Marvel’s Avengers - poradnik jak nie rozwijać gry po premierze?
Jednym ze znaków XXI wieku w branży gier wideo jest to, że nie dostajemy dziś stuprocentowo gotowych produktów na premierę. Bardzo często musimy czekać kilka tygodni na wiele łatek, odpowiednie rozszerzenia i masę potencjalnych dodatków, które okazują się wyciętą główną zawartością. Jest to oczywiście duża wada, ale także szansa dla twórców. Taka, która umożliwia utrzymywanie przy sobie graczy przez jak najdłuższy czas.
Podejścia do tej kwestii są natomiast różne. Jedni deweloperzy sprytnie obracają się w tych chwilach, aby podtrzymać zainteresowanie, budować projekty długofalowe i oferować tytuły, które będą utrzymywały graczy przez tygodnie, a niekiedy nawet miesiące. Inni natomiast całkowicie marnują czas i nawet gdy rzeczywiście coś dodają, to można pomyśleć, że nie do końca wiedzą, w jaki sposób ma to wszystko działać.
Odnoszę wrażenie, że tak jest w przypadku Marvel's Avengers, które zadebiutowało przed dwoma laty. Produkcja obiecywała dużo i miała funkcjonować jako „game as service”. Miała mieć swoją premierę, a później cały czas zapewniać dodatkowe atrakcje, liczne misje oraz eventy, które sprawią, że społeczność będzie żyła i chłonęła nowe możliwości. Czy tak się stało? A może mamy do czynienia z podręcznikowym przykładem tego, jak popełniać błędy? Przeanalizujmy to!
Marvel’s Avengers
Pamiętam pierwsze zapowiedzi Marvel’s Avengers od Square Enix. Oczekiwania były ogromne, nadzieje wręcz płomienne, a ja sam liczyłem, że po Marvel’s Spider-Man dostaniemy kolejną grą bazującą na kultowej marce komiksowej, która pozwoli na wielogodzinne zabawy. Niestety już okres przed premierą dyktowany był przez liczne kontrowersje i problemy, które wychodziły na światło dzienne.
Potem doszło do premiery. I było naprawdę dobrze. Osobiście bawiłem się naprawdę świetnie przy okazji kampanii fabularnej, a historia Kamali robiła na mnie spore wrażenie. Angażowała emocjonalnie, zapewniała odpowiednią dawkę akcji i oferowała ciekawą zabawę w roli kilku naprawdę lubianych bohaterów. Mogliśmy miażdżyć jako Hulk, latać jako Iron Man albo korzystać z piorunujących ciosów samego Thora.
Minus był natomiast taki, że po kilku godzinach (no, maksymalnie 8-10) kończyliśmy kampanię i pozostawał obiecywany tryb multiplayer. To właśnie w jego kontekście twórcy obiecywali nam naprawdę dużo. Mieliśmy mieć możliwość szaleństw ze znajomymi, robienia kolejnych misji w roli ukochanych bohaterów, a także po prostu interesująco spędzać wolny czas, będąc zewsząd otoczonymi filmami z Kinowego Uniwersum Marvela.
Potem jednak, jak wspomniałem we wstępie, nastąpiła faza popremierowa. Gdy kurz opada, zostają najwięksi fani (w tym przypadku była to grupa bardzo mała), a hype trzeba podtrzymać… Właśnie wtedy potrzebne są odpowiednie działania - trzeba spiąć pośladki i zrozumieć, że rzadko kiedy tytuł utrzymuje się na powierzchni sam. Tak jest tylko w przypadku tych największych. I też znacznie rzadziej niż częściej.
Jak nie rozwijać gry?
Z Marvel’s Avengers mam jednak w tej formie niemały problem. Z jednej strony idzie im niby dobrze. Dostaliśmy wszak darmowe DLC związane z historią Clinta Bartona, Kate Bishop czy Czarnej Pantery - były całkiem przyjemne, oferowały dodatkowe godzinki fabularnych przygód i misji, a ponadto dokładały nam nowe nowych bohaterów, co przecież powinno być fundamentalną rzeczą w przypadku takiego tytułu.
No właśnie… Tylko że nie do końca. Podstawą gry miał być tu tryb misji oraz zabawa dla wielu osób. Nie dostaliśmy pozycji nastawionej na kampanię fabularną, a coś, co miało otwierać pełnię możliwości dopiero w fazie „endgame”. Tak się natomiast nie dzieje. Multiplayer wciąż wieje pustkami i nudą. Co w tym wszystkim robią twórcy? Dorzucają nam kolejną postać. I ponownie - niby dobra wiadomość, ale jednak nie do końca.
Kontrowersje pojawiły się już w przypadku Clinta Bartona i Kate Bishop - w obu przypadkach mamy do czynienia z Hawkeyem. Ataki były podobne, sposób poruszania również. Można było odnieść wrażenie, iż otrzymaliśmy tę samą postać, ale z dwiema skórkami. Tym razem rzucają nam Jane Foster - Potężną Thor, której ruchy nie będą różniły się zbytnio od samego Thora. To nie jest dobra droga, zdecydowanie nie.
Wszystko się rozmyło
Cały czas nie opuszcza mnie wrażenie, że Square Enix przed premierą wpadł w pewną pułapkę. Nie do końca wiedzieli, czym ma być ich projekt. Z jednej strony trzymali się początkowych zapewnień, ale z drugiej zaczęli dostrzegać, że być może zaproponowanie produkcji nastawionej na kampanię fabularną również ma sens. Skończyło się to na tym, że tkwią w swoistym limbo pomiędzy dwoma opcjami.
Całość dość mocno się z tego powodu rozmyła i dziś wydać się może, że zapomniano wręcz o początkowych obietnicach, a wszystko przygotowywane jest z dnia na dzień. Nie tak powinno rozwijać się swoje dzieło po premierze. Nie tędy doga. Jeśli powiedziało się A, należy powiedzieć B. Nie można z tego rezygnować, albowiem konsekwencją będzie rezygnowanie z zabawy przez graczy. To natomiast ostateczny gwóźdź do trumny.
Mam ogromną nadzieję, że twórcy przypomną sobie o tym, czym miał być tytuł. Rozwijanie kampanii fabularnej jest oczywiście w porządku, ale wypadałoby w tym wszystkim przynajmniej doprowadzić do użyteczności tryb multiplayer. Jasne, mógł nie wyjść na premierę i nie sprostać oczekiwaniom. Ale właśnie po to jest czas po premierze, aby nad tym wszystkim popracować. I wierzę, że Square Enix jeszcze to zrozumie. Kolejni bohaterowie mogą się szybko znudzić.
Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do Marvel's Avengers.
Przeczytaj również
Komentarze (11)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych