Judasz i Czarny Mesjasz (2021) - recenzja filmu [HBO]

Judasz i Czarny Mesjasz (2021) - recenzja, opinie o filmie [HBO]

Piotrek Kamiński | 19.01.2022, 21:00

Historia pełna jest kontrowersji. Sytuacji, które sprzedawane są jako dobre, mimo że były złe i odwrotnie. Bolesna prawda jest taka, że historię piszą zwycięzcy i ludzie u władzy, więc nawet fakty historyczne przefiltrowane są przez sitko ludzkiej opinii. Niewolnictwo w USA stało się złe, bo południe przegrało (przepraszam za skandaliczne uogólnienie, ale to nie esej). Kolumb odkrył Amerykę, bo był to ważny przełom dla światowej gospodarki, mimo że przecież technicznie wcale tak nie było. Żołnierze Wyklęci zostali wyklęci, bo "oswobodzili nas" komuniści. Ważne jest również podłoże kulturowe. Papież Polak miał swoje za uszami, ale nie mówi się o tym za bardzo w Polsce - chociaż i tu sytuacja jest wciąż płynna - bo przecież był nasz. Co innego w innych krajach. 

Co mam przez to na myśli to fakt, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia i w prawdziwym życiu mało jest ludzi tak złych, jak czasami pokazują to filmy. Większość czarnych charakterów jednej części świata będzie bohaterami tej drugiej. Kto miał rację pokaże historia, ale to też, cytując Petyra Baelisha z Gry o Tron będzie "opowieść, którą zgodziliśmy się powtarzać w kółko, aż zapomnimy, że jest kłamstwem". Jeden z protoplastów dzisiejszego filmu ostatecznie nie dał rady pogodzić się z oficjalną narracją, co sprawia, że jego historia jest tym bardziej dojmująca.

Dalsza część tekstu pod wideo

Judasz i Czarny Mesjasz (2021) - recenzja filmu [HBO]. Tak było? 

temp_name

Fred Hampton (Daniel Kaluuya) bardzo szybko zdał sobie sprawę, że jego życie, jako czarnego obywatela Stanów Zjednoczonych, nie stanie się lepsze jeśli będzie cierpliwy i grzeczny. Chciał walczyć. Wstąpił więc do Czarnych Panter, skrajnie lewicowego ugrupowania walczącego o prawa czarnoskórych w sposób... bardzo radykalny, żeby nie powiedzieć, że byli po prostu terrorystami. Mimo młodego wieku szybko stał się przewodniczącym swojej lokalnej filii. Kiedy go poznajemy, przemawia właśnie do czarnej społeczności, zachęcając ich do agresji, nawołując do ćwiczenia korzystania z broni, ścierania się z policją. Dla sporej części czarnej społeczności był bohaterem, ale wcale nie dla wszystkich. Ciężko się dziwić, kiedy w trakcie 120 minutowego seansu obserwujemy jak brutalnych akcji dopuszczały się Pantery - strzelanie się z policją, prowokacje.

Film Kinga całkiem sprawnie pokazuje też drugą stronę medalu. Jasne, wiele z ich działań było odrażających i sprowadzały się do mordowania i siania terroru, lecz sposób w jaki traktowani byli Afroamerykanie w tamtych latach - i to nie tylko radykalsi, ale ogólnie - był niegodny ludzkiego zachowania. Jasne, na pewno nie wszyscy policjanci byli rasistowskimi dupkami z wielkimi brzuchami, tak jak i wśród Panter nie było samych idealistów i poetów. Reżyser miejscami przesadza odrobinę z dosadnością przekazu, tworząc dosyć jednostronną narrację, ale w ogólnym rozrachunku udaje mu się utrzymać jakiś tam balans.. Pamiętajmy jednak, że to tylko film fabularny, a więc nawet jeśli napisano go na faktach, to zostały one odpowiednio podkręcone, aby lepiej się go oglądało. Bo widziałem już pieniaczy, którzy wystawiali mu najniższe noty za sam fakt, że nie jest dokumentem. Paranoja, zwłaszcza kiedy zobaczyć jak świetne role wykreowali Kaluuya i partnerujący mu Stanfield, o którym więcej za chwilę, albo jak długo bez cięcia kamera potrafi krążyć wokół postaci i pomieszczeń, czy jak hipnotyczny (jak zawsze z resztą) był Jesse Plemons, mimo raczej niewielkiej ilości czasu ekranowego. Fabuła filmu ma przede wszystkim angażować widza, wyzwalać w nim emocje, tak pozytywne, jak i negatywne i  ta sztuka udała się filmowcom bez dwóch zdań.

Judasz i Czarny Mesjasz (2021) - recenzja filmu [HBO]. Infiltracja 

temp_name

Reżyser powiedział, że jedną z jego inspiracji była "Infiltracja", Martina Scorsese. Zauważył, że sytuacja jest dosyć podobna, więc postanowił spróbować uchwycić to narastające napięcie, tym większe im dłużej ktoś działa pod przykrywką. I tu błyszczy druga połowa obsady. Daniel Kaluuya zagrał bardzo poprawnie, jasne, ale to LaKeith Stanfield jako William O'Neil był tym, od którego zależało, czy film zadziała, czy nie. I zagrał bezbłędnie. Kiedy go poznajemy, jest tylko drobnym cwaniaczkiem. Później godzi się zostać wtyką FBI, ale zaczyna rozumieć podejście Hamptona i chyba naprawdę go lubi, nigdy jednak nie zatracając się w swojej roli doszczętnie. Oglądanie jak szybko zmienia się jego postawa w zależności od tego, czy wokół niego znajdują się ludzie, czy nie, robi wrażenie za każdym jednym razem, a już scena w której panowie widzą się po raz ostatni, tak się złożyło, że nagrywana dokładnie w rocznicę tego wydarzenia, to po prostu wulkan emocji i doskonałego aktorstwa. W pełni zasłużona nominacja do Oscara, którego ostatecznie zgarnął mu sprzed nosa... Daniel Kaluuya. I powiedz: czy to nie jest absurd? Czy tak wiele się zmieniło przez te lata? Jeśli ci dwaj byli według Akademii aktorami drugoplanowymi, to kto, przepraszam bardzo, jest tu głównym bohaterem?!

Reżysersko film pełen jest zgrabnych, choć nie jakoś specjalnie odkrywczych kadrów. Może ewentualnie bliżej końca, jedno bardzo mocne ujęcie, kiedy akcja dzieje się w tle, ale kamera skupiona jest na zbliżeniu twarzy jednej postaci stojącej z przodu. Duże wrażenie od początku do końca robi natomiast praca kamery, za którą odpowiadał Sean Bobbitt. Ujęcia są długie i dopracowane, a oko obiektywu błądzi między pomieszczeniami, między postaciami. W szczególności scena jednej strzelaniny, gdzie operator wędruje za Stanfieldem po pomieszczeniach, pokazując jego panikę i jednocześnie chaos dookoła. Ale nie chodzi tylko o efekciarstwo. Również tak proste, wydawać by się mogło, rzeczy jak trzymanie w kadrze twarzy postaci i obserwowanie jak zmienia się i reaguje na wydarzenia wokół.

"Judasz i Czarny Mesjasz" doskonale pokazuje co jest nie tak z dzisiejszym kinem. To naprawdę bardzo porządna dramatyzacja ostatnich lat życia Freda Hamptona - dobrze wyreżyserowana, świetnie zagrana, doceniona na festiwalach, ciesząca się przeważnie dobrymi ocenami. I zarobiła łącznie jakieś siedem milionów dolarów przy 25 milionowym budżecie. Tymczasem kompletne szmiry kasują setki milionów... No cóż. Teraz film można obejrzeć w ramach abonamentu na HBO GO. Może chociaż tu znajdzie szerszą publikę? Ja polecam.

Atuty

  • Doskonały duet głównych bohaterów i przygrywający im Plemons;
  • Praca kamery;
  • Ciekawa historia, o której nie wszyscy słyszeli;
  • Solidnie budowane przez cały film napięcie.

Wady

  • Miejscami przesadnie uwypukla sympatie reżysera;
  • Część dialogów raczej patetyczna, jakby wyciągnięta z kina lat osiemdziesiątych.

"Judasz i Czarny Mesjasz" to bardzo zajmujący film oparty na prawdziwej historii Freda Hamptona, choć oczywiście podkolorowany. Daniel Kaluuya i LaKeith Stanfield udowodnili po raz kolejny swój talent aktorski. Film ciężki, ale satysfakcjonujący.

8,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper