Thor: Love & Thunder

Thor: Love & Thunder zapowiada się fenomenalnie. Taika Waititi to mistrz

Kajetan Węsierski | 26.04.2022, 22:00

Kinowe Uniwersum Marvela rośnie w siłę z miesiąca na miesiąc. Fanów przybywa, filmy i seriale produkowane są na potęgę, a świat superbohaterów powiększa się na naszych oczach do niebotycznych rozmiarów. Czasem mam wrażenie, że wystarczy wylogować się na tydzień, aby pominąć kilka nowych premier, nieco zapowiedzi, a także cały wór plotek odnośnie do tego, co czeka nas w przyszłości. Niezłe tempo, a to i tak za mało powiedziane. 

Jeśli ktoś jednak lubi całe to towarzystwo i filmy z nutką fantasy oraz ogromną inspiracją komiksami, nie powinien czuć się zawiedziony. Mówimy o naprawdę porządnych produkcjach, jeśli chodzi o realizatorstwo. Zazwyczaj wystarczy odpowiednio podejść do samej fabuły i z dystansem odbierać fakt, iż przeważnie mamy do czynienia z umowną budową filmów - żeby nie powiedzieć, że dość schematyczną. 

Dalsza część tekstu pod wideo

Nieco inaczej prezentuje się to w przypadku seriali, gdzie wielu twórców oraz sama wytwórnia decydują się na podejmowanie odważnych kroków. Z dotychczasowych produkcji najbliższej filmowej formuły było „The Falcon and The Winter Soldier”, albowiem jeśli mowa o pozostałych, to często mieliśmy do czynienia z bardzo nietypowymi - testowymi wręcz - formułami prowadzenia narracji. Są jednak filmy, które idą podobną ścieżką. 

Thor: Love & Thunder

Wśród nich wskazałbym chociażby obie odsłony „Strażników Galaktyki” czy stosunkowo niedawnego „Thor: Ragnarok”. Wszystkie te produkcje odbiegały bardzo mocno podejściem od tematu od sztampowych produkcji Disneya z uniwersum Marvela. I nie powinno to zaskakiwać absolutnie nikogo. Za pierwsze pozycje odpowiadał świetny James Gunn, a przy trzeciej odsłonie Thora działał Taika Waititi. 

Thor - Jane

I przy tym ostatnim zostańmy. Bardzo szybko po premierze wspominanego filmu ogłoszono, iż piecze nad kolejnym również sprawować ma reżyser, który w ubiegłym roku wreszcie zdobył upragnionego Oscara (w pełni zasłużenie, warto dodać). Sam twórca jest w branży kinowej tym, kim w świecie gier wideo Hideo Kojima - bardzo pomysłowym i niezależnym artystą, który wymyka się wszelkim ramom. 

Z tego względu bardzo mocno wyczekuję czwartej części przygód Boga Piorunów z Marvela, która ma nosić wdzięczny podtytuł „Love & Thunder”. Od początku byłem przekonany, że będziemy mieli do czynienia z czymś niesamowitym, a pierwsze informacje (podawane przez aktorów oraz insiderów) pozwalały wierzyć, że Taika zamierza jeszcze bardziej podnieść poprzeczkę, jeśli chodzi o wariactwo na dużym ekranie. 

Z bagażem doświadczenia oraz tym, jak przyjęto „Thor: Ragnarok” (93% od krytyków i 87% od widzów - via. Rotten Tomatoes), jestem przekonany, że ma na barkach spore pokłady zaufania od wytwórni. Takiego, które pozwoli mu wręcz na wolną rękę. Nikt nie odważy się na ten moment podważyć jego pomysłów, jakkolwiek durne by się nie wydawały. Czemu? Cóż, broni go to, że dotychczas zawsze wypalały. 

Poza ramy uniwersum 

To wszystko pozwala wierzyć, że „Thor: Love & Thunder” będzie kolejną produkcją, która wykroczy poza sztampowe ramy uniwersum. Przede wszystkim będziemy tu mieli do czynienia z naprawdę ciekawą fabułą, która ma poruszyć temat śmiertelnej choroby, bólu po stracie i podejmowania wiążących decyzji. Jasne, z jednej strony przy pojedynku z Thanosem czy Helą to raczej niewiele, ale jednak… Jakoś tak bardziej ludzko, co nie? 

Thor Odinson

Jestem pewien, że to pozwoli wielu osobom lepiej utożsamić się z samymi postaciami wykreowanymi przez aktorów. To z kolei zaowocuje większym ładunkiem emocjonalnym. A gdy Taika Waititi dociera do serc odbiorców, to zazwyczaj wszystko inne jest już z górki. Świetnie pokazał to choćby na przykładzie fenomenalnego „JoJo Rabbit”, które stanowiło wybuchową mieszankę komedii i dramatu. 

A biorąc pod uwagę pierwszy teaser, który trafił do sieci kilka dni temu, właśnie na coś takiego możemy liczyć. Co więcej, dostaniemy Strażników Galaktyki! A jeśli ktoś ma potencjał, by poprowadzić ich przynajmniej porównywalnie tak dobrze, jak Gunn, to jest to właśnie Taika Waititi. Ta wybuchowa mieszanka działała już wcześniej, więc nic nie stoi na przeszkodzie, by zadziałała ponownie. 

Nie mogę się doczekać

Z tego wszystkiego wyłania się dość jasny obraz. Mamy bowiem do czynienia z czymś, co w gruncie rzeczy już wcześniej widzieliśmy, ale dodatkowo przy okazji produkcji, która prawdopodobnie będzie niepodobna do niczego, co mieliśmy okazję oglądać. Brzmi nieco zagmatwanie, ale jestem przekonany, że właśnie klimat tych słów może najlepiej oddać to, co szykuje dla nas reżyser. 

Thor: Love & Thunder

Dla mnie jest geniuszem, a wszystkie jego ostatnie produkcje filmowe (czy serialowe - warto tu wspomnieć o „What We Do In The Shadows”) potwierdzają tę tezę. Wstępnie utwierdza mnie w tym przekonaniu także teaser „Thor: Love & Thunder”. Jest tam absolutnie wszystko, czego oczekują po tym filmie. Będą ludzkie wątki oraz dramaty, motywy boskości, nawiązania do komiksów, kapitalna scenografia i nietuzinkowa fabuła. 

Czy szykuje się jazda bez trzymanki? Głęboko w to wierzę i mam nadzieję, że właśnie tak się stanie. Thor w rękach Waititiego się sprawdził, więc czemu nie miałoby to wyjść kolejny raz? Oczywiście, poprzeczka wisi dużo wyżej, ale mam wrażenie, że twórcy jego pokroju się tym napawają. Tacy ludzie lubią mieć przed sobą wysokie wymagania, albowiem wtedy sukces smakuje lepiej. Co więcej, w ich przypadku, im więcej wolności twórczej, tym po prostu lepiej. Osobiście nie mogę się doczekać i mam przeczucie, że dostaniemy czołówkę filmów Marvel Cinematic Universe.

Cóż, w najgorszym wypadku zostanę sprowadzony na Ziemię, ale coś czuję, że do tego nie dojdzie. Czas pokaże

Kajetan Węsierski Strona autora
Gry są z nim od zawsze! Z racji młodego wieku, dojrzewał, gdy zdążyły już zalać rynek. Poszło więc naturalnie z masą gatunków, a dziś najlepiej bawi się w FIFIE, produkcjach pełnych akcji oraz przygód, a także dziełach na bazie anime i komiksów Marvela. Najlepsza gra? Minecraft. No i Pajączek od Insomniac Games.
cropper