P.R.O. - Wonderbook: Detektyw Diggs (Playtest)

P.R.O. - Wonderbook: Detektyw Diggs (Playtest)

Łukasz Kucharski | 12.05.2013, 11:43

Biblioteka tytułów na Wonderbooka powala ilością tytułów, która zamyka się w liczbie „1”. Wydana w zeszłym roku, Księga Czarów stanowiła bardziej pozycję edukacyjną, niż grę w typowym - dobrze nam znanym - znaczeniu. Wszystko może ulec zmianie za sprawą Detektywa Diggsa. Oto P.R.O., czyli nasz Pierwszy Rzut Oka przed premierą tego tytułu.

Dalsza część tekstu pod wideo

Na początku możecie odłożyć na półkę Move'a (przynajmniej do czasu ukończenia gry pierwszy raz), ponieważ nie będzie Wam potrzebny przy tej przygodzie. Tak więc, po odpowiednim ustawieniu błękitnej książki na podłodze i znalezieniu się w oku kamery możemy przystąpić do zabawy. Pierwszy rozdział, jaki był mi dany do zbadania w warszawskiej siedzibie Sony Computer Entertainment, rozpostarł wizję malowniczej krainy zamkniętej w magicznej książce. W grze studia Moonbot wcielicie się w niebieskiego, zrzędliwego mola, który przy okazji jest znakomitym detektywem. Gracz otrzymuje rolę „Dzieciaka”, czyli adepta sztuki kryminalistycznej, któremu Diggs wydaje polecenia - na magiczne słówko „proszę” nie liczcie. Zostaniecie więc świadkami wrobienia głównego bohatera w zabójstwo Humpty Dumpty'ego (w naszym kraju zwanego Wańką wstańką) – postaci znanej z książki Lewissa Carolla pt. Po drugiej stronie lustra. Od tej pory Diggs musi znaleźć czarny charakter, który jak nazwa wskazuje nosi się na czarno i przy okazji spędzić trochę czasu ze swoją ukochaną.

Oryginalne dzieło, osadzono w stylistyce noir, z zachowaniem wszelkich elementów, które przypominają o książkowym rodowodzie ukazywanego świata. Zobaczycie więc - na przykład - wieszak wykonany z ołówka, drabinę ze słomek i wiele, wiele innych. Jeśli więc do Waszych ulubionych filmów należą klasyki z Bogartem, z miejsca poczujecie się w niebie. Zasadniczo do interakcji ze światem przedstawionym wystarczą Wam dwa kontrolery w postaci własnych rąk. Gra wymaga byście manipulowali Wonderbookiem poprzez jego obracanie w poziomie, przechylanie i machanie dłońmi w zasięgu ważnych elementów. Zakładam z góry, że to nie wszystkie triki jakie będzie nam dane wykonywać.

Pod względem graficznym jest bardzo kolorowo i mało...”noirowo”. Postacie nie odznaczają się niesamowicie realną mimiką, ale nie wpływa to na przyjemność płynącą z zabawy. A ta jest wielka. Rozgrywka, to nie powtarzalne machanie różdżką, mieszane z animowanymi historyjkami. W Detektywie Diggsie zawarto mityczną fabułę, która bywa często pomijana w grach wideo, a już na pewno w Księdze Czarów. Immersja ze światem następuje już na samym początku i wierzę, że nie opuści gracza do przewrócenia ostatniej kartki wirtualnej książki. Aspekt muzyczny to tradycyjnie kwestia gustu. W tym przypadku przygotujcie się na porcję tradycyjnego jazzu i bluesa, adaptującego się do wydarzeń z ekranu – dla mnie bomba. Wszystko to uzupełnia Artur Żmijewski jako Digss. Taki wybór może wzbudzić w pierwszym momencie skojarzenia z Na dobre i na złe, ale nic bardziej mylnego. Pan Żmijewski spełnia pokładane w nim nadzieje i w znakomity sposób naśladuje stereotypowego detektywa. A dodatkowo sceny przepełnione są humorem, którego wiele rodzimych komedii może jedynie pozazdrościć.

Z czystej przyzwoitości muszę wspomnieć, że udało mi się zawiesić kompletnie konsolę podczas testu i bez twardego resetu się nie obeszło. Nie sądzę jednak, aby była to wina kodu, a zwyczajny zbieg okoliczności, plus mój magiczny dotyk – taki ze mnie zły brat bliźniak Zbyszka Nowaka.

Pisząc krótko - czeka Was przednia rozrywka. Od pierwszych chwil, gdy zanurzyłem się w świat Diggsa, wpadłem w absolutne uwielbienie. Jedynym mankamentem może być krótki czas zabawy – pierwszy rozdział ukończyłem w około pół godziny, nie sądzę więc, aby kolejne były sporo dłuższe i mam nadzieję, że twórcy pohamowali się w kwestii powtarzania niektórych elementów rozgrywki. Jeśli taką ewolucję przybiorą kolejne pozycje na Wonderbooka, nie będzie to urządzenie jedynie dla małych dzieci i obowiązkowy prezent komunijny. Nie sądziłem, że będę czekał z niecierpliwością na ten tytuł i jak miło jest się mylić.

Ocena wstępna: 8.5

Źródło: własne
Łukasz Kucharski Strona autora
cropper