Lakers: Dynastia zwycięzców (2022) - recenzja, opinie o serialu [HBO]. It's showtime!
Jerry Buss był playboyem , filantropem, przedsiębiorcą, kochającym ojcem i od 1979 właścicielem drużyny koszykarskiej Los Angeles Lakers, która dzięki niemu stała się jedną z najlepszych w całym NBA. O tym jak zaczęła się ich wspólna przygoda, opowiada dzisiejsza produkcja.
Jak HBO zabierze się za serial, to wiedz, że coś się dzieje. Nie wiem jak to jest, że seriale z ich logo właściwie zawsze robią wrażenie i to niezależnie od tego, czy mówimy o dramatach, kryminałach, obyczajówkach, czy czymkolwiek innym. Taki Amazon raz da widowni coś lepszego, a raz gorszego, Netflix po tłustych pierwszych tytułach zgubił gdzieś tempo i dzisiaj dobra produkcja sygnowana ich logo jest raczej miłą niespodzianką, niż standardem, a HBO regularnie - trzeba też zauważyć, że znacznie rzadziej niż taki Netflix - wypluwa na rynek wartościowe produkcje. Ostatnie sezony "Gry o tron" zdają się tej teorii zaprzeczać, ale to już akurat wina zakochanych w sobie, odmawiających pomocy Dana i Dave'a którzy musieli dokończyć serial na własną rękę, kiedy produkcja wyprzedziła książki George'a Martina (ostatnia ukazała się a tym samym roku co pierwszy sezon serialu. Naiwni - w tym ja - wciąż czekają na "Wichry zimy"), bo pamiętajmy, że z początku serial był absolutną bombą. Jak można się było spodziewać, historia LA Lakers dumnie kontynuuje ten trend.
Lakers: Dynastia zwycięzców (2022) - opinia o serialu [HBO]. Odrobina historii
Głównym bohaterem serialu nie jest ani Magic Johnson (Quincy Isaiah), ani Dr Buss (John C. Riley), ani nawet żaden z trenerów - Pat Riley (Adrian Brody), czy Paul Westhead (Jason Segel). To jest serial o Lakersach i to drużyna gra tu pierwsze skrzypce, z każdą z wymienionych tu postaci dokładającą swoją cegiełkę do szerszej fabuły i sukcesu zespołu.
Po krótkim wstępie z Magiciem Johnsonem wychodzącym ze szpitala w 1991, otwieramy w posiadłości Playboya, w której Jerry Buss (właściciel budynku) mówi prosto do kamery o tym jak cudownym sportem jest koszykówka, przyrównując ją nawet do seksu. Kiedy kamera odjeżdża, okazuje się, że wcale nie mówił do nas, tylko do młodej dziewczyny śpiącej smacznie na jego klatce piersiowej. Chwilę później kolejny twist, bo kiedy jego kochanka przewraca się na drugi bok i śpi dalej, Jerry wraca do gadania prosto do kamery. Zabawa formą jest tu standardem. Bohaterowie zwracają się czasami bezpośrednio do nas, dodatkowe informacje pojawiają się od czasu do czasu na ekranie. W późniejszych odcinkach podobnych akcji jest już niestety mniej i serial robi się odrobinę bardziej klasyczny. Podejrzewam, że ma to jakiś związek z prywatnym stylem każdego z szóstki reżyserów odpowiedzialnych za dziesięć odcinków pierwszego sezonu.
Pierwszy odcinek to przede wszystkim historia samego kupna drużyny i kombinowania Bussa jak tu przekonać wszystkich, że ma pieniądze, których jeszcze nie zdążył zdobyć. Później dyskusje czy draftować tego nowego chłopaka, Irvina "Magica" Johnsona, odrobina historii, przedstawianie kolejnych postaci i, kiedy wszystkie pionki znajdują się już na szachownicy, zaczynamy z historią właściwą - jak Lakers z najgorszej drużyny w lidze wskoczyli na pierwsze miejsce w ciągu jednego sezonu pod skrzydłami Bussa i jego trenerów.
Lakers: Dynastia zwycięzców (2022) - opinia o serialu [HBO]. Kiedy ten serial powstał?
Cała produkcja wygląda jakby ktoś wyrwał ją z przełomu lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Nie chodzi mi tu nawet wyłącznie o stroje, auta, dekoracje, czy fryzury, choć te również są tak niesamowicie oldskulowe, że miejscami aż zabawne. Adrian Brody z elegancko na bok zaczesanymi włosami i wąsem z początku wywoływał u mnie uśmiech rozbawienia, nawet w scenach, w których kłóci się jedynie z grającą jego żonę Gillian Jacobs, a Jason Segel z fryzurą Westheada wygląda jakby miał na głowie kiepską perukę. Królem charakteryzacji jest jednak John C. Riley, który miejscami wygląda wręcz jak nie on. Nie. Chodzi mi o to jak ten serial został nakręcony. Obraz jest czasami niewyraźny, jak ze starej kliszy, kolory wyblakłe, kamera robi zbliżenia zmieniając ogniskową obiektywu - technika, której w dzisiejszym kinie już się w zasadzie nie używa, bo lepsze i bardziej stabilne rezultaty zyskamy podjeżdżając z całą kamerą do aktora. To istna uczta dla oczu i wiem, że kiedy serial ukaże się już w pełni na HBO max (na razie udostępniono nam osiem z dziesięciu odcinków), to z chęcią obejrzę go jeszcze raz w wysokiej rozdzielczości i w jego ostatecznej formie.
Buss kradnie w zasadzie każdą scenę, w której go widzimy i ciężko się dziwić - był człowiekiem unikatowym. Absolutnie zbereźnym, ale przy tym na zabój kochającym swoją rodzinę i dbającym o swoich pracowników. Kiedy jeden z jego pracowników poważnie zachorował i w 1996 trafił do szpitala, Buss zapewnił jego rodzinę, że mogą być spokojni o pieniądze dopóki to on jest właścicielem Lakersów. W chwili śmierci w 2011 roku, wciąż był oficjalnie pracownikiem drużyny. Tego typu człowiekiem był Buss i Riley ze swoją specyficzną urodą i niezwykle ciepłymi, pogodnymi oczami był idealnym wyborem do tej roli. Swoje wątki dostaje również Magic, który próbuje być showmanem i jednocześnie dobrym chłopakiem oraz synem, co wcale nie jest proste kiedy mieszka się z dala od bliskich, ma kupę pieniędzy i sławę. Poza tym istotnymi punktami produkcji są jego rywalizacja z Larrym Birdem (Sean Patrick Small) i trudne początki z Kareemem Abdulem-Jabarem (Solomon Hughes). Przez cały sezon ważnym elementem fabuły jest wątek poszczególnych trenerów drużyny, ich przyjaźni, zdrad i przetasowań.
Najwierniejsi psychofani drużyny mogą poczuć się zawiedzeni faktem, że niektóre elementy historii drużyny zostały pominięte, skrócone, czy w inny sposób wypaczone, lecz pamiętajmy, ze to nie jest dokument, a jedynie produkcja oparta na faktach. Scenarzyści i tak trzymają się całkiem blisko faktycznych wydarzeń, w spektakularny sposób przedstawiając nam kulisy powstania Dynastii Lakersów, a doskonała strona techniczna i zdrowy miks koszykówki, ludzkich dramatów i komicznych zachowań Bussa sprawiają, że "Lakers: Dynastia zwycięzców" jest obowiązkową pozycją dla wszystkich fanów NBA i wartym sprawdzenia serialem dla całej reszty. Nigdy nie wystawiam oceny, jeśli nie obejrzałem jeszcze całego serialu, ale na ten moment spokojnie byłyby to okolice dziewiątki - tak na zachętę.
Przeczytaj również
Komentarze (24)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych