gatunkami

Wady

  • Można się przyczepić do jednej kwestii w związaniu akcji, a i w zakończeniu jedna rzecz może być dyskusyjna – ale to niewielkie mankamenty w sumie

Ostatniej nocy w Soho (2021) to kolejny znakomity film w reżyserii Edgara Wrighta.

9,0
Jędrzej Dudkiewicz Strona autora
Miłość do filmów zaczęła się, gdy tata powiedział mi i bratu, że "hej, są takie filmy, które musimy obejrzeć". Była to stara trylogia Star Wars. Od tego czasu przybyło mnóstwo filmów, seriali, ale też książek i oczywiście – od czasu do czasu – fajnych gier.
cropper