Gry, które najbardziej irytowały mnie mikropłatnościami. Nie zapiszą się dobrze w historii…
W branży gier wideo można wymieniać dużo wad. Wiecie, jest naprawdę sporo błędów, które na drodze deweloperskiej oraz po premierze mogą popełnić twórcy i wydawcy. Serio, czasem da się odnieść wrażenie, iż łatwiej jest doprowadzić do jakiegoś potknięcia, niż go uniknąć. Tak jednak już bywa w przypadku prac, które narażone są na stałą ocenę odbiorców - zwłaszcza gdy ci płacą za to słone sumy pieniędzy.
Jeśli miałoby się jednak wybrać jedną najgorszą rzecz, to dla wielu osób będą to zdecydowanie mikrotransakcje. Tak, dokładnie. Nie jednak te opcjonalne, które pozwalają nam zdobyć inną skórkę do broni w grach multiplayer albo alternatywny strój numer sto trzydzieści osiem dla jakiejś postaci - mowa o tych, które mają znaczny wpływ na rozgrywkę i niekiedy wręcz zmuszają, aby inwestować realną kasę, jeśli chcemy się dobrze bawić.
Dziś chciałbym przedstawić Wam dziesięć tytułów, które „cieszą się” złą sławą w tej kwestii. Wyróżnię (choć negatywnie) gry, które zapiszą się w historii jako te, które bardzo mocno stawiały na mikropłatności i głęboko zaszły graczom za skórę. Jestem przekonany, że część z nich doskonale znacie, a niektóre być może irytowały również Was. Nie przedłużając jednak - wskoczymy w wir naciągania na forsę!
NBA 2K
Zacznijmy od… Klasyka! Seria NBA 2K to oczywiście najbliższe doskonałości gry związane z koszykówką, które pod względem mechanik rozgrywki, licencji czy też szerokiej gamy trybów zdecydowanie górują w branży. Niemniej, od kilku lat pewne rzeczy poszły w złym kierunku i mowa tu oczywiście o próbie jak największe spieniężenia przeróżnych elementów w kolejnych tytułach. Mikropłatności irytują do tego stopnia, że owa seria stała się ich synonimem.
Anthem
Ten tytuł zapisał się negatywnie w historii branży z dużo większej liczby powodów, niż tylko mikrotransakcje. Mają one w tym jednak swój udział, albowiem rozsierdziły graczy jeszcze przed premierą. Jak? Na wczesnych zrzutach ekranu pojawiły się wyceny niektórych elementów, według których na przykład paczka skórek miała kosztować blisko 20 dolców. Oczywiście ceny ostatecznie nieco obniżono, ale niesmak pozostał. I wciąż było drogo.
Star Wars: Battlefront
Tu właściwie śmiało mógłbym umieścić obie odsłony serii Battlefront rozgrywanej w uniwersum Star Wars, ale osobiście najbardziej w pamięć zapadła mi ta pierwsza. Dość powiedzieć, że na start dostaliśmy wręcz okrojony materiał - wspomnieć wypada choćby o zaledwie trzech bohaterach i kilku mapach. Chcecie więcej zawartości i różne ciekawe elementy? Kupcie Season Pass za cenę niemal równą głównej grze! Absurd, serio…
Metal Gear Survive
Ten przykład to dla mnie istne szaleństwo, serio. Spin-off głośnej serii był - moim zdaniem - naprawdę ciekawy. Uważam, że wypadł nieźle, a sama rozgrywka przynosiła sporo frajdy. Przynajmniej do momentu, gdy ktoś chciał tworzyć mnóstwo postaci. Wtedy rodził się problem, albowiem sloty z danymi zapisu nie były nieograniczone. Trzeba było za nie zwyczajnie dopłacać. Za coś, co zawsze było darmowe.
The Elders Scrolls: Blades
To, co się tu wydarzyło, osobiście zapamiętam na bardzo długo… W skrócie - za wykonanie misji mogliśmy otrzymać kilka różnych wersji skrzyń (drewniane, srebrne i złote). Otwieranie pierwszych było natychmiastowe i darmowe, a pozostałe dwie wymagały płacenia waluty premium (i to naprawdę bardzo drogiej) albo oczekiwania sześciu godzin. Gdy więc w kilkadziesiąt minut gry zrobiło się kilka misji, w ekwipunku mogło czekać na nas - powiedzmy - sześć skrzynek srebrnych i cztery złote. Aby je otworzyć potrzeba… 54 godzin. A trudno iść dalej ze słabym ekwipunkiem.
Fallout 76
Początkowo obiecywano nam, że mikropłatności obejmą wyłącznie elementy kosmetyczne. Zarzekano się, że nie będą wpływać na rozgrywkę albo dawanie przewagi osobom chcącym ładować kasę w grę. Wszystko rozbiło się jednak o ścianę rzeczywistości, gdy twórcy zdecydowali się zaoferować specjalne Repair Kits do kupienia. Nie muszę chyba dodawać, że dawało to sporą przewagę.
FIFA
Kolejna po NBA 2K seria, która stanowi w wielu kręgach synonim mikropłatności. Oczywiście, można sobie poradzić grając naprawdę dużo, ale da się także zaoszczędzić czas poprzez ładowanie kupy pieniędzy w paczki. Paczki, które mogą się zwrócić, a mogą okazać kompletnymi śmieciami. Słowem - nie mamy gwarancji, że włożona kasa (i to niemała) da nam jakąkolwiek realną wartość w grze. Istne kasyno.
Need For Speed Payback
Ojej, źle wspominam tamtą odsłonę… Sama w sobie może i nie była tragiczna, a jazda samochodem - nie zamierzam ukrywać - przynosiła mi sporo radości, ale te mikropłatności… Niestety twórcy zaoferowali nam tu formę, która bardzo mocno mnie irytuje. Jeśli chcieliśmy notować postępu na zaawansowanym etapie, musielibyśmy albo ostro grindować, albo po prostu słono zapłacić.
Asura’s Wrath
Ok, wiem, dla niektórych podciąganie DLC pod mikropłatności może być małym nadużyciem. Cóż, rozumiem to, ale z drugiej strony, jest to pewna forma dodatkowego wyzyskiwania pieniędzy od graczy - choć znacznie bardziej akceptowalna. No - w niektórych przypadkach. Jeśli chodzi o ten konkretny, jest zupełnie odwrotnie. Twórcy świetnej (jakby nie spojrzeć) gry sprzed dwóch generacji pokusili się o ciekawy zabieg i kazali sobie dodatkowo płacić za poznanie zakończenia przygody. What the…
Marvel’s Avengers
Wspomnieć należy także o najnowszej grze o superbohaterach Marvela, która wyszła pod szyldem Eidos Montreal. Pisałem o niej już całkiem sporo razy i wielokrotnie zaznaczałem, że ma swoje plusy, a największą wadą jest tryb wieloosobowy. I znajdziemy tak także całą masę opcjonalnych płatności, które może nie wpływają na samą rozgrywkę, ale pozwalają na przykład grać bohaterami, którzy bardziej przypominają tych z ekranów kin czy komiksów. To powinno być dodane normalnie, serio.
Przeczytaj również
Komentarze (45)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych