Kampania Halo Infinite to ogromny zawód. Spodziewałem się czegoś lepszego
Kampania Halo Infinite mocno mnie zawiodła. Nowej opowieści o Master Chiefie brakuje różnorodności, przez co jest nijaka i sztucznie przeciągana. Ratuje ją wyłącznie przyjemny gameplay i przemyślany pół-otwarty świat.
Recenzenci oceniając kampanię Halo Infinite nie byli ze sobą zgodni. Pierwsi zachwalali sam scenariusz, jednocześnie źle wypowiadając się na temat pół-otwartego świata, drudzy zawiedli się fabułą, a spędzili wiele wspaniałych chwil biorąc udział w dodatkowych aktywnościach między kolejnymi misjami głównymi. Trzeci wypowiadali się dobrze o obu elementach, a jeszcze inni zawiedli się ogólnie na kampanii Halo Infinite. Nie było jednogłośnego werdyktu i trzeba było przekonać się na własnej skórze, jak wypada najnowsza przygoda Master Chiefa.
Dobre złego początki
Do rozgrywki usiadłem jeszcze przed oficjalną premierą gry. Z racji tego, iż Microsoft udostępnił w pełni za darmo tryby sieciowe Halo Inifnite (dodam tylko, że w mojej opinii jest to świetny ruch, który trzeba docenić), byłem w stanie zapoznać się z podstawowymi mechanikami gry już na początku grudnia. Do kampanii przysiadłem dopiero 10 grudnia i spędziłem z nią, bazując na liczniku godzin na Xboksowej aplikacji na PC, mniej więcej 30 godzin. Taki czas rozgrywki pozwolił mi znaleźć większość nagrań audio i innych przedmiotów kolekcjonerskich, a także zapoznać się z samą historią.
Pierwsze wrażenia z kampanii Halo Infinite były bardzo pozytywne. Produkcja wyglądała dość przyzwoicie oferując przy tym niesamowicie przyjemny system strzelania. Przechodząc przez kolejne liniowe lokacje w zamkniętych terenach mogłem cieszyć się testowaniem kolejnych broni, poznawaniem gadżetów upiększających rozgrywkę i ukręcaniem łbów kolejnym Wygnańcom. Wsiąknąłem w świat przedstawiony przez 343 Industries do tego stopnia, że rozmawiając z kolegami z redakcji w trakcie tegorocznego TGA 2021 poleciłem im kampanię Halo Infinite.
Dzisiaj tego bym już nie zrobił. Oprócz wspomnianego już wyżej modelu strzelania i innych atrakcji wpływających na samą rozgrywkę, która suma summarum jest bardzo przyjemna (to chyba jedna z nielicznych gier, w której poruszanie się sprawia sporo frajdy (lina z hakiem zdaje egzamin)), nie potrafię znaleźć więcej plusów kampanii Halo Infinite. No, może na siłę można zaliczyć tutaj też sam scenariusz, ale finalnie jest on dość przewidywalny i żmudny dla osób, które nie są zagorzałymi fanami marki.
Gdzieś to już widziałem. I to nie jeden raz
Przechodząc do sedna, moim największym wrogiem w trakcie ogrywania nowej historii Master Chiefa był... brak większej różnorodności. Misje główne zostały zrobione na jedno kopyto prawie pod każdym względem, ponieważ deweloperzy ciągle nadużywali przygotowane "assety". Po ograniu trzech, może czterech pierwszych misji wiedz, że przyjrzałeś się już 90% lokacjom, które wystąpią w dalszej części fabuły - zwiedzając wnętrza wież czy innych budowli cały czas przemierzamy przez tak samo wyglądające korytarze i pomieszczenia, a powiew świeżości można zaznać w większości przypadków tylko w obszarze kończącym misję.
Cele w misjach głównych to, podobnie jak identycznie wyglądające lokacje, kolejny ogromny minus gry Microsoftu. Deweloperzy nie pokusili się o kreatywne zadania, w których musielibyśmy ruszyć głową czy nawet wykonać jakieś inne wyzwanie niż zasilenie kolejnych drzwi korzystając z wcześniej znalezionego źródła mocy, przy okazji eliminując kolejne grupy wrogów.
Wszystko to sprowadziło się do tego, że od połowy kampanii w Halo Infinite starałem się pomijać wszystkich przeciwników, których ubicie nie było wymagane do pchnięcia wątku głównego do przodu. Po prostu zbierałem kolejne źródło mocy potrzebne do odblokowania zamkniętych drzwi, skanowałem pomieszczenia, aby dowiedzieć się, gdzie znajduje się korytarz prowadzący do celu, jakim w 99% sytuacji była konsola odblokowująca nowy dialog z towarzyszącym nam SI. To nie powinno tak wyglądać.
Wisienką na torcie są natomiast starcia z bossami, które w żaden sposób nie wyglądały widowiskowo. Każdy z mocarnych przeciwników posiadał tarczę i zdrowie. Jeśli przy pierwszym z nich domyśliłeś się, że do zniszczenia ochrony najbardziej przydatna jest amunicja plazmowa, a najlepiej karabin z twardym światłem, tytuł nie oferował Ci już żadnych wyzwań. Większość starć to ten sam schemat - korzystając z zebranych broni, giwer na stojakach czy przedmiotów rzucanych pozbądź wroga tarczy, a potem wykończ go.
W gąszczu minusów widać nieliczne plusy
To największe minusy kampanii Halo Infinite, które coraz bardziej utwierdzają mnie w przekonaniu, że opowieść fabularna powstawała w chaosie i na jej dopieszczenie zabrakło po prostu czasu. Nowa przygoda Master Chiefa miała ogromny potencjał, a koniec końców misje główne są wykonane na jedno kopyto. Z pociągu podpisanego "ogromny hype" od połowy fabuły przesiadłem się do wagonu, w którym pasażer co chwilę zadaje konduktorowi pytanie: "daleko jeszcze?".
Trochę lepiej wypadły aktywności w świecie, ale wiem, że jest to przede wszystkim zasługa przyjemnego gameplayu. Zbieranie kolejnych znajdziek (na potrzeby poradnika, który znajdziecie chociażby w tym miejscu), niszczenie posterunków wroga, pomaganie oddziałom marines czy zajmowanie się mini-bossami jest dobrą, i co ważne, przemyślaną odskocznią od - powtórzę się, ale trudno - mizernego, sztucznie przedłużanego jednymi i tymi samymi lokacjami wątku głównego.
Zwiedzanie świata w Halo Infinite to jedna z niewielu rzeczy, które 343 Industries wyszło bardzo dobrze. Podoba mi się możliwość wejścia w każdą dziurę i elastyczność w odkrywaniu kolejnych smaczków Halo Zeta. Wbrew powszechnej opinii nie mogę powiedzieć również złego słowa o samej oprawie graficznej. Jasne, zawsze mogło być lepiej, ale trzeba pamiętać, że ten tytuł miał od początku chodzić płynnie również na ośmioletnich Xboksach One, co chcąc nie chcąc spowodowało pewne ograniczenia w pozostałych wersjach.
I abyśmy nie zrozumieli się źle...
Gdybym został zmuszony ocenić Halo Infinite jako całość, dałbym z czystym sumieniem 7/10. Z racji tego, iż nie przypadło mi recenzowanie przedpremierowo tegoż tytułu, mogę oddzielić darmową, sieciową wersję Halo Infinite od kampanii i ocenić je jako oddzielne produkcje. Tym samym multiplayerowi, z którym spędziłem już sporo czasu, jestem skłonny wystawić 8/10 (i nie ma tutaj nic do rzeczy darmowe udostępnienie owego modułu - potyczki z innymi graczami są dobrze wyważone i po prostu wciągają bardziej niż starcia w BF2042 czy CoD: Vanguard), a kampanii naciągane 6/10. W tym przypadku od piątki z przodu przygodę Master Chiefa uratowała satysfakcjonująca rozgrywka i przemyślany pół-otwarty świat, który w mojej opinii zdał egzamin. Pozostałe elementy pozostawiają wiele do życzenia.
Uważam, że Halo Infinite jest przyzwoitą grą, ale nic poza tym. Gracze trochę się pośpieszyli wybierając najnowszą produkcję Microsoftu jako najlepszą produkcję 2021 roku (wszak gra została wybrana jako GOTY 2021 przez społeczność jeszcze dzień przed jej oficjalną premierą, więc pomijając ewentualnie recenzentów, żaden odbiorca nie zasmakował kampanii - już sam ten fakt pokazuje, jak lekceważąco do tego głosowania podeszli odbiorcy), jeśli nie napisać, że się skompromitowali stawiając ją wyżej od genialnego i co najważniejsze sprawdzonego (!) Resident Evil Village, It Takes Two czy Psychonauts 2.
Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do Halo Infinite.
Przeczytaj również
Komentarze (289)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych