Policjanci z Miami - jak potoczyły się losy aktorów z kultowego serialu
Wyemitowane po raz pierwszy w 1984 roku “Miami Vice” było pod wieloma względami dziełem przełomowym. Kompletnie zmieniło bowiem sposób realizacji seriali policyjnych, a dopiero rozpoczynającemu znakomitą karierę Michaelowi Mannowi zapewniło rozpoznanie w branży. Serial okazał się również kluczowy dla kilku aktorów, którzy w nim wystąpili.
Być może to “Słoneczny patrol” najlepiej obsługiwał marzenia o dwutygodniowych wakacjach na plaży, a z kolei “Żar tropików” skutecznie przenosił statystycznego Polaka z lat 90. w najcieplejsze zakątki globu, ale nie ulega wątpliwości, że na wyobraźnię młodych ludzi tej dekady najmocniej oddziaływał właśnie serial Anthony Yerkovicha i Michaela Manna. Już same trailery zapowiadały niesamowitą produkcję, w której dwójka funkcjonariuszy lokalnej policji powstrzymywała przestępców w skąpanej w słońcu Florydzie. Niewielu potrafiło wtedy dostrzec w tym dziele elementy niezwykle popularnego wtedy w kulturze zachodniej New Wave’u, napawano się wtedy przede wszystkim czystą akcją i pięknem świata przedstawionego, jakże odmiennego od codziennej rzeczywistości.
Co prawda historia powstania “Policjantów z Miami” nie jest jasna, ale wyjątkowo atrakcyjnie prezentuje się zwłaszcza ta część opowieści, która zaczyna się od krótkiej notki Brandona Tartikoffa, skierowanej do producentów NBC, która zawierała zaledwie dwa słowa “MTV Cops”. Serial ten w założeniu miał się bowiem wyróżniać nie tylko wartką akcją, ale również prezentować się jak nieustający teledysk i tak się właśnie stało. “Miami Vice” oglądało się bowiem nie tylko dla kolejnych spraw kryminalnych, które rozwiązywali Sonny Crockett i Ricardo Tubbs, ale przede wszystkim ze względu na to jak ten serial się prezentował. Dzieło Yerkovicha i Manna, w pełniejszy niż choćby wspomniany już “Baywatch”, sposób sprzedawało ideę egzystencji w raju na Ziemi, jaką - pomijając ciągłe problemy z przestępczością - wydawało się życie na Florydzie. Przepych obecny w serialu nie był niczym dziwnym, jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, iż jeden z odcinków był tak drogi, że jego budżet okazał się wyższy niż roczny fundusz prawdziwego oddziału policji w Miami!
Seria w znaczący sposób wpłynęła na męską modę lat 80. i 90., kreowała również trendy w motoryzacji, za sprawą ciągłego pokazywania modeli Ferrari Daytona (które - jak się okazało - udawał zmodyfikowany model corvette) i Testarossa. Skutecznie ukazywała również potrzebę posiadania własnej łodzi, z pewnością tworząc zapotrzebowanie na nie wśród amerykańskiej wyższej klasy średniej. Atmosferę luksusu i bogactwa wspomagał również specjalnie dobrany soundtrack, zawierający najbardziej znane popowe hity z lat 80’, który zdołał osiągnąć pozycję lidera na liście Billboard 200. Nieprzypadkowo zresztą wielu fanów serii Grand Theft Auto za najlepszą część uznaje “GTA: Vice City”, otwarcie nawiązujące zarówno do „Scarface” Briana de Palmy, jak i serii NBC, choćby z uwagi na kolorystykę i modele samochodów, do których przesiadał się Tommy Vercetti. “Policjanci z Miami” z pewnością nie osiągnęliby jednak tak wielkiego sukcesu, gdyby nie dwójka aktorów, którzy wcielili się w postacie Sonny’ego Crocketta i Ricardo Tubbsa.
Dwaj przyjaciele z policji
Producenci początkowo chcieli zatrudnić w głównych rolach w serialu doborowy duet Nick Nolte - Jeff Bridges. Lata 80. nie były jednak jeszcze czasami telewizyjnego boomu, a aktorzy znani z dużego ekranu nie byli zainteresowani graniem w serialu, który często był w tych czasach postrzegany jako degradacja. Prawdopodobnie z tego powodu udziału w serii odmówił również Mickey Rourke. Aktorów poszukiwano zatem także wśród młodych odtwórców swych czasów i jednym z nich był sam Denzel Washington, który brał udział w castingu do roli Tubbsa. Nie zdołał on jednak przekonać do siebie producentów i w tego bohatera ostatecznie wcielił się Philip Michael Thomas.
Dużo bardziej znany w tym czasie był już Don Johnson, który za sprawą kilku wcześniejszych filmów zdołał wyrobić sobie nazwisko. Jedną z najbardziej pamiętnych ról, na wczesnym etapie jego kariery, była ta z filmu “Chłopiec i jego pies”, obrazu który według wielu obserwatorów zainspirował serię gier “Fallout”. Była to bowiem przedziwna, post-apokaliptyczna produkcja, w której przewodnikiem w podróży przez zniszczoną planetę był młody chłopak i jego pies, który spełnia w tym filmie dość specyficzną rolę. Mimo kilku ciekawych kreacji w latach 70., kariera tego aktora nabrała rozpędu dopiero po przejściu do telewizji, do czego przyczyniła się przede wszystkim rola w “Policjantach z Miami”.
Za sprawą gry w tym serialu Don Johnson stał się gwiazdą rozpoznawalną na całym świecie, o której Rolling Stone pisał: “Nikt w erze Ronalda Reagana nie wyróżniał się tak wielką pewnością siebie jak Don Johnson. Był prawdziwym ucieleśnieniem męskości w erze Lamborgini i kokainowych odlotów”. Co ciekawe sam aktor początkowo nie był wielkim fanem sposobu ubierania się Sonny’ego Crocketta, będącego prawdziwym wyznacznikiem tej postaci, bo przypominał mu chodzenie w piżamach, ale wkrótce do niego przywykł. Po dwóch sezonach spędzonych na planie cieszył się już tak wielką renomą, że zdecydował się na mały strajk, uważając że powinien zarabiać więcej niż 30 tys. dolarów za odcinek, co nieomal zakończyło się jego odejściem z planu. Ostatecznie jednak aktor dogadał się z producentami i zagrał we wszystkich, pięciu seriach.
Po zakończeniu realizacji serialu Johnson był gwiazdą innego, nie tak przełomowego dla telewizji, ale znanego serialu “Nash Bridges”, w którym odtwarzał tytułową rolę. Produkcja ta była realizowana dłużej niż “Miami Vice”, bo sześć sezonów i w zeszłym roku doczekała się swoistego epilogu w postaci filmu fabularnego. Już w XXI wieku Johnson zagrał kilka ról w znanych filmach, które ewidentnie wykorzystywały jego gwiazdorski status z poprzednich dekad, takich jak “Maczeta” Roberta Rodrigueza, “Django” Quentina Tarantino czy “Blok 99” Craiga Zahlera. Aktor powrócił również do telewizji zaliczając pamiętną rolę w głośnym serialu HBO “Watchmen” i choć ostatnie dwie dekady znaczą zmierzch jego popularności wciąż jest pamiętany ze swych największych wcieleń, także tych muzycznych jeszcze z przełomu lat 80. i 90., jak choćby pamiętnego duetu z Barbrą Streisand w popularnym utworze “Till I loved you”.
Tego samego nie da się powiedzieć o jego ekranowym partnerze, Phillipie Michaelu Thomasie, który w “Miami Vice” grał rolę tego mniej znanego z dwójki bohaterów. Wydaje się jednak, że nigdy specjalnie mu to nie przeszkadzało, a świadczą o tym już jego wypowiedzi medialne w latach 80. Pomimo bowiem tego, że prasa nieustannie podsycała konflikt pomiędzy obu aktorami, zasadzający się na dużej dysproporcji między ich rozpoznawalnością, Thomasowi pasowała rola swoistego Robina Sonny’ego Crocketta. “Bardzo lubię Dona. Dobrze nam się współpracuje. Im bardziej jest rozpoznawalny, tym lepiej dla nas” - mówił sam aktor w wywiadzie dla magazynu “People” w 1985 roku i dalsze etapy jego kariery potwierdzają, że nigdy nie zależało mu na byciu wielką gwiazdą.
Jednocześnie jednak już po wielkim sukcesie serialu aktor wspominał, że jego celem jest zdobycie wszystkich najważniejszych nagród branżowych, określonych przez niego mianem EGOT (Emmy, Grammy, Oscar, Tony) i to w trakcie najbliższych pięciu lat! Choć jednak był nominowany do Złotego Globa i otrzymał People's Choice Award, do dziś nie udało mu się zdobyć ani jednej z tych statuetek. Trudno jednak by było inaczej, skoro jego kariera - po zakończeniu realizacji “Miami Vice” - nie obfitowała w przełomowe momenty. Na przełomie lat 80. i 90. zagrał bowiem w kilku mało znaczących filmach telewizyjnych i serii obrazów “Detective Extralarge”, w których znów był partnerem bardziej znanego Buda Spencera. Wraz z Donem Johnsonem zagrał w dwóch odcinkach wspomnianego “Nasha Bridgesa”, a w kolejnych latach użyczył głosu Lance’owi Vance w “GTA: Vice City”. Podobnie jak najsłynniejszy ekranowy partner zajmował się również muzyką, ale jego dwie płyty “Living the Book of My Life” i “Somebody” sprzedały się słabo, chyba przede wszystkim dlatego, że nie udało mu się skomponować żadnego hitu.
Mistrzowie drugiego planu
Wielka popularność “Miami Vice” w końcówce lat 80. naturalnie przyciągała do serialu wielu znanych aktorów i postacie showbiznesu, którym udało się zaliczyć występ w pojedynczym odcinku serii. Byli wśród nich sportowcy, tacy jak bokser Roberto Duran, legendarni koszykarze: Bill Russell czy Bernard King. Malutką rólkę otrzymali w nim również tak różni ludzie jak legendarny Lee Iacocca i związany z aferą Watergate Gordon Liddy. Krótkie występy zaliczyli również muzycy, tacy jak Leonard Cohen, Frank Zappa, Miles Davis, Phil Collins czy James Brown. Nie mówiąc już o znanych dziś aktorach, takich jak Viggo Mortensen, Liam Neeson, Bruce Willis, Ving Rhames, Laurence Fishburne, Stanley Tucci, Ben Stiller, Chris Rock i wielu innych. Znaczącą rolę w kilku odcinkach otrzymała Pam Grier.
Wśród odtwórców ról pobocznych warto wymienić choćby - związanego wcześniej z teatrem - Edwarda Jamesa Olmosa, którzy otrzymał nagrody Złotego Globa i Emmy za rolę porucznika Martina Castillo. Wkrótce potem zaproponowano mu odtwarzanie kapitana USS Enterprise w “Star Trek: Nowe Pokolenie” w momencie przygotowywania tej serii, ale aktor odmówił. Jak się jednak okazało gra w wielkiej serii fantastycznej była mu pisana, bo już kilkanaście lat później wcielił się w komandora Williama Adamę w “Battlestar Galactica”. W kolejnych latach pamiętany był dzięki roli w “Dexterze”, a ostatnio wystąpił w spin-offie do “Sons of Anarchy” zatytułowanym “Mayans M.C.”, wcielając się w Felipe Reyesa.
Z podwójnej roli w innym, głośnym serialu znana jest z kolei Saundra Santiago, która w “Miami Vice” grała postać Giny Navarro Calabrese. Wcieliła się bowiem w sąsiadkę Tony’ego Soprano Jeannie Cusamano, a także jej siostrę Joan, zaliczając w sumie pięć odcinków legendarnej serii HBO. W 2002 roku zasłynęła za sprawą roli w serialu “Guiding Light”, otrzymując nagrodę za najlepszą, żeńską rolę negatywną. W kilku głośnych serialach, takich jak “Beverly Hills 90210”, “Bajer z Bel-Air” czy “Statek miłości” wystąpiła jej ekranowa partnerka Olivia Brown. Wielkiej kariery nie zrobił z kolei Michael Talbott, który w serialu grał postać, o swojsko brzmiącym nazwisku, Stana Switeka. Dla aktora, który wcześniej wystąpił choćby w “Carrie” Briana de Palmy, była to w zasadzie ostatnia, tak ważna rola. W Stanach Zjednoczonych głośniej było o nim za sprawą wspierania National Rifle Association, w czym miał zresztą swój interes jako pracownik firmy zajmującej się wytwarzaniem i dystrybucją broni.
Przeczytaj również
Komentarze (54)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych