Being the Ricardos (Lucy i Desi) (2021) – recenzja filmu [Amazon]. Nerwowy tydzień

Being the Ricardos (Lucy i Desi) (2021) – recenzja filmu [Amazon]. Nerwowy tydzień

Iza Łęcka | 26.12.2021, 21:01

Aaron Sorkin bierze się za bary z jedną z legend kina i jej najbardziej popularnych kreacji. Zapraszając do „Lucy i Desi” (oryg. „Being the Ricardos”) takie gwiazdy jak Nicole Kidman oraz Javier Bardem twórca decyduje się na szereg manewrów, które mogą wprawić w osłupienie. Oto recenzja nowego filmu dostępnego na Amazon Prime Video.

Amazon nie chce oddać końcówki roku konkurencji i serwuje pozycję, która już od pierwszej zapowiedzi była hucznie ogłoszona pretendentem do wygrania Oscara. Czego chcieć więcej – chwytliwa historia poświęcona jednemu z najpopularniejszych sitcomów XX wieku „I Love Lucy”, błyskotliwy, choć nieco nierówny reżyser, gwiazdy w głównej obsadzie i solidna reszta ekipy stanowią zapowiedź niezwykle obiecującej produkcji. Co więc mogłoby się nie udać? Otóż całkiem sporo...

Dalsza część tekstu pod wideo

Being the Ricardos (Lucy i Desi) (2021) – recenzja filmu [Amazon]. Pomieszanie z poplątaniem

Being the Ricardos (Lucy i Desi) (2021) – recenzja filmu [Amazon]. Nerwowy tydzień

Jest rok 1953. Lucille Ball i Desi Arnaz są małżeństwem wcielającym się w głównych bohaterów „I Love Lucy”, sitcomu, który przez sześć sezonów emisji doczekał się ogromnej popularności i uwielbienia amerykańskich widzów. Początek tygodnia i rozpoczęcie nagrywania nowego odcinka nie zaczynają się jednak zbyt dobrze – oto w gazetach publikowane są zdjęcia Desiego z inną kobietą, sugerujące, że mąż gwiazdy zdradza ją na prawo i lewo, natomiast znany plotkarz Walter Winchell rzuca oskarżenia w kierunku Lucy. Aktorka została uznana za komunistkę i członkinię partii, kilka dni wcześniej stanęła przed komisją, która wysłuchała jej zeznań. Członkostwo w partii ma jednak drugie dno, a wypływające sprawy rodzinne mogą nie tylko pogrążyć Ball, ale przede wszystkim wpłynąć na porażkę serialu i wizerunek CBS. Do tego włodarze stacji muszą podjąć kolejną trudną decyzję wpływającą bezpośrednio na „I Love Lucy”...

Aaron Sorkin („Proces Siódemki z Chicago”, „Steve Jobs”, „The Social Network”), który zajął się nie tylko scenariuszem, ale był również odpowiedzialny za reżyserię, już od pierwszych chwil trzyma widza w napięciu i nieco zmienia bieg historii. Z uporem maniaka żongluje kolejnymi scenami z życia osobistego bohaterów, ujęciami poświęconymi pracy na planie i tworzeniu nowego epizodu serialu, wykorzystuje retrospekcje oraz wyobrażenia Lucille. Choć „I Love Lucy” sprawiało sporo frajdy widzom, atmosfera poza kulisami wielokrotnie była daleka od oczekiwań, a tarcia między scenarzystami, reżyserem oraz obsadą były na porządku dziennym. Oskarżenia o komunizm Ball stanowiły sporą rysę na wizerunku gwiazdy, jakby tego było mało scenarzysta dodał wątek ciąży aktorki i pertraktacji z włodarzami CBS, zawierając to wszystko w ponad 130 minutach filmu.

Część tego miksu wydaje się jak najbardziej uzasadniona, jednak niektóre jego wybory wprowadzają do recenzowanych „Being the Ricardos” sporo chaosu i sprawiają, że produkcja zalicza kilka słabszych momentów. Nieco niezrozumiałe wydaje się dodanie sekwencji komentarzy osób zaangażowanych w tworzenie sitcomu, które zamiast nadawać dramatyzmu i biograficznego efektu, wprowadzały jeszcze więcej bałaganu. Czy były potrzebne? Już samo pokazanie miłości Lucy i Desiego dawało twórcy spore pole do popisu. Kulisy ich poznania, pięcia się po szczeblach kariery, aż w końcu występ w przełomowym sitcomie były materiałem na emocjonujące widowisko, tymczasem dodatkowe elementy fabuły nieco odwracały uwagę od kluczowej historii i przełomowej popularności produkcji.

Being the Ricardos (Lucy i Desi) (2021) – recenzja filmu [Amazon]. Obsada sprostała oczekiwaniom

Being the Ricardos (Lucy i Desi) (2021) – recenzja filmu [Amazon]. Nerwowy tydzień

Pomimo moich zarzutów twórcom udało się jedno: znakomicie przenieść na ekran klimat USA lat 60. XX wieku i tworzenia produkcji z tamtego okresu. Jednak doświadczenie reżysera w tego typu produkcjach okazało się nieodzowne. Ogromna w tym także zasługa scenografii oraz strojów, jak również ujęć żywcem wyciągnięty z „I Love Lucy”. Choć w późniejszej części recenzji chciałabym się skupić na charakteryzacji Kidman i Bardema, nie mogę nie wspomnieć o pracy kamery, która sporo uwagi poświęca głównym bohaterom, pragnąc uchwycić niemal każdy drobny gest aktorów i napięcie związane z niezwykle trudną sytuacją, przed jaką stoją. Postacie drugoplanowe, J.K. Simmons i Nina Arianda, stanowią solidne wsparcie, a ich kreacje Williama Frawleya oraz Vivian Vance są bardzo przekonujące.

Lucille Ball w wydaniu Nicole Kidman nieco zaskakuje – i nie mówię tutaj tylko o specyficznej, bardzo mocnej charakteryzacji i protezach, które miały upodobnić aktorkę do amerykańskiej legendy. Odtwórczyni głównej roli przedstawia Lucy jako niezwykle zawziętą, zdecydowaną i nieco gburowatą kobietę, której zależało na dwóch rzeczach: sukcesie sitcomu i trwałości małżeństwa. To podejście nieco nawiązuje do jej życiorysu, kiedy w trakcie nauki w szkole aktorskiej wielokrotnie słyszała, że nie odniesie sukcesu w show-biznesie, a późniejsza łatka „Queen of the Bs” podtrzymywała jej status. W pewnym momencie „Being the Ricardos” dowiadujemy się, że Ball dążyła do założenia domu, jednak sposób jej życia i przymus godzenia własnej kariery z karierą męża sprawiały, że było to zadanie niezwykle obciążające. Sceny poza planem „Kocham Lucy” były niezwykle ciekawe, lecz Kidman trochę kulała w trakcie humorystycznych ujęć z serialu. Nie jest to aktorka komediowa, więc jej udział w sekwencjach slapstickowych jest nieco sztuczny. Podobnie we wskazanych scenach prezentuje się Bardem. Hiszpański aktor momentami całkowicie kradnie uwagę widzów i choć ani trochę nie przypomina Desiego Arnaza, jest niezwykle czarujący i zdecydowany.

Being the Ricardos (Lucy i Desi) (2021) – recenzja filmu [Amazon]. Czy warto sprawdzić produkcję?

„Being the Ricardos” to obraz mi mniej, ni więcej jak dobry... Jednak po zespole z takim doświadczeniem i warsztatem mogliśmy się spodziewać naprawdę czegoś wielkiego. Co prawda, główna obsada radzi sobie ze scenariuszem Sorkina, lecz to jego zapędy chwycenia wielu srok za ogon sprawiają, że po seansie czuje się pewien niedosyt. Nigdy nie byłam fanką „I Love Lucy” i uważam, że najnowsza produkcja Amazona nie została przygotowana z myślą o tej grupie odbiorców, jednak oczekiwałam bardziej przemyślanego przedstawienia historii. 2 godziny to wystarczająco dużo czasu na ujęcie rozbudowanej, ale spójnej w przekazie fabuły, po której można zbierać szczękę z podłogi. Scenarzysta nieco sobie pofolgował, lecz niestety nie został stłamszony działaniami innego reżysera. Po zobaczeniu filmu czułam potrzebę dokładniejszego sprawdzenia życiorysów artystów i przekonania się, co było wyłącznie pomysłem twórcy.

Jeżeli oglądaliście „Kocham Lucy”, bądź lubicie dzieła Sorkina, Nicole Kidman i Javiera Bardema – sprawdźcie „Being the Ricardos”. Kreacje aktorów są nieco inne, niż mogliśmy się spodziewać, jednakże dramatyzm przedstawionych wydarzeń został zachowany, a atmosfera Złotego Wieku Telewizji wylewa się z ekranu. To bardzo klimatyczny powrót do przeszłości.

Atuty

  • Kapitalny klimat amerykańskiej produkcji lat 60.
  • Kidman przedstawia Lucille Ball w nieoczekiwany sposób,...
  • Javier Bardem jest uroczo czarujący,...
  • Przedstawienie wielu wątków z życia duetu Ball-Arnaz

Wady

  • Aaron Sorkin wprowadza wiele chaosu
  • … ale nie radzi sobie w sekwencjach komediowych
  • … choć nie przypomina Desiego Arnaza
  • Scenariusz i reżyseria wzajemnie się nie uzupełniają

„Being the Ricardos” mogło okazać się znacznie lepszym filmem. Opowiedziana historia jest całkiem przyzwoita, obsada wywiązała się dobrze z zadania, jednak można było spodziewać się jeszcze lepszego efektu finalnego.

6,0
Iza Łęcka Strona autora
Od 2019 roku działa w redakcji, wspomagając dział newsów oraz sekcję recenzji filmowych. Za dnia fanka klimatycznych thrillerów i planszówek zabierających wiele godzin, w nocy zaś entuzjastka gier z mocną, wciągającą fabułą i japońskich horrorów.
cropper