Activision w rękach Microsoftu - starczy już hejtu, ok?
W chwili przejęcia konglomeratu ZeniMax Media, więc tym samym właściciela kultowej Bethesdy - mówiono o poważnych zmianach, redefinicji współczesnego gamedevu. Fuzja nie wpłynęła na poczet produkcji Doom Eternal czy reszty bethesdowskiej watahy. Nadal spóźnia się Elder Scrolls VI po ponad dziesięcioletniej rewydawniczej kadencji Skyrima (dostępny na wszystkim co gra). Siedmiomiliardowa transakcja ledwie drasnęła budżet Redmond. Materialność naszej rzeczywistości pozwala na osiągnięcie celów jeśli tylko ktoś wszechbogaty zdecyduje się na rekordowy zakup.
Przejęcie otwierające lament komentatorów lubujących się pośród jednokierunkowego uznania danej platformy. Konsolowa scena mimowolnie tworzyła hermetyczne środowiska samozwańczych wyznawców, niemal słownych wojów szukających zwady przy każdej okazji. Pewne rzeczy się nie zmieniają. Kilka lat temu niejaki Phil Spencer ogłosił hasło "beyond generations". Obecnym punktem odniesienia staje się mocna transformacja logotypu Xboxa w metaversyjnego przekaźnika interaktywnej rozrywki. Czym jest akceptacja zachodzących zmian a czym jej brak? Konkluzja zahaczająca o przełożenie zdrowego rozsądku ponad bezwzględne fanbojstwo? A może pewne grupy zwyczajnie gryzie fakt, że saga "Console Wars" powoli ma się ku końcowi? Akurat 9.generacja, więc 9. finałowy epizod.
Głośne przejęcie, głośniejsze przyjęcie
Żyjąc we wszechpołączonej paraboli życia mamy sekundowy dostęp do wszystkiego co dzieje się wokół nas. Czasy studiowania treści papierowych newsów siłą rzeczy przegrały z konsumpcją i transmisją danych. Świat gier zrodził całe społeczności, z których wybija się coraz więcej komentatorskich gwiazdek szukających możliwości rozbłysku na merytorycznym firnamencie. Ale już tak całkiem na poważnie, czy przejęcia dużych firm przez większe firmy nie były wpisane w poczet tego biznesu od zarania dziejów? Były. Przejęcia czy odłamy w akcie sprzeciwu, to żadna nowość. Wcześniej się o tym nie mówiło, nawet nie pisało. Kiedy David Ahl wziął się za redagowanie Creative Computing, już wtedy megapodmiot znany dzisiaj jako Activision-Blizzard rozpoczynał samodzielną działalność z dala od toksycznego wpływu Atari. Ubiegły tydzień zelektryzowała wieść o zakupie firmy Koticka przez komputerowego potentata, czyli sam Microsoft. Pieniądze to najpotężniejsza siła w tym świecie, więc niezliczone dyskusje o monopolizacji rynku, obierania kolejnego targetu przez Satyę Nadellę (aktualny CEO firmy Gatesa) siłą rzeczy nastały w sekundę po obwieszczeniu nowiny.
Siedemdziesięcio-miliardowa fuzja zrodziła miliony wpisów, dziesiątki tysięcy dywagacji oraz setki artykułów podejmujących najmniej wiadomą rzecz - przyszłość tej firmy pod naciskiem "giganta z Redmond". Z oczywistych powodów szkielet tej operacji definiuje się mianem broni wymierzonej w Sony. Zawsze przy takich historycznych wydarzeniach na ironię zakrawa pewna zależność. Czym jest Activision-Blizzard? Gracze przez dekadę bojkotowali filozofię nadal aktualnego szefa, który zawsze przyjmuję aparycję "dumnego z bycia przegranym'. Świadomość grających i dyskutujących zaciekle w sieci zapomina, że niesławny Bobby Kotick to rekin tego biznesu rozpoczynający karierę dawno, dawno temu. Jego historię podejmowaliśmy kilka numerów PSX Extreme wcześniej, więc zainteresowanych odsyłamy w tamtejsze rejony. Tymczasem wizerunek przedsiębiorstwa od lat jest wypadkową ironii, zarzutów w stronę nachalnego recyklingu najlukratywniejszych marek (vide Call of Duty). Kilka miesięcy temu doliczono wypływające w zażaleniach przeszłości, skandale związane z niemoralnych traktowaniem pracownic oraz mobbingiem. Korporacyjna rzeczywistość zawsze pozostaje iluzją zamkniętą wewnątrz ślicznych biurowców.
