Mafia: Edycja Ostateczna to dla mnie ogromny zawód. Ten remake to wręcz obraza klasyka
Mafia: Edycja Ostateczna zawiodło mnie jeszcze przed premierą, ale w żadnym wypadku nie spodziewałem się, że będzie aż tak źle. To średnia gra, która jako remake kultowego klasyka wypada jeszcze gorzej. Mafia zasłużyła sobie na coś zdecydowanie lepszego.
Mafia: The City of Lost Heaven to jedna z moich ulubionych gier. Do dziś pamiętam jak wielkie wrażenie wywarła na mnie w momencie premiery. Miałem w tamtym czasie wystarczająco mocny PC, który pozwolił mi uruchomić grę na najwyższych ustawieniach graficznych i szczerze mówiąc, dla mnie był to wręcz fotorealizm - zwłaszcza jeśli chodzi o twarze postaci. Produkcja Illusion Softworks urzekła mnie jednak bardziej dbałością o szczegóły, co drastycznie zwiększyło odczuwaną immersję.
Część z tego widoczna była już na samym początku gry, podczas pierwszego pościgu. Bak naszego samochodu mógł zostać przestrzelony, co oczywiście znacznie utrudniało sprawę - ale dodawało też ekscytacji. Później jest jeszcze lepiej - nie spotkałem się z inną grą, w której otrzymałbym mandat za przekroczenie prędkości, czy przejechanie na czerwonym świetle. Dopiero poważniejsze wykroczenia sprawiały, że funkcjonariusze chcieli aresztować naszego protagonistę. Bardzo cieszyło mnie to przywiązanie do realizmu. Zwłaszcza, że twórcy zadbali o to, żebyśmy nie musieli specjalnie pilnować się z prędkością - od tego służyła funkcja ograniczania prędkości, którą aktywowało się jednym klawiszem.
Przemierzanie Lost Heaven to jedna z atrakcji. Pierwsza Mafia mogła pochwalić się świetną ścieżką dźwiękową, pięknie wyreżyserowanymi przerywnikami i ekscytującymi strzelaninami - po nich dana lokacja wyglądała jak prawdziwe pobojowisko. Takie rzeczy jak łuski, magazynki, krew, czy elementy zniszczonych pojazdów nie znikały, co potęgowało wrażenie, że wzięliśmy udział w naprawdę intensywnym starciu. Podobnie satysfakcjonująca w temacie okazała się dla mnie seria Max Payne, choć oczywiście obie gry różnią się pod wieloma względami.
Mafia II niestety pod wieloma względami była gorsza od poprzednika i w swoim czasie nieco się nią zawiodłem. Nie zmienia to jednak faktu, że to wciąż genialna produkcja, która może poszczycić się świetnie wykreowanym miastem, bardzo dobrze napisaną fabułą, zapadającymi w pamięć postaciami i udaną rozgrywką. W zasadzie wszystko było na swoim miejscu, choć niestety nie było już takiego przywiązania do szczegółów jeśli chodzi o rzeczy opisane wyżej. Czuć było jednak, że to dzieło tych samych pasjonatów, którzy włożyli w projekt cały swój talent i serce.
Mafia III to średniej jakości produkcja, która zawiodła wielu fanów. Nie chodzi już nawet o epokę w jakiej się rozgrywa, ale wiele nietrafionych pomysłów w rozgrywce. Fabułę samą w sobie wspominam dobrze, w swoim czasie śledziłem ją z dużym zainteresowaniem. Muszę jednak zaznaczyć, że początek zapowiadał coś nieco lepszego. Podobała mi się też jakość przerywników filmowych (zwłaszcza "wywiady" z postaciami znającymi Lincolna) i dialogi pomiędzy postaciami. Mechanika strzelania pozostawiała niestety sporo do życzenia, a konstrukcja otwartego świata jeszcze więcej - zwłaszcza jeśli chodzi o mnogość mało ciekawych aktywności pobocznych.
Witaj w rodzinie
Ucieszyłem się na pierwsze wzmianki o odnowieniu przygód Thomasa Angelo. Ekscytacja szybko jednak zmalała po tym jak dowiedziałem się, które studio przygotuje remake. Hangar 13 nie należy niestety do grona zaufanych deweloperów. Moje pozytywne emocje uleciały wręcz całkowicie, kiedy zaprezentowano nowy wygląd postaci. Nie spodobały mi się też w ruchu, kiedy światło dzienne ujrzały pierwsze nagrania. Złe wrażenie pozostawiał zwłaszcza nowy Paulie, który stał się zwykłym prostakiem bez krzty jakiegokolwiek stylu. W starej wersji wzbudzał respekt, tutaj natomiast uczucie pożałowania. Być może to przez jego głos i głupkowaty wyraz twarzy.
Film otwierający mi się spodobał, bo też mocno uderzał w nostalgiczne struny choćby za sprawą nowej aranżacji znanego mi utworu. Dobre wrażenie prysło podczas sceny z udziałem Thomasa i detektywa Normana w kawiarni. Maniera mówienia głównego bohatera w ogóle do mnie nie trafiła - za dużo dmuchania nosem i cwaniackiego, niby niedbałego tonu, który zdawał mi się się wymuszonym. Oryginalny Tommy to przecież spokojny, ułożony w gruncie rzeczy człowiek, który nigdy nie cwaniakował.
Nie podoba mi się ta zmiana, bo wpływa również na fabułę i to, że protagonista w zasadzie pcha się w objęcia mafii. W oryginale natomiast zdawał się dołączać do rodziny z braku wyboru. Tam było też wyraźnie pokazane, że tak naprawdę nigdy nie umiał pogodzić się z tym co robił. W nowej wersji śladu po tym wszystkim nie ma. Został przy okazji pozbawiony człowieczeństwa, przez co jako fikcyjna postać wypada po prostu nieprzekonująco. Tyczy się to zresztą całej obsady. Poza Pauliem nie mogłem znieść też Vincenzo, który z kogoś kogo pasjonowała broń, stał się obrzydliwym burakiem bez jakiegokolwiek poczucia przyzwoitości. Jego kiepskie odzywki tylko potęgują ten efekt.
Salieri czy Frank wypadli w porządku, podobnie jak Sam. Ralphie to z kolei prawie ten sam jąkała. Wszyscy z tutaj wymienionych poza Donem mają niestety zdecydowanie za mało czasu antenowego. Zwłaszcza Ralph, który nie uczy nas otwierania zamków kolejnych samochodów. I skoro przy tym jesteśmy, zabrakło Lucasa Bertone, który przecież w oryginale dawał nam znać o ekskluzywnych autach do ukradnięcia. Nie miało to miejsca co każdą misję, ale całkiem często. Był to sposób nie tylko na zdobycie nowego pojazdu, ale też przyjemne przedłużenie zabawy. W remake'u nie ma po tym ani śladu - nie licząc tych kilku aut, które możemy ukraść w trybie swobodnej jazdy.
Odmienione postacie to i tak mała część problemów z nową wersją Mafii. Być może nie miałbym z tym wszystkim problemu, gdyby dobrano bardziej przekonujących aktorów (przecież Joe z Mafii II to też prostak i burak, ale nie przeszkadza mu to być świetną postacią) i przy okazji dopasowano do tego fabułę. W nowej wersji opowieść Tommiego mogła zakończyć się inaczej niż w oryginale. Skoro chciał dołączyć do rodziny, to nie musiał chcieć tego samego co w pierwowzorze. Poza tym, nawet jeśli obie historie miały potoczyć się tak samo, to czemu tylko w pierwotnej wersji wydarzenia zdają się naturalnie do tego epilogu prowadzić? Mimo, iż znam oryginał na wylot, w nowej wersji miałem wrażenie, że wiele stało się nagle i znikąd.
Rozbudowano natomiast niektóre wątki, ale też zostało to zrobione w miernym stylu. Mamy okazję nieco bardziej przyjrzeć się temu jak Tomasz żyje ze swoją żoną, ale znów jest tego zdecydowanie zbyt mało. Skoro twórcy pokusili się o rozbudowanie tego, mogli pokazać więcej - choćby poprzez danie nam okazji spędzenia jakiegoś dnia w ich towarzystwie, kiedy idą do kina czy na kolację do restauracji. Przez cały czas miałem wrażenie, że protagonista nie ma żony. Jaki sens cokolwiek rozbudowywać, skoro robi się to na pół gwizdka?
"Shit! Bastards!"
O fabule napisałbym więcej, ale nie chcę całego tekstu temu poświęcać i przy okazji psuć zabawę tym, którzy jeszcze nie grali w żadną z wersji. Mam problem głównie z brzmieniem nowych postaci, ich odzywkami, często zachowaniem - to wszystko jest takie bez polotu, średnie. Problem jest też z dopasowaniem muzyki. Nie zliczę ile razy słyszałem jakiś podniosły, emocjonujący utwór który przygrywał w tle podczas spokojnej rozmowy. Nie tak powinno to wyglądać, a przecież zarówno oryginał jak i kontynuacja (oraz wiele innych gier) pokazały, że można to zrobić bardzo dobrze.
Odczepię się jednak już od tej fabuły i przejdę do rozgrywki. Pierwsza Mafia zachwycała mnie podczas strzelanin, ale pisałem o tym już na początku tekstu. Przyczepiłbym się jedynie do tego, że przeciwnicy byli za bardzo wytrzymali i w zależności od tego gdzie strzelaliśmy, mogli wytrzymać nawet 10 pocisków. Nie zmienia to jednak faktu, że dało się odczuć moc broni - choćby poprzez udźwiękowienie tejże. Każdy wystrzał to wręcz potężny huk - zwłaszcza taki Tommy Gun, czy Colt 1911 (moje dwie ulubione bronie). W remake'u natomiast brzmią jak zabawki na kapiszony (choć wprawdzie nawet kapiszony są głośniejsze), a przy okazji efekty ich działania są mało odczuwalne. Przeciwnicy często nic sobie nie robili z tego, że do nich strzelam i potrafili podbiec do mojej kryjówki, po czym zabić mnie jednym strzałem - tyczyło się to najczęściej tych większych, ze strzelbami.
Edycja (D)ostateczna to gra z końcówki ubiegłego roku, ale z mechanikami tak przestarzałymi, że kilkunastoletnie gry mogłyby ją zawstydzić. Pod wieloma względami Mafia (gra z 2002 roku) jest po prostu lepsza. Absurdalne jest to, że w tak nowej grze system chowania się za osłonami działa po prostu źle. Jeszcze gorsze jest to, że główny bohater może strzelać jedynie na stojąco, wystawiając się na ostrzał jak manekin. Możemy zapomnieć o strzelaniu podczas kucania (w oryginale pomagało to w celowaniu) - a przecież w "dwójce" czy leciwym już Uncharted: Fortuna Drake'a (które ma niestety średni model strzelania) można wychylić się po prawej stronie osłony i z takiej pozycji strzelać. To samo zresztą robią przeciwnicy, przez co są mniej widoczni.
Grałem w trybie klasycznym i najczęściej umierałem przez źle funkcjonującą mechanikę. W grze nie ma możliwości zmiany ramienia z którego celujemy, toteż czasami trzeba się po prostu pokazać przeciwnikom - jeśli jest ich więcej, to HP naszej postaci spada w błyskawicznym tempie. Zresztą, w przeciwieństwie do nas mają niezwykle celną broń, nawet gdy strzelają w biegu czy pełną serią. Rozrzut broni ich nie dotyczy. Najbardziej problematyczną okazała się misja na lotnisku, kiedy miałem ze sobą jedynie obrzyna, bo twórcy nie pomyśleli o tym, żeby dać nam możliwość przyszykowania się do strzelaniny na wielkim terenie. Musiałem się sporo nakombinować żeby bez szwanku przejąć od któregoś z przeciwników jakiś pistolet, który nada się do strzelania na większy dystans niż 2 metry. Bardzo nie lubię takich zabiegów, tym bardziej jeśli nie mają uzasadnienia fabularnego.
O tym, że system walki wręcz jest słaby nie muszę chyba wspominać. Większość osób z tym zarzutem się zgadza. Swego czasu ten z "dwójki" czy reszty poprzedników uważałem za średni, ale to co zobaczyłem tutaj pobiło to o kilka razy. Największym problemem jest dla mnie to, że twórcy w żaden sposób nie pozwolili mi na swobodę w wyprowadzaniu ciosów. Jak na przeciwniku jest ikonka uniku, to znaczy że zaatakuje, więc mi pozostaje jedynie przytrzymanie odpowiedniego przycisku. Nie mogę samodzielnie tego przerwać. Całość sprowadza się więc do zadawania ciosów, kiedy ikonka uniku nie jest widoczna. I gdyby tego było mało, animacje "finisherów" są tak biedne, że gry z PS2 mogą uśmiechać się na ich widok z politowaniem. Na szczęście nie jest to znacząca mechanika, bo walki wręcz w grze dużo nie ma.
Gaz do dechy...?
Całe szczęście, że dobrze się w Edycji (D)ostatecznej jeździ. Dzięki temu przynajmniej zwiedzanie miasta sprawia przyjemność, tym bardziej że jest to w zasadzie jedyna rzecz, która się na dobrą sprawę udała. Bardzo miło było zobaczyć stare miejscówki w nowym wydaniu oraz te, których nie kojarzyłem z oryginału. Dość powiedzieć, że nawet w barze naszego Dona mogliśmy udać się do kilku nowych pomieszczeń. Niewiele się w nich wprawdzie działo, ale podobne zabiegi to zawsze miła rzecz.
Nie może być jednak zbyt wesoło, dlatego i tutaj muszę się przyczepić do kilku poważnych problemów. W oryginalnej wersji lubiłem (albo wręcz uwielbiałem) jeździć po Lost Heaven zgodnie z przepisami. Zatrzymywałem się na czerwonych światłach, przepuszczałem pieszych i trzymałem się ograniczenia prędkości. Gra zresztą była tak skonstruowana, że opłacało się w ten sposób zachowywać - przynajmniej na oczach policji, bo jeśli funkcjonariusza nie było w pobliżu, mogliśmy szaleć do oporu.
Remake Mafii również zmusza poniekąd do trzymania się przepisów - choćby poprzez ogranicznik prędkości znany z oryginału. Tu również policjanci będą chcieli wlepić nam mandat za takie wykroczenie, a jeśli posuniemy się dalej, spróbują nas zaaresztować czy nawet uśmiercić. Ciekawe natomiast jest to, że nowe Lost Heaven jest niemal całkowicie pozbawione sygnalizacji świetlnej. Absurd, wiem, ale twórcy widocznie uznali, że lepiej całkowicie to wywalić, aniżeli drażnić odbiorców podobnym rozwiązaniem. Tylko czy nie lepiej było to zostawić? W "dwójce" też przecież istnieje sygnalizacja świetlna, ale policja nie ściga za przejechanie na czerwonym świetle - ja chciałem, to się zatrzymywałem. Nie było takiego obowiązku. W serii GTA to samo. Być może większość z Was nie zwraca uwagi na takie rzeczy, ale dla mnie pomysł sam w sobie jest żenujący. Tym bardziej, że twórcy przygotowali kilka szablonów na zachowania policji i tego jak bardzo reagują na nasze wykroczenia. Ruch uliczny też zdaje się funkcjonować według ustalonego z góry prawa.
Nie do podoba mi się też to, jak rozwiązano sprawę wzywania policji na miejsce zdarzenia. Wystarczy, że prawie kogoś potrącimy, by za chwilę usłyszeć że ktoś dzwoni na posterunek i po kilku sekundach zobaczyć nadjeżdżający radiowóz. Wszystko rozgrywa się zdecydowanie zbyt szybko, łącznie ze zgubieniem policji, kiedy jesteśmy tuż za rogiem. Nie musimy się też martwić o przymus zmiany odzienia, a byłoby to miłym dodatkiem, który już zresztą pojawił się w drugiej odsłonie serii. Kolejna rzecz zrobiona na odczepnego.
O modelu jazdy wypowiadam się całkiem pochlebnie, ale w przepisowej eksploracji miasta przeszkadzał też fakt, że ilekroć się skręcało, dało się słyszeć pisk opon. Wrażenie psuły też widoczne w aucie postacie, które gibały się przy najmniejszym ruchu - tak jakbym jeździł po jakichś szalonych wertepach. Jest jeszcze kwestia wyścigu, podczas którego miałem wrażenie, że jeżdżę po lodzie. Samochód bardzo się ślizgał, choć jednocześnie nie było zbyt wielu trudności z opanowaniem go. Muszę też ponarzekać na to, że przeciwnicy mieli szybsze auta, bo bez większych trudności wyprzedzali mnie na prostej drodze - mimo, iż tak samo jak oni jechałem na pełnym gazie. Przez to wyścig był w nowej wersji trudniejszy niż w oryginale. Z kolei utwór dobrany do wyścigu to jakiś nieśmieszny żart, bo brzmiał jak z familijnego filmu Disneya, w którym wieczny nieudacznik w końcu osiąga jakiś sukces i biegnie po nieskończone szczęście. Tragedia.
Nigdy tu nie wracaj
Pozostaje mi podsumować ten przydługi tekst. Mafia: Edycja Ostateczna to w moim odczuciu wręcz obraza dla klasyka. Tak ważnych projektów nie powinno oddawać się w ręce mało doświadczonego zespołu, który swoją pierwszą grą udowodnił, że się nie nadaje. Sporo rzeczy tutaj nie zagrało - począwszy od samej fabuły (którą i tak ratuje fakt, że oparta jest na czymś tak genialnym), a na rozgrywce kończąc.
Muszę jednak przyznać, że gra dobrze wygląda, zwłaszcza miasto, samochody. Wizyta na farmie była naprawdę klimatyczna, a Lost Heaven nocą i w deszczu jest po prostu piękne. To jednak za mało, zwłaszcza jeśli zwrócić uwagę na kiepskie animacje postaci rodem z PS2 - krzywiłem się za każdym razem jak Tommy dosłownie wbiegał do samochodu. Lub wtedy gdy Paulie z impetem otwierał drzwi, by następnie iść spokojnym krokiem. Gdzie takie rzeczy w 2020 roku, panowie.
Odbiór mocno pogarsza rozgrywka, zwłaszcza jeśli chodzi o strzelaniny - choć misja na parkingu podczas wymiany dostarczyła mi odrobinę adrenaliny. Szkoda, że tylko odrobinę. Tym bardziej, że pozostałym się to nie udało. Zabrakło mi też trybu Free Ride Extreme, w którym mieliśmy do wykonania absurdalne i często trudne zadania, za które otrzymywaliśmy wyjątkowe samochody. Tutaj pozostaje znalezienie wszystkich znajdziek, których jest grubo ponad 100. O ile jeszcze spodobało mi się zbieranie magazynów czy kart z papierosów, tak śmiejące się lisy uważam za pomyłkę. Może nie zrozumiałem jakiegoś nawiązania.
Doceniam też pracę włożoną w opracowanie radia, choćby dlatego, że ciekawie jest posłuchać wiadomości z tego okresu historii i swoistych rozważań na temat nadciągającej wojny. Obok tego są też reklamy papierosów, czy w późniejszym czasie alkoholu (kiedy już prohibicja została zniesiona). Szkoda znów, że dostępne są jedynie 2 stacje radiowe. Zabrakło mi trzeciej (o potencjalnej nazwie Lost Classics), gdzie przygrywałyby utwory z oryginalnej "jedynki". Taka stacja pojawiła się w "dwójce".
Rozumiem jednak, że w gruncie rzeczy ta gra się odbiorcom podoba. Mam wrażenie, że dla wielu rozgrywka schodzi na dalszy plan, a bardziej liczy się fabuła i klimat. Gier dziejących się w takim okresie w zasadzie nie ma, więc choćby to jest dobrym powodem do sprawdzenia tej produkcji. Ja jednak nie potrafię obok takich niedoróbek przejść obojętnie, bo po prostu źle wpływa to na jakość zabawy. I nawet jeśli klimat i fabuła są cudowne (a tutaj fabuła niestety genialna nie jest - mimo iż opiera się na takowej), to w grach najważniejsza jest jednak rozgrywka. Przy okazji nie zabrakło też rażących błędów z samochodami wiszącymi w powietrzu, znikającymi przechodniami, czy dziwnym zachowaniem towarzyszy lub przeciwników. Jeśli Mafia 4 ma kiedyś powstać, to mam nadzieję, że 2k Games zleci to porządnemu studiu.
Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do Mafia: Edycja Ostateczna.
Ocena - recenzja gry Mafia: Edycja Ostateczna
Atuty
- Świetnie zrealizowane miasto
- Klimat
- Model jazdy (poza wyścigiem)
- Nowe miejscówki do zwiedzania
- Niektóre wątki zostały rozbudowane (choć nieco za mało)
Wady
- Kiepski model strzelania
- Kiepski system walki wręcz
- Scenariusz gorszy niż w oryginale
- Nieprzekonująca gra aktorska
- Nowy charakter i wygląd wielu postaci
- Często niepasująca i nieprzekonująca muzyka
- Błędy
- Brak Free Ride Extreme
- Lucas, oddawaj samochody!
- Niemal pełny brak sygnalizacji świetlnej
- Wiele niedoróbek w rozgrywce
Mafia: Edycja Ostateczna to nie jest zła gra, a średnia. Wielkiego fana oryginału może mocno zawieść, ale nowym odbiorcom może się spodobać - o ile klimat i fabułę stawiają nad rozgrywką, co dzisiaj ma miejsce częściej niż chciałbym przyznać. Bon Appétit!
Przeczytaj również
Komentarze (113)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych