Krzyk - cenzura i zawiłe dzieje realizacji kultowego slashera z lat 90.
Mający swą premierę w 1996 roku “Krzyk” Wesa Cravena, wbrew pierwotnym oczekiwaniom, okazał się wielkim komercyjnym sukcesem, a jednocześnie filmem uznawanym za ostatnie wielkie dzieło reprezentujące podgatunek slashera. Jak zwykle w takich wypadkach bywa jego realizacja naznaczona była sporymi problemami: od poszukiwania wytwórni aż po zażarte boje z cenzurą.
Stworzony przez Kevina Williamsona scenariusz do “Krzyku” został zainspirowany prawdziwymi wydarzeniami. Ten początkujący w pierwszej połowie lat 90’ scenarzysta uważnie śledził sprawę Daniela Rollinga, który szybko otrzymał przydomek “The Gainesville Ripper”. W ciągu kilku dni sierpnia 1990 roku zabił on piątkę studentów, a następnie przyznał się do trzech innych mordów w stanie Luizjana, jak również kilku gwałtów i próby zabicia własnego ojca. Ostatecznie w 1994 roku skazano go na karę śmierci, a wyrok wykonano w październiku 2006 roku. Wyobraźnię twórcy uruchamiały szczególnie relacje z włamań Rollinga do domów jego przyszłych ofiar, zwłaszcza iż w miejscu, które sam zamieszkiwał, miał pewnego dnia odkryć niezamknięte okno.
Williamson opracował 18-stronicowy draft skryptu, początkowo pomyślanego jako film krótkometrażowy, mający opowiadać o kobiecie, która otrzymuje niepokojący telefon, a następnie zostaje zaatakowana przez zamaskowanego włamywacza. Twórca pracował w tym czasie nad scenariuszem do innego filmu, thrillera “Jak wykończyć panię T.?”, który ostatecznie, po wielu latach oczekiwania, zdołał sprzedać, a w 1999 roku nawet zadebiutował jako jego reżyser. To jednak za sprawą scenariusza do “Krzyku” stał się on sławny w branży i zarobił pierwsze duże pieniądze. Początkowo jednak wcale się na to nie zapowiadało, bo nikt nie był specjalnie zainteresowany zrealizowaniem krwawej opowieści o zamaskowanym zabójcy, która na papierze nie różniła się zupełnie niczym od wielu, bardzo podobnych filmów z przeszłości.
Scenarzysta mierzył jednak wysoko, bo obok scenariusza do pierwszego obrazu napisał również wstępny draft dwóch kolejnych części, mając nadzieję na to, że któreś studio zdecyduje się na zrealizowanie całej franczyzy. O ironio, pierwotnie wszystkie części zostały przez niego zatytułowane “Straszny film”, co dziś oczywiście kojarzy się z pastiszową serią tworzoną m.in. przez Marlona Wayansa. Oba cykle, choć odmienne, mają jednak ze sobą wiele wspólnego. Choć bowiem “Krzyk” został od początku pomyślany jako poważny horror, jednocześnie wykazuje się ogromną samoświadomością, dzięki której zresztą przeszedł do historii horroru. By zrealizować taki film Williamson potrzebował twórców, którzy dobrze zrozumieją ów koncept i na szczęście udało mu się na nich trafić.
O nie! Kolejny horror?
W czerwcu 1995 roku Williamson zakończył tworzenie scenariusza, oddając go do dyspozycji swego agenta Roba Parisa, który od początku nie pozostawiał mu żadnych złudzeń, co do powodzenia całego przedsięwzięcia. Twierdził bowiem, że opowieść jest zdecydowanie zbyt brutalna, by ktokolwiek zainteresował się tworzeniem filmu na jej podstawie. I choć początkowo rzeczywiście nikt nie przejawiał najmniejszej chęci zakupu skryptu, jakiś czas później o prawa do jego ekranizacji rozgorzała bitwa, pomiędzy największymi firmami producenckimi swych czasów, takimi jak Paramount Pictures, Morgan Creek Productions i Universal. Czarnym koniem okazała się jednak zupełnie inna wytwórnia, mająca opinię jednego z przyszłych liderów tego rynku.
Mowa oczywiście o Miramax braci Weinsteinów, a raczej o części tej firmy, Dimension Films, które w owym czasie zrealizowało kilka głośnych horrorów i thrillerów, takich jak choćby “Kruk”, “Mother’s Boys”, a także zakupiło prawa do realizacji kolejnych odsłon serii “Halloween”. Wraz z narastającym zainteresowaniem scenariuszem Williamsona i rosnącą ceną za jego przejęcie, w grze pozostali Dimension i pracujący wtedy dla Cinergi Pictures, Oliver Stone. Ostatecznie Williamson otrzymał od Weinsteinów 400 tys. dolarów, a także obietnicę zrealizowania dwóch kolejnych filmów. Musiał się również pogodzić ze znaczącym okrojeniem filmu z brutalności, obecnej w pierwszej wersji skryptu. Przynajmniej do czasu ogłoszenia kto zrealizuje wyczekiwany, bo w tym momencie już niezwykle głośny, horror.
Na początku 1996 roku Bob Weinstein postanowił porozmawiać o tym filmie z Wesem Cravenem, jednym z najgłośniejszych nazwisk w świecie kina grozy, za sprawą wielkich sukcesów swoich wcześniejszych dzieł. Producentowi wydawał się on idealny do roli reżysera, bo w swych ostatnich obrazach zgrabnie łączył ze sobą komedię z kinem grozy. Jednocześnie jednak w owym czasie panowało przekonanie, że przygotowujący właśnie remake “Nawiedzonego domu” Craven ma już dość realizowania horrorów i chciałby w kolejnych latach skupić się na czymś innym. Mając to na uwadze przedstawiciele Dimension zaczęli rozmowy również z innymi twórcami, takimi jak Danny Boyle, Robert Rodriguez, Sam Raimi, a nawet George A. Romero. Ci jednak nie do końca rozumieli formułę obrazu, którą zapowiadał scenariusz Williamsona, myśląc o nim w kategoriach czysto komediowych, a z kolei realizacja wspomnianej nowej wersji “The Haunting” napotkała na duże problemy, za sprawą których Craven mógł się skupić na nowym projekcie.
Szczęśliwie dla Williamsona wejście do gry Cravena oznaczało, że zapomnieć można było o wcześniejszych zapowiedziach radykalnego okrojenia brutalności, tworzonej od teraz przez obu panów opowieści. Entuzjazm ekipy realizującej film dodatkowo rozbudził fakt, iż po przeczytaniu scenariusza mocno zainteresowana zagraniem w filmie była - wciąż ciesząca się sporą popularnością i uznaniem - Drew Barrymore, dzięki czemu sam Craven uznał, że może to być obraz zupełnie odmienny od standardowych slasherów. Co ciekawe zarówno on, jak i Williamson mocno obstawali przy pozostawieniu pierwotnego tytułu “Straszny film”, czemu kategorycznie sprzeciwiał się Bob Weinstein. Od początku - zainspirowany popularną piosenką Michaela Jacksona - forsował on tytuł “Scream” i mimo protestu wspomnianej dwójki został on utrzymany. Po latach obaj przyznali, że była to znakomita decyzja, której w swoim czasie kompletnie nie rozumieli. Kosztowała ona jednak Dimension proces sądowy z Sony Pictures, które twierdziło, że ich tytuł to czytelne nawiązanie do mającego premierę rok przed “Krzykiem” filmu “Screamers”. Pamiętnego widowiska sci-fi z Peterem Wellerem, na podstawie prozy Philipa K. Dicka, które okazało się kompletną klapą w box-office.
Niestandardowa obsada
Jednym z najważniejszych czynników, które zadecydowały o tym, że “Krzyk” tak mocno wyróżniał się na tle innych horrorów, nie tylko swej dekady, była jego znakomita obsada. Kino grozy poprzednich dekad przyzwyczaiło widza do obsadzania głównych ról odtwórcami mało znanymi, którzy często - jak Jamie Lee Curtis czy Kevin Bacon - dopiero zaczynali swoje wielkie kariery. Ów fakt tworzył jednocześnie efekt po drugiej stronie. Wzięci aktorzy zwyczajnie nie byli zainteresowani występem w horrorze, który ich zdaniem mógł wpłynąć negatywnie na dalszą część kariery, zwłaszcza jeśli film z ich udziałem zaliczy porażkę w box-office.
Decyzja wspomnianej już Barrymore wpłynęła jednak na innych odtwórców, którzy nagle zobaczyli w najnowszym projekcie Cravena swoją szansę. Takim przypadkiem jest z pewnością Courtney Cox, gwiazda święcącego już w tym momencie triumfy serialu “Przyjaciele”, która za sprawą swej roli w “Krzyku” chciała zerwać z miłym image’m, z którym była jednoznacznie kojarzona za sprawą tej produkcji. Jej konkurentkami do roli Gale Weathers okazały się z kolei aktorki dobrze w tym czasie rozpoznane, takie jak Brooke Shields i Janeane Garofalo. Dużo słabiej kojarzona była w tym czasie Neve Campbell, która wcześniej zagrała w kilku obrazach, a została przez Cravena wypatrzona w telewizyjnym serialu “Party of Five”. Priorytetem dla twórców okazał się właściwy dobór aktorek do konkretnych ról. I tak Courtney Cox zdołała ich przekonać, że spokojnie da sobie radę z przełamaniem stereotypu znanego z “Przyjaciół”, by tym razem zagrać zdecydowanie silniejszą kobietę. Z kolei Campbell idealnie pasowała Cravenowi jako postać z jednej strony niewinna, ale z drugiej potrafiąca sobie poradzić w chwilach największej próby. Gra w tym filmie stała się zdecydowanym przełomem w jej karierze, podobnie jak w przypadku Rose McGowan, idealnie pasującej do charakteru Tatum Riley. Przedstawiciele studia liczyli, że za sprawą zatrudnienia tak dobrze znanych aktorek film będzie się cieszył - nietypowym jak na gatunek, do którego przynależy - sporym zainteresowaniem wśród kobiet i zdecydowanie się nie przeliczyli.
Ciekawie było również w przypadku doboru aktorów. Interesujące jest w tym kontekście szczególnie to jak na planie “Krzyku” znalazł się Matthew Lillard. Pewnego dnia, odprowadzając na casting swoją ówczesną dziewczynę, został wypatrzony przez dyrektorkę castingu Lisę Beach, która zaproponowała mu udział w przesłuchaniu, na którym wypadł znakomicie. Przekonać do siebie producentów musiał z kolei Jamie Kennedy, który w tym czasie nie zaliczył jeszcze znaczącej roli, a długo był faworytem twórców, którzy wytrzymali napór przedstawicieli studia, chcących obsadzić dużo bardziej znaną twarz, w postaci Setha Greena lub Jasona Lee. W Skeecie Ulrichu twórcy rozpoznali podobny rodzaj uroku, jaki posiadał młody Johnny Depp, grający w jednym z przełomowych filmów Cravena, czyli “Koszmarze z Ulicy Wiązów”. Dodatkowo aktor współpracował już z Neve Campbell w kręconym kilka miesięcy filmie “The Craft”. Przejętą przez Ulricha rolą Billy Loomisa zainteresowany był również David Arquette, ale ostatecznie zagrał Dewey Rileya. Jedynie głosem posługiwał się w tym filmie Roger L. Jackson, wybrany spośród wielu dostępnych opcji do zagrania Ghostface’a. Okazał się on zresztą tak znaczący dla realizacji produkcji, że został dołączony do obsady.
Boje z cenzurą i znaczenie dla gatunku
Craven ani myślał uginać się pod presją producentów i zgodnie z tym jak pomyślał swój film Williamson realizował krwawy i brutalny horror, idąc przy tym oczywiście na totalne starcie z MPAA. Dimension Films wymogło jednak na twórcy tak daleką edycję najbardziej drastycznych scen, by sam film uniknął kategorii PG-17, uważanej powszechnie za “finansowe samobójstwo”. Wytwórnia miała już w tym czasie złe doświadczenia z obrazami oznaczonymi właśnie w ten sposób, które były wyjątkowo trudne do komercyjnego opakowania. Od czerwca 1996 roku, gdy ukończono film, zaczęły się zatem zabiegi mające na celu wygładzenie produkcji na tyle, by mogła ona dostać jak najniższy rating, nie zatracając przy okazji swego pierwotnego charakteru.
Sam Craven wysłał aż osiem różnych wersji filmu. Największym problemem już od początku okazało się dopuszczenie pierwszych sekwencji z Drew Barrymore, które zdaniem cenzorów były zbyt intensywne jak na niższa kategorię wiekową. Reżyser przyznał się po latach do małego kłamstwa, twierdząc, że posiada tylko jedną wersję najbardziej spornej sceny i nie może być ona zastąpiona. Ostatecznie więc została ona dopuszczona. Kontrowersyjnych momentów było jednak więcej i tuż przed spodziewaną premierą w MPAA interweniował jeszcze sam Bob Weinstein, który odwołał się do argumentu z gatunku, twierdząc, że “Krzyk” wcale nie jest filmem gloryfikującym przemoc, ma bowiem również wiele elementów komediowych. Ostatecznie został on dopuszczony do obiegu z upragnioną oceną R.
Premiera obrazu miała miejsce pięć dni przed świętami Bożego Narodzenia. Dimension liczyło na efekt totalnego kontrastu do serii rodzinnych filmów, które zwykle są wyświetlane w tym okresie. “Krzyk” w trakcie pierwszego weekendu wyświetlania zarobił jednak ledwie 6.8 miliona dolarów, co początkowo uznano za porażkę, zawinioną przez kiepski dobór daty pierwszego wyświetlenia. W kolejnych tygodniach obraz zaczął sobie radzić zdecydowanie lepiej, stając się jednym z największych frekwencyjnych hitów tych czasów, w samych Stanach Zjednoczonych zarabiając ponad 100 milionów dolarów, a przede wszystkim zyskując wysokie oceny krytyków i fanów horroru.
Dzieło Cravena i Williamsona do dziś budzi spory dysonans, związany z przynależnością gatunkową. “Krzyk” bowiem porusza się po cienkiej granicy pomiędzy horrorem a jego pastiszem, będąc jednym z pierwszych przedstawicieli mainstreamowego meta-horroru. Paradoksalnie, bezpośrednio nawiązujący do niego i zdecydowanie przekraczający ową linię “Straszny film”, nie budzi takich kontrowersji, jest dla widzów zdecydowanie strawniejszy i pewnie dzięki temu okazał się większym zwycięzcą w box-office. To jednak “Krzyk” jest uważany za obraz przełomowy dla kina grozy, a niektórzy - tacy jak choćby autor pracy “Going to pieces” Adam Rockoff - uważają go za ostatni wielki slasher w historii i film definitywnie zamykający cały podgatunek, po którym nie da się powiedzieć w nim już nic nowego.
Przeczytaj również
Komentarze (14)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych