Censor (2021) - recenzja filmu (M2 Films). VHS Hell
Do polskich kin, po wielu tygodniach oczekiwania, trafił w końcu osławiony horror Prano Bailey-Bond “Censor”, z którym wielu wiązało duże nadzieje na niszowy obraz roku. Niezwykle interesujący moment w historii, znakomita oprawa audio-wizualna i płynące zewsząd pogłoski o wielkim filmie zaostrzały apetyty na prawdziwą filmową ucztę. Jak ostatecznie wypadła ta produkcja?
Pełnometrażowy debiut walijskiej artystki zabiera widza w nie tak odległe czasy moralnego wzburzenia, spowodowanego rozwojem brytyjskiego rynku kaset video, na którym w latach 80. zaczęło się pojawiać mnóstwo kontrowersyjnych obrazów, znanych pod zbiorczą kategorią “video nasties”. Opinia publiczna bardzo szybko zaczęła wiązać ten fakt z rosnącą w owym czasie brutalną przestępczością, a do coraz szerszego grona moralistów szybko dołączyli politycy.
W końcu żadne, porządne oburzenie społeczne nie może się zmarnować, a kozioł ofiarny w postaci licznych twórców, często dziwacznych i groteskowych filmów, takich jak komedio-slasher “The Driller Killer” Abla Ferrary czy też niesławny “Cannibal Holocaust” Ruggero Deodato, zawsze może się przydać. Zwłaszcza jeśli odciąga uwagę ludzi od realnych problemów. Sama Bailey-Bond nazywa ten okres jednym z najciekawszych w historii kinematografii, jednocześnie wyznając, że wychowała się na tych produkcjach. Najlepszy dowód na to, że zdołały one jednak zainspirować niezwykle interesujące dzieła.
Censor (2021) - recenzja filmu (M2 Films). Ciąg niespodziewanych zdarzeń
Główną bohaterką filmu jest Enid, pracująca w biurze jako cenzorka. Uzbrojona w długopis i zeszycik, z niezwykłą skrupulatnością oglądająca kolejne filmy i oceniająca je pod kątem użyteczności społecznej, bez wahania decyduje o wycięciu drastycznych scen. Jednocześnie kobieta skrywa mroczny sekret: w młodości, w niewyjaśnionych okolicznościach zaginęła jej siostra, o co Enid obwinia zresztą siebie. Moment, w którym jej rodzice postanawiają raz na zawsze zakończyć kwestię rodzinnej tragedii, rozpoczynając żmudny proces właściwej żałoby, zbiega się z trudnym okresem w jej życiu zawodowym. Zostaje bowiem oskarżona o niedopatrzenie, bo jeden z dopuszczonych przez nią do dystrybucji filmów znalazł się na językach wielu ludzi. W dodatku seans kolejnej produkcji, cieszącego się złą sławą reżysera Fredericka Northa, nieoczekiwanie porusza jakąś strunę w jej umyśle, co rozpoczyna ciąg niespodziewanych zdarzeń…
Debiutująca pełnometrażową produkcją, a znana z krótkiego formatu “Nasty”, Bailey-Bond okazuje się tu nieodrodną córką ery VHS, czerpiąc garściami z dorobku tej epoki. Wrażenie robi zwłaszcza umiejętne korzystanie ze specyficznego, ziarnistego formatu filmów na kasetach, jak również wspaniała oprawa audio-wizualna, będąca największym atutem jej dzieła. Jak zawsze raz po raz uruchamia ona skojarzenia z innymi obrazami. Oświetlane zwykle na czerwono sceny w ciasnych pomieszczeniach, w tunelu lub pracy, powodują lekkie ukłucie, przypominając o najsłynniejszym filmie Gaspara Noe. Gdzieniegdzie pobrzmiewa też twórczość Bena Wheatley. Najmocniej jednak widać podobieństwa do obrazów Petera Stricklanda, które objawiają się głównie w podobnej kolorystyce (“In Fabric”), a także w niedookreślonej, specyficznej atmosferze grozy, pojawiającej się za sprawą filmowania posępnych wnętrz (“Berberian Sound Studio”) miejsca pracy cenzorów.
Censor (2021) - recenzja filmu (M2 Films). Kobieta z traumą
Świetnie wypada kompletnie nieopatrzona Niamh Algar, odtwarzająca tu główną bohaterkę. Kobietę, która pod zgrzebnym ubiorem, a także dość sztywną osobowością, jakże typową dla profesji, którą wykonuje, skrywa nie tylko osobisty dramat, ale też ogromną siłę ducha, którą zdają się dostrzegać poznawani przez nią ludzie. Aktorce udało się znakomicie uwiarygodnić postać, z minuty na minutę pogrążającą się w coraz większym szaleństwie. Świetnie współgra z tym również doskonały, dark-ambientowy soundtrack, który jest dziełem francuskiej kompozytorki Emillie Levienaise-Farrouch. Jeśli nawet uznacie sam film za kompletnie niewciągający, spróbujcie wieczornego spaceru z tą muzyką na słuchawkach. Zdecydowanie potrafi ona wywołać dreszcze!
Trudno w ostatnich dniach uciec od skojarzenia z innym filmem reżysera pochodzącego z Wysp, czyli Edgara Wrighta i jego “Ostatniej Nocy w Soho”. Choć bowiem produkcje te operują zupełnie inną estetyką i zestawem skojarzeń, to co je niewątpliwie łączy to bardzo podobne bohaterki. Przepracowujące rodzinne traumy młode kobiety, które pod wpływem pewnych wydarzeń, zaczynają powoli tracić kontakt z rzeczywistością. To zestawienie jednocześnie uwypukla największą wadę obrazu Bailey-Bond, którą jest w moim przekonaniu brak szczypty absolutnego szaleństwa, jakże potrzebnego gdy mówimy o filmie czerpiącym z estetyki najbardziej radykalnych dzieł, zmagającym się również z tematem narastającej wokół nich społeczno-politycznej paranoi. Skupienie na prywatnej historii pozwoliło co prawda utrzymać estetyczne odjazdy w fabularnych ryzach, ale jednocześnie pozbawiło film pierwiastka nieprzewidywalności, który idealnie współgrałby z kapitalną oprawą audio-wizualną obrazu.
Siłę wyobraźni twórców filmu widać przez chwilę w kapitalnej końcówce, która z jednej strony pokazuje ułudę konserwatywnego marzenia o powrocie do krainy szczęśliwości, z której całkowicie wyrugowano produkcje wodzące ludzi na pokuszenie, a z drugiej sugeruje, że “video nasties” rzeczywiście mogą być niebezpieczne. Tylko wtedy jednak, gdy są oglądane przez ludzi, którzy nie uporali się z własnymi problemami.
Zapewne nie są to wnioski szalenie odkrywcze; biorąc jednak pod uwagę pojawiającą się cyklicznie nagonkę na brutalne gry komputerowe czy też niektóre produkcje filmowe, warto je mieć na uwadze. W ostateczności zaś „Censora” należy ocenić wysoko, z zastrzeżeniem jednak, że nie jest to typowy horror, mający przestraszyć widza, a raczej sprawnie zrealizowana produkcja, będąca swoistym hołdem złożonym filmom tej epoki, co widać zwłaszcza w scenie w lesie. Operująca przy tym niezwykle atrakcyjną estetyką, która powinna przypaść do gustu nie tylko ludziom wychowanym w erze VHS, a jednocześnie pozostawiająca widza w uczuciu nieustannego niepokoju.
Atuty
- Niezwykle interesujące realia historyczne
- Znakomita estetyka
- Świetna muzyka
- Bardzo dobra Niamh Algar
- Sprawny scenariusz
- Wyraźny hołd złożony filmom epoki
Wady
- Film z pewnością spotka się z zarzutem, że niedostatecznie straszy
- Przydałaby mu się szczypta absolutnego szaleństwa
“Censor” to bez wątpienia film udany, nie tylko jak na reżyserski debiut. Potrafiący wywołać niepokój, a przy tym również wyjątkowo atrakcyjny pod względem wizualnym.
Przeczytaj również
Komentarze (2)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych