Hotel Transylwania: Transformania (2022) - recenzja filmu [Amazon]. Ale to już było...
Drakula nie lubi Johnny'ego więc podejmuje kroki żeby nie musieć się z nim użerać. Oczywiście cała sytuacja wybucha mu zaraz w twarz i wszystko trzeba odkręcać, a Mavis nie może się o niczym dowiedzieć. Jakbym już kiedyś coś takiego oglądał...
Kiedy twórca popularnej serii filmowej nie wraca aby wyreżyserować czwartą odsłonę, mimo że siedział na stołku przy pierwszych trzech odcinkach, a część obsady zostaje wymieniona bez podania żadnych konkretnych powodów, nie zwiastuje to niczego dobrego. "Matrix: Zmartwychwstania" był, jaki był, chciałbym zapomnieć o jego istnieniu, ale jest idealnym przykładem dokładnie takiej sytuacji. Teraz to samo robi seria filmów Tartakovskiego. Reżyser ustąpił miejsca duetowi Derek Drymon - Jennifer Kluska, którzy jeszcze nigdy nie stali za sterami tak dużej produkcji. Sam Genndy brał udział w pisaniu scenariusza, ale złośliwi powiedzą, że dostał po prostu credit za możliwość skopiowania paru motywów z poprzednich filmów. To również pierwszy pełnometrażowy "Hotel", w którym Drak i Frank nie przemówili głosami odpowiednio Adama Sandlera i Kevina Jamesa. Czy ten projekt miał szansę się udać?
Hotel Transylwania: Transformania (2022) - recenzja filmu [Amazon]. Drak nie chce rozstać się ze swoim skarbem
Oryginalny "Hotel Transylwania" zaczynał się od 118 urodzin Mavis i tego, że Drakula boi się wypuścić swoją córeczkę z rąk. Ostatecznie jednak przekonuje się do Johnny'ego i sam namawia go żeby wrócił. Dzisiejszy film zamienia urodziny Mavis na urodziny hotelu, a skarbem Draka nie jest już córka, tylko tytułowy budynek. Poza tym bez zmian. Sytuację ratuje trochę patent z odpotworowaniem potworów i zamienieniem w takowego Johnny'ego. Nie wiem dokładnie dlaczego, ale nowy design znanych postaci zawsze przyciąga wzrok i tworzy iluzję powiewu świeżości. Nie jest to oczywiście w żadnym wypadku oryginalny pomysł - wokół podobnego wątku kręciła się cała fabuła drugiego "Shreka", ale zobaczenie Frankensteina w ciałem młodego Schwarzeneggera (jego słowa, nie moje), mniej włochatego Wayne'a wilkołaka, odbandażowanego Murraya, widzialnego i zupełnie goluśkiego Griffina i Blobiego, którego prawdziwej formy tu nie zdradzę, sprawia, że cały film staje się odrobinę ciekawszy.
Bohaterowie po raz kolejny muszą nauczyć się tych samych lekcji, a część żartów bezpośrednio odnosi się do poprzednich filmów, czasami bezczelnie żerując na lepszych poprzednikach, rzadziej budując na ich bazie swój własny, unikatowy humor. Większość najlepszych żartów wiąże się z urządzeniem do zmieniania ludzi w potwory, które stworzył Van Hellsing - teraz mieszkający w hotelu, jako swego rodzaju karykatura teścia Draka. Niektóre gagi wyszły naprawdę solidnie, jak zamieniony z powrotem w człowieka zombie, którego sekundę później gryzie ponownie kolega, kończąc jego radość, albo wspomniany już Blobi. Inne żarty sprawiają wrażenie wymuszonych i boleśnie wręcz czerstwych. Najgorsze wrażenie zrobił na mnie prawdopodobnie sam początek filmu, w którym Johnny prezentuje atrakcje, jakie przygotował dla teścia z okazji urodzin. Lodowa rzeźba jest brzydka, zombie żonglujący pochodniami tylko czekają żeby się podpalić, a robiący to samo z piłami łańcuchowymi Frankenstein dolewa tylko oliwy do ognia. Tak jakby scenarzyści nie rozumieli, że więcej wcale nie zawsze musi znaczyć lepiej.
Hotel Transylwania: Transformania (2022) - recenzja filmu [Amazon]. Animacja niby porządna, ale czegoś brakuje
Styl Tartakovskiego jest unikalny i niepodrabialny. Sposób w jaki projektuje postacie, używając podstawowych kształtów aby nadać bohaterom charakter, to jak rozciąga je, gnie w niemożliwe zawijasy, no i oczywiście to jak nadaje im tempo - kiedy mają ruszać się normalnie, kiedy bardzo szybko, a kiedy niemalże teleportować się do nowych pozycji. Ekipa odpowiedzialna za "Transformanię" stara się jak może żeby ten jego styl skopiować i tak jak same projekty postaci (przynajmniej w jednym wariancie) mieli już gotowe, więc przynajmniej na pierwszy rzut oka film wygląda tak jak powinien, tak jeśli chodzi o kinetykę, raz wychodzi im to lepiej, a raz gorzej. Ciężko opisać w czym dokładnie tkwi problem, ale czuć, że to już zdecydowanie nie to samo.
Nie tylko zagraniczna obsada filmu zaliczyła kilka przetasowań. Nasz Drakula to wciąż Tomasz Borkowski, ale dotychczasowy Johnny został zastąpiony Pawłem Ciołkoszem, którego gracze mogą kojarzyć jako Markiza de Lafayette z "The Order 1886", a fani filmów animowanych rozpoznają w nim Kristoffa z "Krainy Lodu". Trzeba przyznać, że nowy głos spisuje się bardzo dobrze i tylko najwięksi fani serii usłyszą, że coś jest nie tak (chyba, że dopiero co oglądali pierwszą część, albo dosłownie puszczą sobie dwa filmy obok siebie). Dialogi niezastąpionego Bartka Wierzbięty jak zawsze stoją na wysokim poziomie technicznym, chociaż w kwestii humoru nie miał za bardzo z czym pracować. Jest poprawnie.
"Hotel Transylwania: Transformania" nie jest może kompletnym nieporozumieniem (w sumie nowy "Matrix" też nie) i z całą pewnością spodoba się dzieciom, które będą rechotały ze śmiechu na widok tyłka Griffina, czy uciekającego przed słońcem Draka, lecz dla odrobinę bardziej świadomego widza będzie to po prostu umiarkowanie zabawny skok na kasę, powielający pomysły, które sprawdziły się w poprzednich częściach, powtarzający te same morały. Nowe projekty, a co za tym idzie również i charaktery części postaci potrafią zaintrygować, lecz kiedy wrażenie nowości wyparuje, na drugą połowę filmu zostaniemy z niczym. A więc skoro pół filmu jest w porządku, to i ocena niech to odzwierciedla.
Atuty
- Potwory jako ludzie i Johnny jako potwór;
- Kilka niezłych gagów;
- Wciąż wygląda i brzmi bardzo dobrze, chociaż o widocznej ewolucji nie ma mowy.
Wady
- Większa część humoru kopiuje poprzednie części, albo celuje w ilość, zamiast jakości;
- To po raz kolejny ta sama podstawowa historia;
- Druga połowa filmu wyraźnie słabsza niż pierwsza;
- Ruchom postaci brakuje sprężystości, z której znany jest Tartakovsky.
Nie sądziłem, że dostaniemy jeszcze kiedyś kolejną odsłonę "Hotelu Transylwania", bo i po co - historia się wyczerpała. Szkoda, że do podobnych wniosków nie doszli producenci "Transformanii", bo może i nie jest ona kompletnym niewypałem, ale widać, że zabrakło świeżych pomysłów. Dla dzieci ok.
Przeczytaj również
Komentarze (19)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych