Michael Dudikoff, czyli Amerykański Ninja uwielbiany w Polsce w erze VHS. Jak potoczyła się jego kariera?
W sercu każdej prawdziwej fanki i fana ery VHS jest specjalne miejsce dla Michaela Dudikoffa. Niepozornego aktora, który największe triumfy święcił w połowie lat 80., za sprawą popularnej w tym czasie serii filmów akcji. W przeciwieństwie jednak do wielu innych gwiazd tych lat słuch w zasadzie o nim zaginął.
Kariera Michaela Dudikoffa to właściwie wzorcowy przypadek ciągu zdarzeń, których nikt się nie spodziewał. Wychowany w rodzinie potomka rosyjskich imigrantów przyszły gwiazdor był bowiem za młodu osobą wątłą. Szybko zdiagnozowano u niego również astmę. Ratunkiem stał się dla niego windsurfing, dyscyplina sportowa niezwykle popularna w Kalifornii, którą nastolatek zaczął się fascynować. Stąd blisko było również do innych aktywności, takich jak maratony pływackie i biegi wytrzymałościowe, dzięki którym młodzian budował znakomitą sylwetkę. Mimo problemów z dysleksją skończył również szkołę średnią, a następnie poszedł na studia z psychologii dziecięcej.
By zarobić na studia młody Michael musiał pracować jako kelner w jednej z kalifornijskich restauracji. Tam wypatrzył go Max Evans, redaktor magazynu Esquire, który dostrzegł w nim potencjał do bycia światowej klasy modelem. Do rozpoczęcia tej drogi kariery mocno zachęcała go jego matka i okazało się to słuszną strategią życiową. Po kilku udanych tourach szybko został on bowiem zauważony przez wpływowych ludzi, co zaowocowało ciągiem podróży między Nowym Jorkiem, Los Angeles i Mediolanem, pracując dla różnych klientów, łącznie z Calvinem Kleinem i GQ.
Zainteresowani jego usługami byli również wysłannicy wielu firm, szukający odpowiednich twarzy do reklam. Dudikoff rzeczywiście wystąpił w filmikach promujących m.in. Coppertone czy Coca Colę. Stąd blisko już było do kariery aktorskiej. Pierwsze role załatwił mu agent Sid Craig, dzięki któremu wciąż młody odtwórca zagrał małą rólkę w popularnym, zwłaszcza na przełomie lat lat 70. i 80., serialu “Dallas”, a następnie w kilku seriach komediowych, takich jak choćby “Happy Days”, gdzie otrzymał rolę chłopaka jednej z głównych bohaterek, Joannie. Okazja życia trafiła mu się jednak dopiero w środku dekady lat 80. i miała związek z prężnie rozwijającym się w tym czasie nurtem kina kopanego.
Enter The American Ninja
W końcówce lat 70. malutką firmę Cannon, zajmującą się produkcją filmów, przejęli Menahem Golan i Yoram Globus, którzy byli już bardzo dobrze znani z realizowania niezwykle efektownych filmów w Izraelu. To właśnie im zawdzięczamy popularność cyklu “Życzenie śmierci” z Charlesem Bronsonem, który bez zainteresowania duetu pewnie zakończyłby się na pierwszej części. Wśród wielu gatunków filmowych, jakie ich fascynowały, pierwszeństwo zawsze miały filmy akcji, przynoszące w tym czasie największe zyski. Początek lat 80. stał pod znakiem sukcesów produkcji o ninja, rozpoczętych “Enter The Ninja”, w którym zagrali, będący gwiazdą całego cyklu - Sho Kosugi, i Franco Nero. Seria zakończyła się na trzech obrazach, po których szefowie firmy zaczęli zastanawiać się nad zupełnie innym, ale również nawiązującym do japońskich wojowników bohaterze, który pochodziłby z USA.
Przygotowania do realizacji “Amerykańskiego Ninjy” nie szły jednak po myśli przedstawicieli wytwórni. Planowali oni bowiem, by przeciwnika głównego bohatera zagrał właśnie Kosugi. Japończyk jednak zrezygnował z gry w tym filmie, szukając zupełnie innych wyzwań aktorskich. Co ciekawe ostatecznie wystąpił w obrazie, który miał być zatytułowany “American Ninja” (ostatecznie przeszedł do historii jako “Nine Deaths of the Ninja”), co doprowadziło do zmiany tytułu filmu Cannon na “American Warrior”. Pierwotny przywrócono ostatecznie kilka tygodni przed premierą. Kolejnym problemem było jednak to, że główną rolą nie był zainteresowany aktor, dla którego właściwie pomyślano tę postać, czyli sam Chuck Norris. Ponoć nie podobało mu się to, że jego postać przez większą część czasu ekranowego będzie pokazywana z zakrytą twarzą. Twórcy stanęli zatem przed niezwykle trudnym wyzwaniem zastąpienia tak dużego nazwiska. Ostatecznie postanowiono poszukać gwiazdora poprzez casting.
Ponoć o rolę amerykańskiego ninjy starało się ponad 400 kandydatów. Jak zwykle jednak bywa w takich wypadkach twórcy zadecydowali o wyborze aktora na chwilę po tym jak zobaczyli wchodzącego na casting kandydata. Był nim właśnie Michael Dudikoff, który podobno od początku oczarował wszystkich zebranych, a sam Menahem Golan miał wypalić, że będzie on nowym Jamesem Deanem. To co przekonało przedstawicieli Cannon można nazwać jego ogólną prezencją, pewnością siebie i nie odstraszył ich nawet brak formalnego mistrzostwa w sztukach walki. Wkrótce okazało się również, że aktor miał dodatkową, niebagatelną zaletę.
We wszystkich filmach dokumentujących tworzenie kultowego obrazu z 1985 roku podkreśla się bowiem wielki profesjonalizm Dudikoffa, który od początku traktował pracę na planie jako ogromne wyzwanie aktorskie i przykładał się do najdrobniejszych szczegółów. Podkreślał to przede wszystkim koordynujący prace na planie Mike Stone, trenujący aktora przed właściwymi zdjęciami. Odtwórca głównej roli od razu złapał również porozumienie z grającym kaprala Curtisa Jacksona, Steve’m Jamesem (niestety przedwcześnie zmarłym w 1993 roku, w wieku zaledwie 41 lat), który z kolei bardzo chciał być pierwszym afroamerykańskim gwiazdorem kina walki, a zatem był podobnie zmotywowany.
Cannonball
Obraz w reżyserii Sama Firstenberga ostatecznie okazał się sporym sukcesem, bo przy szacowanym na milion dolarów budżecie, o który zadbano m.in. kręcąc produkcję na Filipinach, zarobił on ponad 10 milionów. Sam Dudikoff w żadnym wypadku nie został Jamesem Deanem, ale stał się dla wielu ikoną stylu, dzięki któremu wielu młodych widzów w USA zainteresowało się sztukami walki. Powodzenie przedsięwzięcia Cannon widać oczywiście również w chęci kontynuacji filmu. Przy mającej swoją premierę w 1987 roku “dwójce” ponownie spotkali się na planie Firstenberg, Dudikoff i James.
Jedną z zabawniejszych anegdot z realizacji tego filmu był fakt, że przed kręceniem sceny skoku do wody Steve James wyznał, że nie umie pływać. Dudikoff powiedział o tym realizatorom, którzy przerwali prace i sprowadzili kaskadera. Ten jednak przyznał się do tego, że również nie potrafi pływać, ale z uwagi na pełnioną funkcję ostatecznie musiał dokonać skoku, wcześniej jednak aktor obiecał mu, że gdy tylko uderzą w wodę pomoże mu jakoś dostać się do brzegu. Sequel nie okazał się tak wielkim sukcesem jak poprzednik, ale dorobił się kultowego statusu, będąc obrazem często wypożyczanym na VHS.
W filmach opowiadających o tym okresie, łącznie z tym najsłynniejszym: “Electric Boogaloo”, prawdziwego specjalisty od kina popularnego poprzedniego stulecia, Marka Hartleya, pojawia się teza, że Cannon nie bardzo potrafiło zainwestować w markę pod nazwą “Michael Dudikoff”. Zamiast wykorzystać sporą popularność aktora do stworzenia dużej produkcji, która przyciągnie do kin ogromne rzesze widzów, firma rozmieniała ją na drobne. Sam odtwórca zaczął grać w coraz gorszych obrazach, które nie wyróżniały się już niczym na tle innych filmów lat 90., oglądanych na kasetach. Jedyną ich właściwością było w zasadzie to, że widząc aktora na ekranie można było zakrzyknąć: ”Ooooo! Amerykański Ninja!”.
Taką produkcją było z pewnością “Platoon Leader” Aarona Norrisa, prywatnie młodszego brata wielkiego Chucka, który nie zapisał się w pamięci widzów. Bez echa przeszła również rola w ekranizacji książki Alistaira MacLeana “River of Death”. W 1989 roku Dudikoff odrzucił ofertę zagrania w trzeciej części “Amerykańskiego Ninjy”, motywując to z jednej strony niechęcią do umocnienia się w świadomości widzów w tej jedynej roli, a z drugiej z kręceniem filmu w RPA. Aktor publicznie wyrażał bowiem swój sprzeciw wobec polityki apartheidu. Rok później przyjął ofertę zagrania w czwartej części cyklu, który przyniósł mu chwilową sławę, a był akurat kręcony nie w Republice Południowej Afryki, a w pobliskim Lesotho.
Zmierzch kariery
W ostatnią dekadę XX wieku aktor wchodził zatem znów w roli Joe Amstronga, która jednak - co nie może dziwić - nie interesowała już w tym momencie wielu widzów. Niestety przełomu nie przyniósł kolejny w karierze obraz “Human Shield”, wyjątkowo niskobudżetowy akcyjniak, a nawet dramat “Kobieta, która zgrzeszyła”, w którym odtwórca zagrał niecodzienną dla siebie rolę czarnego charakteru. Rok później powrócił również do roli komediowej, w duecie ze Stephenem Dorffem, w lekkim, sympatycznym “Na pomoc” (“Rescue Me”).
Widzowie polscy z pewnością kojarzą jednak jego rolę telewizyjną. Mowa tu oczywiście o znanym z początku lat 90. serialu “Cobra”, w którym Dudikoff odtwarzał główną rolę, Scandala Jacksona. Członka elitarnej jednostki bojowej Serpent Force, który w trakcie jednej ze swych misji ledwo uchodzi z życiem. Uratowany przez tajemniczą kobietę zostaje przedstawiony milionerowi, fundującemu mu operację plastyczną i nową tożsamość, po to by szefował specjalnej grupie rozpracowującej przestępców i pomagającej uciśnionym. Samo dobro! Seria oprócz efektownego samochodu wyróżniała się również klimatycznym openerem, za sprawą którego ciężko było sobie odmówić seansu jednego z 22 odcinków, pokazywanych u nas na Polsacie.
Ostatnim wspólnym przedsięwzięciem Cannon i Dudikoffa był film “Łańcuch powiązań” (“Chain of Command”) z 1994 roku, w którym amerykańskiemu ninjy partnerował m.in. R. Lee Ermey. W mającym swoją premierę rok później “Soldier Boyz” aktor odtwarza już majora, który z pomocą grupy młodzieży z poprawczaka usiłuje uwolnić córkę ważnej, waszyngtońskiej szychy. W Polsce film ten znany jest pod wiele mówiącym tytułem: “Następcy parszywej dwunastki”. Z ważniejszych obrazów z tego czasu należy wymienić również serię “Nuklearny szantaż” czy “Czarny Grom”. Do 2002 roku, który rozpoczyna okres długiego rozbratu z filmem, Dudikoff zagrał jeszcze m.in. w kilku produkcjach z raperem Ice T.
Sporą niespodzianką w kontekście wspomnianej pauzy był zatem występ aktora w pierwszej części serii, zapoczątkowanej przez Antoine’a Fuquę obrazem “Olimp w ogniu”, na planie którego znalazło się mnóstwo dobrze znanych nazwisk, a Dudikoff zagrał w nim malutką rólkę i nie został wymieniony w czołówce. Świat filmowy obszedł się zatem z tą niegdysiejszą gwiazdą ekranu ostro, ale sam zainteresowany raczej na to nie narzeka. W międzyczasie pracował bowiem na rynku nieruchomości, od czasu do czasu udzielając wywiadów, takich jak ten we wspomnianym już filmie Marka Hartleya. W 2012 roku mówił o możliwości rebootu serii “Amerykański Ninja” i innego filmu Firstenberga “Siły pomsty”. Wspominał również o chęci współpracy z innymi gwiazdami ekranu poprzedniego stulecia na planie trzeciej części “Niezniszczalnych”, do której jednak ostatecznie nie doszło. Trudno powiedzieć dlaczego…
Przeczytaj również
Komentarze (41)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych