Rocky

10 kultowych filmów, które stworzono za śmieszne pieniądze

Dawid Ilnicki | 23.04.2022, 13:00

Wydawać by się mogło, że to wystawne i drogie blockbustery są prawdziwym oczkiem w głowie producentów filmowych. Tak naprawdę jednak największym zainteresowaniem cieszą się filmy zrealizowane za niezwykle skromne pieniądze, które odniosły sukces, nie tylko kilkadziesiąt, a czasem nawet kilkaset razy przebijając swój budżet, ale też często stając się początkiem dochodowych franczyz. 

Zarządzanie niezwykle skromnymi środkami pieniężnymi to podstawowa umiejętność jakiej uczą się młodzi twórcy filmowi, pracujący nad swymi pierwszymi filmami. Skuteczność działań w trudnych warunkach, przy wyjątkowo czasem niskim budżecie, może być bowiem wstępem do realizacji dużo większych widowisk, które też wymagają poruszania się we wcześniej określonych ramach finansowych. Wiele można mówić o wartości artystycznej danej produkcji, która jednak w pierwszej kolejności musi na siebie zarobić. Fiasko finansowe pogrzebało zaś w przeszłości uznanych twórców, mających już na koncie wielkie sukcesy, takich jak choćby William Friedkin (“Sorcerer”) czy Kevin Costner (“Wodny Świat”).

Dalsza część tekstu pod wideo

Choć obrazów niskobudżetowych realizuje się na świecie mnóstwo, tylko nieliczne osiągają sukces, stając się często międzynarodowymi fenomenami. Najwięcej takich produkcji powstaje bez wątpienia w kinie grozy, ale wśród nich są również przedstawiciele kina science fiction (“Primer” Shane’a Carrutha),  gangsterskiego (kosztujące ledwie 7 tys. dolarów “El Mariachi” Roberta Rodrigueza), komedii (fenomen pierwszej dekady XXI. wieku “Napoleon Dynamite”) czy filmu dokumentalnego (“Super Size Me” z ponad 20 milionów z box office, przy ledwie 65 tys. kosztów realizacji). Wybrałem dziesięć filmów, które przyniosły największe zyski przy możliwie jak najmniejszym budżecie, nie przekraczającym kwoty miliona dolarów.

Amerykańskie Graffiti

Dużo mniej niż milion dolarów kosztowała realizacja “Amerykańskiego Graffiti” George’a Lucasa. Z ciepłym przyjęciem spotkał się już wcześniejszy obraz przyszłego twórcy “Gwiezdnych Wojen”, czyli “THX 1138”, ale dopiero produkcja z 1973 roku rozbiła bank, osiągając grubo ponad 100 milionów dolarów zysku. Z dzisiejszej perspektywy wydaje się to zaskakujące, bo mówimy tu przecież o młodzieżowym komediodramacie, który jednak idealnie trafił w swoje czasy i spodobał się, głównie amerykańskiej, widowni. 

Rocky

Realizacja filmu Johna G. Avildsena, na podstawie scenariusza Sylvestra Stallone kosztowała nieco mniej niż milion dolarów. Na początkującym wtedy Stallone próbowano w pewnym momencie wymóc jedynie dostarczenie skryptu, a w głównego bohatera miał się wcielić dużo lepiej rozpoznawalny artysta. Aktor jednak uparł się, by zagrać Rocky’ego Balboę, co sprawiło że jego agent wystosował nawet ultimatum wobec producentów obrazu. Upór wyjątkowo mu się opłacił, nie tylko dlatego że pierwszy film zarobił na całym świecie ponad 200 milionów dolarów, ale również stał się początkiem dwóch serii, oprócz pierwotnej także “Creeda”, w której gwiazdor też zagrał.

Mad Max

Budżet filmu George’a Millera, rozpoczynającego sławną serię filmową, do dziś składającą się z czterech obrazów, do których pewnie niedługo dołączą "The Wasteland" i “Furiosa”, szacowano na zaledwie 350-400 tys. dolarów australijskich. Na całym świecie zarobił on blisko 100 milionów dolarów amerykańskich, stając się również jednym z głównych przedstawicieli coraz popularniejszego, od końcówki lat 70. XX. wieku, nurtu ozploitation, na który składa się wiele przeróżnych filmów gatunkowych realizowanych w Australii. Kontynent ten okazał się bowiem znakomitą lokalizacją post-apokaliptycznych fabuł, a sam film niewątpliwie wypromował także grającego w nim główną rolę Mela Gibsona. 

Wejście smoka

Ogromną popularność kina kopanego w erze VHS łatwo interpretować jako pogoń za jednym z najbardziej kasowych filmów wszech czasów, jakim było właśnie “Wejście smoka”. Już poprzedni film z Bruce’m Lee “Droga smoka”, w którym w postać czarnego charakteru wcielił się Chuck Norris, pokazał że w tego typu widowiskach tkwi ogromny, marketingowy potencjał, ale dopiero kolejny film rozbił bank. Przy budżecie wynoszącym około 800 tys. dolarów zarobił ponad 350 milionów, również w kilka lat po oficjalnej premierze, dzięki docieraniu na kolejne rynki, w tym także polski.

Noc Żywych Trupów

Troszkę więcej niż 100 tys. dolarów miała kosztować realizacja legendarnego filmu George’a Romero “Noc Żywych Trupów”, nie tylko rozpoczynającego znaną serię obrazów, ale również przyczyniającego się do ogromnej popularności zombie w kulturze masowej. Bez wielkiego sukcesu filmu Amerykanina, który zarobił na całym świecie ponad 30 milionów dolarów, nie byłoby zapewne nie tylko serialu “The Walking Dead”, ale również sukcesu Jamesa Gunna. Reżyser “Strażników Galaktyki” sam bowiem przyznawał, że to właśnie klasyk horroru z końcówki lat 60. pokazał mu jak łatwe, a w sumie również dość tanie, może być tworzenie filmów. 

Teksańska Masakra Piłą Mechaniczną

Na około 140 tys. dolarów szacuje się budżet “Teksańskiej masakry piłą mechaniczną”, która okazała się wielkim hitem w 1974 roku, a na całym świecie miała zarobić ponad 30 milionów dolarów, oczywiście rozpoczynając cykl filmowy, kontynuowany później przez samego twórcę, Tobe’a Hoopera. Tak niska kwota realizacji wystarczyła nie tylko dzięki zatrudnieniu kompletnie nieznanych aktorów, ale także wykorzystywaniu jednego zestawu rekwizytów, w tym także stroju Leatherface’a, jak również minimalistycznym efektom specjalnym. 

Halloween

Niemal trzy razy droższy niż pierwszy film Romero okazał się klasyk Johna Carpentera z 1979 roku, który rozpoczął wielką, filmową serię, kontynuowaną ostatnio przez Davida Gordona Greena. Zdołał on również zarobić nieco ponad dwa razy więcej (60-70 milionów dolarów) niż “Noc Żywych Trupów”, dlatego też zazwyczaj w podobnych zestawieniach znajduje się za opowieścią o apokalipsie zombie. Nawet w końcówce lat 70. kwota 300 tys. dolarów, jaką początkowo przeznaczono na realizację obrazu, wydawała się niska; co ciekawe sam Carpenter nie zażądał zapłaty za swą pracę. To ostatecznie zresztą przekonało producentów do powierzenia mu roli reżysera, mimo niewielkiego doświadczenia, bo za sprawą tego gestu pokazał, że głęboko wierzy w sukces filmu.

Piątek, Trzynastego

Również realizacja innego klasyka kina grozy z 1980 roku była wyjątkowo tania, bo kosztowała ledwie ponad 500 tys. dolarów. Sporej popularności tego obrazu, który ostatecznie zarobił na całym świecie blisko 60 milionów dolarów, ewidentnie pomógł sukces “Halloween”, uchodzącego za pierwszy i najważniejszy typowy slasher, a oszczędności w gospodarowaniu ograniczonymi środkami pieniężnymi  jej twórca, Sean S. Cunningham uczył się już u boku słynnego Wesa Cravena na planie “Ostatniego domu po lewej”, kosztującego mniej niż 90 tys. dolarów. Realizatorzy rzecz jasna oszczędzali głównie na efektach specjalnych i obsadzie, w której jednak znalazł się choćby młody Kevin Bacon. 

The Blair Witch Project

Drogę realizatorom wielu innych horrorów, przede wszystkim następnego na liście, z pewnością przetarli twórcy znanego obrazu z końcówki XX wieku, czyli “The Blair Witch Project”, którzy bodaj jako pierwsi pokazali jak ogromny potencjał tkwi w komercyjnym wykorzystaniu techniki found footage. Budżet ich filmu szacuje się na zaledwie od 200 do 500 tys. dolarów, a na całym świecie zarobił on ponad 200 milionów, stając się jednym z fenomenów, nie tylko w świecie horroru. Zadecydował o tym nie tylko dość oryginalny, jak na swoje czasy, sposób rejestrowania historii, ale również właściwe jej opakowanie. Tworzenie wokół filmowej opowieści atmosfery autentyczności, sprawiającej wrażenie oglądania prawdziwych wydarzeń. 

Paranormal Activity

Film Orena Peli z 2007 roku to znakomity przykład produkcji wyjątkowo taniej, bo kosztującej zaledwie 15 tys. dolarów (choć jej koszty ostatecznie sięgnęły ponad 200 tys. dolarów), która zarobiła na całym świecie blisko 200 milionów, przyczyniła się do niezwykłej popularności wytwórni Blumhouse, a także rozpoczęła wyjątkowo dochodową serię. Do dziś doczekała się ona siedmiu części, a także japońskiej odnogi z 2010 roku. Kluczem okazała się tu niezwykła dbałość o autentyzm, który zapewniło kręcenie obrazu kamerą cyfrową, jak również brak właściwego scenariusza, umożliwiający aktorom improwizowanie kolejnych dialogów. 

Źródło: własne
Dawid Ilnicki Strona autora
Z uwagi na zainteresowanie kinem i jego historią nie ma wiele czasu na grę, a mimo to szuka okazji, by kolejny raz przejść trylogię Mass Effect czy też kilka kolejnych tur w Disciples II. Filmowo-serialowo fan produkcji HBO, science fiction, thrillerów i horrorów.
cropper