Najlepsze seriale z 2021 roku dostępne na Netflixie
Minione kilkanaście miesięcy były na Netflixie okresem, w którym ostatecznie zaznaczyła się supremacja Korei Południowej, także jeśli chodzi o produkcje serialowe. Jak co roku mieliśmy również do czynienia z kilkoma niespodziankami, oryginalnymi dziełami streamingowego giganta, które zdołały zgromadzić przed telewizorami mnóstwo ludzi, przy okazji zbierając też wysokie oceny krytyków.
W tym roku na Netflixie królowały przede wszystkim produkcje azjatyckie. Ogromny sukces “Squid Game” sprawił, że użytkownicy siłą rozpędu rzucili się także na inne k-dramy, notujące w kolejnych tygodniach rekordy oglądalności. Nie samymi azjatyckimi produkcjami żyli jednak w mijającym roku widzowie. Udany debiut na platformie zaliczyła produkcja należąca wcześniej do innego serwisu. Twórcom udało się również sprawnie wykorzystać komiksowe pierwowzory, a nawet zrealizować nietuzinkowe dzieło, wykorzystujące uniwersum gry komputerowej. Swoje dostali zarówno fani seriali sensacyjnych, jak i serii obyczajowych.
Cobra Kai sezon 3
Przejęta od Youtube’a seria, stanowiąca sequel do niezwykle popularnych filmów z lat 80. i 90., to prawdziwy fenomen. Chyba żadnemu serialowi, bazującemu na filmowej serii, nie udało się jej rozwinąć w tak inteligentny sposób, ze smakiem wykorzystując potencjał pojawiających się w niej postaci, co rusz sprawnie unikając typowych w takim wypadku oskarżeń o żerowanie wyłącznie na nostalgii. Trzeci sezon ani trochę nie obniżył poziomu poprzedników, rozbudzając apetyt przed kolejnymi odcinkami, których premierę zaplanowano na ostatni dzień roku. I zapewne wielu będzie takich, którzy w corocznej sondzie na pytanie: “Jak pan/i spędzi Sylwestra?” odpowie: “W… Będę oglądał serial! Cobra Kai!”.
Arcane
Box-office'owy sukces “Warcrafta” Duncana Jonesa z 2016 roku pokazał, że produkcje, których fabuły umiejscowiono w uniwersum gier Blizzarda, mają ogromny potencjał marketingowy. O ile jednak wspomniany obraz był głównie atakowany przez krytyków i wyrobionych widzów, o tyle tegoroczna propozycja serialowa Netflixa “Arcane”, rozgrywająca się w świecie League of Legends, zadowoliła praktycznie wszystkich, stając się jednym z serialowych fenomenów 2021 roku. Sprawny scenariusz, piękna animacja, a przede wszystkim umiejętność wyciągania najciekawszych elementów z pierwowzoru dają nadzieje na to, że połączenie dwóch różnych światów ma jednak sens, pod warunkiem, że za realizację serialu biorą się odpowiedni ludzie.
Łasuch
W tym roku sporo zabawy całej rodzinie dostarczył trzeci sezon “Lost in Space”, ale jeśli chodzi o formułę familijnej fantastyki królem był zdecydowanie “Sweet Tooth”. Oparty na komiksie Jeffa Lemire’a serial zaproponował zupełnie nietypowe podejście do nurtu post-apo, a choć niektórzy narzekali na to, że produkcja celowo pomijała niektóre wątki, pojawiające się w pierwotnym dziele, to jednak świetnie wykreowany świat i sympatyczni bohaterowie, zadecydowali o jego wielkiej popularności. Całkowicie zresztą zasłużonej.
Squid Game
Wielki sukces koreańskiej serii pokazał, że tamtejsi twórcy znakomicie opanowali już sztukę żonglowania poszczególnymi elementami, pojawiającymi się w popkulturze. Na dobrą sprawę nie mamy tu bowiem absolutnie niczego, czego nie znalibyśmy z poprzednich produkcji w stylu “battle royale”. Na niezwykłą popularność serii, wymyślonej przez Hwang Dong-hyuka, złożyła się przede wszystkim błyskotliwa formuła i znane miłośnikom dzieł z tej części świata nagromadzenie skrajnych emocji, które pozwalają zapomnieć o wielu mankamentach, takich jak choćby zupełna drętwota VIP-ów.
Sprzątaczka
W zupełnie inne rejony celował skromny, amerykański serial, oparty na pamiętnikach Stephanie Land, idealnie wpisujące się w nurt podobnych reportaży, takich jak choćby “Nomadland” Jessiki Bruder, osławiony za sprawą filmu Chloe Zhao, czy też “Eksmitowani” Matthew Desmonda. Dzięki nim wielu ludzi, należących do klasy średniej, nagle odkryło, że ciężka praca wcale nie zapewnia utrzymania na choćby wystarczającym poziomie, co dotyczy szczególnie pracowników niewykwalifikowanych. Taką osobą jest główna bohaterka, grana przez Margaret Qualley, której codzienne zmagania z rzeczywistością obserwujemy w trakcie dziesięciu odcinków miniserialu, broniącego się celnością spostrzeżeń i uczciwością w ukazywaniu życia w ciągłej niepewności.
Nocna msza
Jeśli chodzi o serialowe horrory na Mike’u Flanaganie można w ostatnich latach polegać jak na Zawiszy! Urodzony w Salem Amerykanin, mający już na koncie dwie świetne serie: “Nawiedzony dom na Wzgórzu” i “The Haunting of Bly Manor” w tym roku wrócił z nową. “Nocna msza” całkiem sprawnie wykorzystuje motyw mocno hermetycznej społeczności zamieszkującej wyspę, której życie zmienia przybycie tajemniczego gościa. Najnowsza produkcja jest nieco gorsza od dwóch poprzednich, ale i tak prezentuje się nieźle, sprawiając, że na kolejne dzieła Flanagana można oczekiwać z nadzieją na solidne kino grozy, zamknięte w formule miniserialu.
Wąż
Ośmioodcinkowy serial BBC, którego scenariusz został oparty na faktach, dotyczących jednego z najpilniej poszukiwanych przestępców w latach 70. Charlesa Sobhraja, znanego pod pseudonimem “The Bikini Killer”, którego w serialu odtwarza Tahar Rahim. Twórcom, jak zwykle w takich wypadkach, udało się świetnie odtworzyć realia epoki, na uwagę zasługuje również interesujący scenariusz, dzięki któremu można lepiej zrozumieć to dlaczego wspomniany morderca tak długo pozostawał nieuchwytny.
Trese
Recenzowany przeze mnie serial animowany to świetne połączenie oryginalnych pomysłów z animacją, mocno przypominającą te osadzone w uniwersum DC. Dwaj Filipińczycy, twórcy oryginalnej mangi, która stała się podstawą dzieła Netflixa, postanowili bowiem z jednej strony przedstawić bogaty świat lokalnych wierzeń, a z drugiej opowiedzieć o życiu we współczesnej Manili. W rezultacie powstała niezwykle mroczna opowieść, której główną bohaterką jest strażniczka równowagi pomiędzy światem ludzkim i nadnaturalnym. Niepozbawiona wad produkcja broni się jednak kilkoma świetnymi pomysłami, dającymi jednocześnie nadzieję na udane rozwinięcie w drugim sezonie.
My name
W tym miejscu być może powinien się pojawić “Hellbound”, ale warto wyróżnić inną produkcję koreańską, należącą do zupełnie innego gatunku niż dwie poprzednie. W tym serialu akcji interesująca jest już konstrukcja głównej bohaterki. Wstępuje ona do policji, po to by ją zinfiltrować, działając przy tym na polecenie szefa organizacji przestępczej. Czy mamy tu zatem do czynienia ze swoistą wariacją na temat “24 godzin” pokazywaną z perspektywy Niny Myers? Nie do końca, jest to przede wszystkim klasyczna opowieść o zemście, jak zwykle w przypadku koreańskich produkcji świetnie nakręcona, dynamiczna, wyróżniająca się dobrą choreografią walk.
Rojst ’97
Sporo pochwał zebrało w tym roku “Otwórz oczy”, ale na tej liście - bez żadnej taryfy ulgowej dla rodzimych serii - mogła się znaleźć w zasadzie tylko druga część “Rojsta”, pierwotnie pokazywanego jeszcze na Showmaxie. Netflixowi należą się w tym wypadku pochwały za przygarnięcie tej produkcji i decyzję o realizacji drugiego sezonu, który niezwykle sugestywnie ukazał realia lat 90. w Polsce, zaraz po powodzi stulecia. Sprawny scenariusz, łączący wątki obecne w pierwszym sezonie z realiami świata przedstawionego, a także bardzo dobre aktorstwo, zwłaszcza duetu Magdalena Różdżka - Łukasz Simlat, były głównymi atutami tego niezwykle interesującego serialu.
Przeczytaj również
Komentarze (34)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych