The Batman

Czy kina mogą upaść? The Batman na HBO Max wywołał burzę

Kajetan Węsierski | 24.04.2022, 18:00

Filmowy „The Batman” okazał się ogromnym hitem i pomimo początkowych lęków w kwestii tego, czy przypadnie on do gustu szerokiej publiczności, wszystko poszło wręcz idealnie. Warner Bros. ma w swoich rękach nową inkarnację kultowego bohatera, mogą rozwijać markę, a przy tym wszystkim stworzyli coś, co bezproblemowo jest w stanie odgałęziać się w różnych kierunkach, cały czas bazując na głównym pniu. 

Można powiedzieć, że trafili na żyłę złota? Cóż, w pewnym sensie na pewno - choć doskonale wiedzieli, gdzie się ona znajduje i zwyczajnie potrzebowali w odpowiedni sposób do niej dotrzeć. Biorąc pod uwagę oceny od krytyków, a także od widzów, możemy mówić prawdopodobnie i o jednym z najlepszych kinowych Batmanów w dziejach. A to spore wyróżnienie, bowiem w przeszłości pojawiały się mocne produkcje. 

Dalsza część tekstu pod wideo

Warto tu jednak zahaczyć się o nieco inny temat. Choć od kinowej premiery rzeczonego tytułu minęło już 1.5 miesiąca, to obecnie znów jest o nim głośno. Pomimo iż w większości kin nie jest on już wyświetlany, to wchodząc na jakiekolwiek media społecznościowe, można odnieść wrażenie, że dopiero co zadebiutował. Skąd taki szum? Ano przez premierę na platformach streamingowych! 

HBO Max w natarciu

A będąc dokładniejszym - przez premierę na HBO Max. Bardzo huczną, warto dodać. Warner Bros. trzymał się tego, co obiecali jeszcze wiele miesięcy temu. Największe kinowe hity będą lądowały na wspomnianej platformie 45 dni po debiucie na dużym ekranie. I o ile w przypadku Matrix: Zmartwychwstania czy Space Jam 2 ludzie podchodzi do tego na porządku dziennym, o tyle przy przygodach Bruce’a Wayne’a jest inaczej. 

The Batman Robert Pattinson

Czemu? Prawdopodobnie przez to, że mówimy tu o znacznie większej marce i dużo cieplej przyjętej. Nikt nie postrzega „The Batman” jako wtopy - każdy wie, iż była sukcesem finansowym, a także krytycznym. Z tego względu bardzo dużo ludzi zaczęło pisać ostatnio o „upadku kin”. Dokładnie tym samym, który zwiastowany jest przecież już od wielu, ale to wielu lat (w dużym stopniu od 2020).

Trzeba jednak wspomnieć, że sam proces publikowania filmów kinowych na platformach wideo zaczął się dużo wcześniej. Jasne, jeszcze nigdy przy dużych kinowych hitach nie mogliśmy mówić o 45-dniowej przerwie. Zazwyczaj było to dłużej - niekiedy znacznie. Obecnie nie można więc tego postrzegać jako zabójstwo kin, a bardziej potencjalny gwóźdź do trumny, albo przyspieszenie taśmy do niszczarki. 

Czy jednak którekolwiek z tych stwierdzeń ma swoje podłoże w rzeczywistości? Czy taka decyzja Warner Bros. w gruncie rzeczy może choćby przyczynić się do całkowitego wymarcia kin? Albo przynajmniej zamknięcia ich w takiej formie, jaką znamy obecnie? Cóż… Odpowiedź nie jest jednoznaczna

Strzał w dziesiątkę czy w kolano? 

Najprościej jest chyba tu stwierdzić dokładnie tak, jak w wielu innych przypadkach - to zależy. Zależy od bardzo wielu czynników. Przy filmie „The Batman” trudno doszukiwać się jakichś minusów. Wystarczy wszak spojrzeć na zarobione pieniądze. W skali globalnej film z Robertem Pattinsonem wygenerował ponad 750 milionów dolarów. To pokazuje, że ludzie niekoniecznie cierpliwie czekali na premierę na HBO Max. 

HBO Max

I sądzę, że nie jest to odosobniony przypadek. Ci, którzy mają iść do kin, prawdopodobnie do nich pójdą. To dalej świetna opcja wycieczki szkolnej, randki z drugą połówką, albo po prostu spędzenia wolnego czasu. Powiedziałbym, że to pozostaje pewnym rytuałem. Niektórzy rzeczywiście zdecydują się na cierpliwość, ale umówmy się - będzie to mniejszość. Czy „The Batman” zarobiłby znacznie więcej? Śmiem wątpić. 

Z drugiej strony… Batman czy Matrix to marki, których w gruncie rzeczy nie trzeba nawet reklamować. Gdyby wskoczyły znienacka do kin, ludzie i tak tłumnie ruszyliby, ażeby je jak najprędzej obejrzeć. Gorzej może być w przypadku tych nieco mniej znanych tytułów, które dopiero zamierzają budować swoją pozycję w tak brutalnym i bezwzględnym biznesie, jakim jest kino. 

Tu rzeczywiście może się to odbić na wynikach. Choć jakby nie spojrzeć, malejące zainteresowanie mniejszymi produkcjami panuje już od lat. Tendencja zniżkowa nie jest czymś nowym - od dawna mówiło się, że w końcu do tego dojdzie, a przy okazji pandemii zaczęto wręcz wałkować temat na każdym kroku. Tu jednak wchodzą kina studyjne. Całe na biało. I wbrew pozorom one mogą na tym wszystkim bardzo mocno zyskać. 

Przyszłość kin  

Moje wnioski są więc w tym wszystkim stosunkowo nakreślone. Uważam, że nowy model dystrybucji nie zaszkodzi kinom. Powiem więcej - w pewnym sensie może nawet pomóc przemysłowi filmowemu. Po pierwsze - o tych tytułach będzie się dłużej mówić. Gdy przestaną być emitowane w kinach, ich popularność zostanie podtrzymana przez serwisy streamingowe. Na tym zyskają absolutnie wszyscy. 

Kino

Po drugie - starty z małych produkcji nie będą czymś zabójczym dla dużych sieciówek, a mogą okazać się znaczącym dodatkiem dla tych małych i niezależnych. Paradoksalnie może nieść to więcej zalet, niż wad. Czasy się zmieniają, a Warner Bros. spróbuje za tym nadążać. I jest to coś, co moim zdaniem warto pochwalić. W gruncie rzeczy nikt nie będzie miał pretensji, gdy po czasie poinformują, iż nie spełniło to zakładanej roli. Zwykły błąd, „a przynajmniej spróbowali”, prawda?

Jeśli więc chodzi o przyszłość kin, jestem naprawdę dobrej myśli. Póki będą się one rozwijać (a działania Warner Bros. mogą być lekkim zastrzykiem motywacji) i inwestować w jakość wideo, dźwięku, a także przyjemność z korzystania, zdecydowanie będzie pozytywnie. Wierzę, że wszystkim to wyjdzie na dobre, a samo doświadczenie, które płynie z partycypacji w seansie kinowym, wciąż ma w sobie nieco tej magii. 

Koniecznie dajcie znać, jak Wy zaparujecie się na ten temat. Zgadzacie się ze mną, iż więcej w tym korzyści niż strat, czy macie inną perspektywę na tę sytuację? Może uważacie, że rzeczywiście może dość tu do morderstwa kin w białych rękawiczkach? Jestem bardzo ciekaw Waszego zdania, więc sekcja komentarzy stoi otworem. 

Kajetan Węsierski Strona autora
Gry są z nim od zawsze! Z racji młodego wieku, dojrzewał, gdy zdążyły już zalać rynek. Poszło więc naturalnie z masą gatunków, a dziś najlepiej bawi się w FIFIE, produkcjach pełnych akcji oraz przygód, a także dziełach na bazie anime i komiksów Marvela. Najlepsza gra? Minecraft. No i Pajączek od Insomniac Games.
cropper