Protestom, pozwom oraz zarzutom w stronę zarządu nie ma końca. Mało kto zdawał się wskazywać na katalog Activision. Nikogo nie interesowała perspektywa wskrzeszania bardziej nostalgicznych marek. Wszystko w dosłownie jednej sekundzie zmieniło się kiedy do gry na poważnie wtargnął Phil Spencer wraz z dywizją Xbox. Internety rozbrzmiały milionem wydawniczych opcji wieszczonych przez analityczne zmysły komentujących. Streamerzy podchwycili wątek i zaczęli masowe puszczać v-logowe przemyślenia. Nagle zaczęto chwalić katalog Activision, który może w przyszłości wykorzystać Microsoft. Nagle wszyscy zapomnieli o tym, że wydawcę latami bojkotowano za postawę względem klienteli (przypadek CoD, Skylanders, słaba jakość piątego Tony'ego Hawka, słaby powrót Diablo II). Jakich serii nagle wszystkim zrobiło się szkoda w chwili zakupu przez Microsoft? A może narzekanie i zarzuty monopolizacji rynkowej to już społeczna racja stanu, że tak po prostu wypada?
Nowa rzeczywistość?
Minione dni poświęciłem na lekturę oraz seans przepowiedni niejednego "znaffcy". Elementem spajającym każdą tę opowieść jest strzał w kolano Sony. Wielu sugeruje, że to początek końca wolnego rynku. Wielu również zdaje się zapominać, że Activision-Blizzard stanęło pod wizerunkową ścianą, Bobby Kotick sam wydaje się znudzony i bardziej przemawia za nim chęć nadziewanej lukrem emerytury. Odejdzie spłacony sowitą porcją udziałów. Prędzej czy później. Microsoft nie pierwszy raz w historii wydaje bajońskie kwoty. Pamiętacie debiut wybornych, fabularnych rozszerzeń dla Grand Theft Auto IV? Śmiano się w biurowym zaciszu, że firma wydała nieprawdopodobne środki za czasową ekskluzywność. Mimo wszystko, Sony zaczęło robić podobnie z biegiem lat. To kolejny sygnał, że Microsoft wyznaczał nowe metody pozyskiwania zawartości tylko dla swoich klientów. Dlaczego ten wielomiliardowy przelew miałby graczom w czymkolwiek zaszkodzić? Co tak naprawdę zmienia się dla pojedynczego odbiorcy? Przez najbliższe lata, kompletnie nic. Wolę dostrzegać korzyść niż czarne scenariusze, które nijak wpłyną na odbiór reszty.
Hegemonia Call of Duty już stanęła w martwym, aVanguardowym punkcie. Mówi się o nawet kilkuletniej przerwie. Retroaktywiści snują prognozy o powrocie choćby Hexena. Doświadczenie podpowiada mi, że raczej to efekty nostalgicznych mrzonek o "lepszym jutrze". Na efekty tak radykalnego przejęcia zaczekamy jeszcze długo. Fuzja dopiero się finalizuje. Skorzystają posiadacze Xbox, kiedy nowy właściciel uraczy abonament XGP obecnością serii Call of Duty. Za rządów Activision było to nie do pomyślenia. Cykl słynął z wydawniczej pazerności, która objawiła się wysokimi cenami dodatków nawet kilka lat po debiucie (ceny edycji Advanced Warfare to żart). Zmienić może się forma promocji e-sportu przez dział Xboxa, który stanie się posiadaczem potężnego League of Legends. Co zmieni się dla nas, rdzennych graczy? Obecnie nic, jedynie świadomość posiadania Activision przez Microsoft. Dziennikarze mają pożywkę do snucia tekstowych prognoz, streamerzy zasypią swoich widzów anegdotkami o "nowej erze" natomiast wojownicy PlayStation będą wiecznie zarzucać Microsoftomi brak chęci tworzenia nowych gier na wyłączność.
Uwierzcie mi, w tej materii nigdy nic się nie zmienia. Gdyby pieniężna machina Redmond pochłonęła kolejne firmy (Ubisoft) w najgorszym wypadku Sony czeka los Nintendo, czyli firmie skupionej na ścieżce wyłączności, markowej ekspresji i faworyzowania poczucia bycia lepszych na drodze autorskiego katalogu oraz zawyżonych cen. W sumie, powoli tak się staje, czyż nie? Rzeczywistość jeszcze się nie zmienia, lecz kiedyś tam zacznie. Bywajcie i grajcie w najlepsze.
Przeczytaj również
Komentarze (94)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych