Biały potok (2021) - recenzja filmu [TVP]. Miała być komedia pomyłek, ale ktoś zapomniał o komedii
Dwa zaprzyjaźnione małżeństwa, mieszkające na przeciwko siebie, zaczynają popadać w obłęd, kiedy kłamstwa i niedopowiedzenia wkraczają z niszczycielską mocą w ich życia. Brzmi zabawnie, nie?
Niby gusta komediowe wśród ludzi są na tyle różne, że nie ma co się o nich za bardzo rozwodzić i po prostu zaakceptować, że kogoś może nie bawić to, co bawi mnie i odwrotnie, ale w tym przypadku nie da się tej kwestii przemilczeć. Dzisiejszy film, debiutującego w roli reżysera Michała Grzybowskiego jest komedią. Na taki film się szykowałem, pod tym kątem miałem go oceniać, ale musiałbym wtedy dać mu jakieś, nie wiem, 2/10? Powiem krótko - moim zdaniem ten film jest kompletnie i absolutnie nieśmieszny. Dosłownie dwa razy zdarzyło mi się uśmiechnąć pod nosem, o czym szerzej opowiem za chwilę, ale nie zaśmiałem się nawet raz. W teorii "Biały potok" jest komedią pomyłek i tak jak zdecydowanie dziwnych i niefortunnych pomyłek jest w nim kilka, tak komedii nie uświadczyłem. Ale może to tylko ze mną jest coś nie tak, bo z tego co patrzę w internecie, uczestnikom festiwalu w Gdyni, gdzie obraz debiutował, wizja pana Grzybowskiego przypadła do gustu.
Biały potok (2021) - recenzja filmu [TVP]. Zdrajcy i dłużnicy
Michał i Ewa (Marcin Dorociński i Julia Wyszyńska) mieszkają sobie na cichym, spokojnym osiedlu domków jednorodzinnych. On ma swoją firmę, ona właśnie zaczyna rozkręcać własną i przy okazji jest w ostatnim trymestrze drugiej ciąży. Ich najlepszymi przyjaciółmi pod słońcem są Bartek i Kasia (Dobromir Dymecki i Agnieszka Dulęba-Kasza), którzy mieszkają dosłownie naprzeciwko. Kasia jest wspólniczką Ewy, a Bartek ma sad, z którego do domu przynosi więcej stresu, niż pieniędzy. Po pełnym alkoholu i dobrej zabawy wieczorze Michał musi pomóc Kasi odprowadzić pijanego Bartka do domu, ale nie dość, że wcześniej prowadził z nią jakby lekki flirt, to jeszcze zamiast wrócić od razu po odprowadzeniu nieprzytomnego kolegi, zniknął bez telefonu na pół godziny. W głowie Ewy zaczyna kiełkować nieprzyjemna, niedająca jej spokoju myśl...
Pierwszym i zarazem największym problemem scenariusza Grzybowskiego, napisanego do spółki z Tomaszem Walesiakiem jest chęć zatajenia przed widzem, czy do czegoś doszło, czy nie doszło. Bo jeśli mam wierzyć, że Michał faktycznie skacze w bok z żoną przyjaciela, to ciężko mi z nim sympatyzować, kiedy spotykają go kolejne nieszczęścia, a już na pewno nie mam ochoty się z tego śmiać. Tak naprawdę to do samego końca nie jest powiedziane, gdzie leży prawda i tak jak rozumiem zamysł żeby powodzić trochę widza za nos, żeby dodać historii głębi, tak jako komedia nie sprawdza się to wcale i to nie tylko z tego względu. Kolejnym, teoretycznie śmiesznym, sytuacjom brakuje mocniejszej puenty. Nie jestem pewien czy zawiniła reżyseria, czy montaż, ale naprawdę mało która scena potrafi połaskotać odpowiednio moje poczucie humoru, a nie uważam abym był specjalnie wybredny w tym temacie. Naliczyłem dwie: kiedy jedna z postaci dostaje po głowie od bandziorów w kominiarkach, którzy natychmiast po tym odjeżdżają z piskiem opon po to tylko żeby pięć metrów dalej musieć zawracać na trzy razy, bo to przecież wewnętrzna uliczka i dalej, kiedy później wścibski sąsiad wzywa z tego tytułu policję, po czym z uśmiechem na ustach stoi obok i przygląda się nieswoim sprawom, zdając się nie zauważać delikatnych sugestii, że może by sobie poszedł. Mało, jak na komedię.
Biały potok (2021) - recenzja filmu [TVP]. Za to dramat byłby z tego niezły
To nie jest tak, że reżyser nie próbował. Gołym okiem widać, które sceny miały w teorii bawić, ponieważ albo ktoś mówi, albo robi coś głupiego/żenującego/nieodpowiedniego (niepotrzebne skreślić). Problem w tym, że scenariusz jest bardziej tragiczny, niż komiczny. Zdrady, długi, alkoholizm, nieumyślne i przy tym groźne postrzelenie, pobicia - z tego wszystkiego da się ukręcić porządną komedię, ale potrzeba do tego wprawnej ręki. Może gdyby "Biały potok" nie był pierwszym projektem Grzybowskiego wyszłoby lepiej. Ale o tym się już nie przekonamy.
Wydaje mi się, że niepotrzebnie wkleili do scenariusza ten poważniejszy, bardziej mroczny wątek, zamiast pójść w wesołą, czystą komedię. Paradoksalnie jednak, gdyby tylko przerobić kilka lżejszych scen, a część może wyciąć zupełnie, "Biały potok" mógłby być całkiem porządnym dramatem - niespecjalnie oryginalną, ale ciężką jak trzeba historią o nas samych i naszych lękach. Aktualną działającą na wyobraźnię. Aktorzy i tak zdają się grać zupełnie na poważnie, jak gdyby nikt im nie powiedział, że to ma być film do śmiechu. A może tak właśnie było? Może Grzybowski to taki Tommy Wiseau naszego podwórka i kiedy zauważył, że jego poważny dramat nie działa jak powinien, postanowił sprzedać go jako komedię? Wiele by to wyjaśniało.
Atuty
- Porządnie zagrany i poprawnie nakręcony;
- Dwa razy nawet się uśmiechnąłem;
- Krótki.
Wady
- Kompletnie nie działa jako komedia.
"Biały potok" całkiem dobrze wizualizuje lęki i stresy przeciętnego Polaka, ale nie puentuje ich w żaden satysfakcjonujący sposób. Tyle że to podobno miała być komedia... Ocena tak wysoka, bo ogólnie jest to poprawny film. Po prostu nieśmieszny.
Przeczytaj również
Komentarze (10)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych