Gry Wideo logo

Dziesiątki, tysiące, miliony gier… Czy to wszystko może przytłaczać? 

Kajetan Węsierski | 06.07.2022, 21:30

W dzisiejszych czasach nie możemy mówić, żebyśmy cierpieli na braki w popkulturze. Pod tym względem żyjemy w najlepszym okresie - a na pewno w najbardziej urodzajnym. I jeśli nie zmieniła tego pandemia, to prawdopodobnie nic w przyszłości na to nie wpłynie. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że nie ma opcji na tak duży przesyt, aby wszystko się gdzieś załamało. Wiecie, taki krach giełdowy w naszej branży. 

Niemniej, trzeba przyznać, że czasem można się w tym wszystkim utopić. Wszak nie dość, że gier AAA jest coraz więcej (wejście tego segmentu popkultury do mainstreamu spowodowało możliwość obracania znacznie większymi kwotami pieniędzy), to rosnąca technologia otworzyła wrota segmentu AA dla mniejszych studiów, a gry indie może dziś tworzyć praktycznie każdy z podstawową wiedzą w zakresie programowania - największym ograniczeniem jest kreatywność

Dalsza część tekstu pod wideo

I wielokrotnie spotykam się z komentarzami pod różnymi newsami i publicystyką, że jest tego po prostu za dużo. Cóż, może na zalew wysokobudżetowych pozycji od Sony czy Microsoftu nikt nie narzeka, ale chodzi o całe zjawisko. Nie ma dziś czasu, aby ogarnąć choćby to wszystko, co nas interesuje (jeśli siedzimy w tym hobby po uszy i traktujemy to wyłącznie przez taki pryzmat). Pojawia się więc pytanie…

Czy to wszystko może przytłaczać? 

No właśnie - może przytłaczać? W gruncie rzeczy najpewniej prosto byłoby odpowiedzieć, że zależy to od człowieka. I troszkę tak jest, ale chciałby być dziś czymś na wzór głosu tłumu. Faktem jest bowiem, że nie tyle zależy to od ludzi, a od ich sytuacji. Są tacy, którzy mają więcej czasu na granie w gry (bo praca i inne rzeczy zajmują im niewiele), są i tacy, którzy robią to zawodowo, ale dla większości to (tylko) hobby. 

Gry wideo

Wszak, choć możemy mówić o „aż” hobby albo mianować je swoistym „sensem życia” i tak dalej, to wciąż każdy z nas posiada prawdopodobnie sporo elementów, które są ważniejsze. Jest praca, rodzina, czas na świeżym powietrzu i masa innych przyjemności oraz obowiązków, które niejako uszczuplają nam opcje grania w gry wideo. A doba ma to do siebie, że nie jest z gumy - ani jej nie rozciągniemy, ani nie zatrzymamy. 

W takim wypadku wniosek wydaje się dość klarowny - to może przytłaczać. Trudno mi sobie wyobrazić osobę, która jest po uszy zanurzona w branży gier wideo - taką, która tytułuje się wielbicielem tego medium, taką, jak większość z Was, drodzy czytelnicy - która nie ma tego, co powszechnie nazywa się kupką wstydu. U mnie jest ona w kwestii gier ogromna, a nie chcę nawet doliczać powszechnie dostępnych seriali czy filmów kinowych. 

Jak bowiem wspomniałem we wstępie, nasz dostęp do popkultury jest dziś większym niż kiedykolwiek wcześniej. Obecnie czerpać przyjemności możemy z masy różnych źródeł. Są platformy SVOD, są wielkie kompleksy kinowe, mamy całą masę aplikacji z komiksami, a także ogromne promocje na książki (w postaci fizycznej, e-booków, czy także audiobooków). Gry nie są już jedyną opcją zabijania wolnego czasu. 

A może tak… 

A może wcale nie jest tak źle? Może tylko wydaje mi się, że liczba produkcji, które ukazują się w skali tygodnia (zazwyczaj tych przyjemniej przeciętnych rozmiarów mamy przynajmniej dwucyfrówkę), może okazać się nie do zniesienia? Nie mam najmniejszych wątpliwości, iż pojawią się osoby, które będą brnęły w taką narrację. Wiem, że znajdą się ludzie, dla których jest to sztucznie pompowany problem. 

Gry Xbox

Tylko… Ja nigdy nie nazwałem tego problemem. I chciałbym zaznaczyć to już zawczasu. Nie uważam, aby nadmiar popkultury był zły. Jasne, to dawka czyni truciznę i wszystko w przesadnych ilościach szkodzi - ale tu mówimy o hobby. Póki przytłaczający wymiar nadmiaru pozycji stanowi po prostu motywację, aby z większym zapałem przechodzić tytuły, lub nie próbować silić się na kończenie tych, które nam nie siadły, nie widzę problemu. 

Jeżeli natomiast wpływa to na nasz nastrój i zamiast delektować się jakością gier (do czego serdecznie zachęcam - twórcy spędzili przy nich wiele czasu i gwarantuję, że prawie zawsze można dokopać się do świetnych ciekawostek), zaczynamy iść w liczbę ukończonych (albo po prostu liźniętych), to nie jest to niczym dobrym. Tak samo w przypadku, gdy rozważania na temat kolejnej gry prowadzą do irytacji. 

Reasumując!

W jednym z najnowszych filmów mojego ulubionego twórcy na YouTube, Matta D’Avelli, pojawiła się porada dotycząca funkcjonowania w życiu. Wiecie, jak brzmiała? Po prostu - nie warto tracić więcej niż pięciu minut na coś, co nie będzie miało żadnego znaczenia za trzy lata. Można to przełożyć na wiele dziedzin i sytuacji, ale w naszym temacie - nie ma sensu zamartwiać się liczbą gier, skoro za jakiś czas nie będzie to miało żadnego znaczenia. 

PlayStation Games

W końcu nie jest to żaden wyścig. Nie trzeba się spieszyć, można się delektować. Jak z jedzeniem - póki nie bierzemy udziału w konkursie jedzenia pizzy na czas, albo głodna siostra nie zamierza zjeść wszystkiego, co zdąży, lepiej po prostu cieszyć się każdym kęsem i rozpuszczającym się serem (tak, też zgłodniałem). Polecam takie podejście do gier wideo. Nie ścigajmy się, nie czujmy ogarniającego nas od środka FOMO. 

To właśnie ono buduje poczucie przygniecenia. To ono może sprawiać, że czujemy się przybici, albowiem debiutuje tak wiele gier, że nie sprawdzimy wszystkiego. Cóż, może i nie? Ale może to właśnie dobrze, albowiem proces selekcji pozwala wybrać tyle te najlepsze? Myślę, że tak. Tak więc, podsumowując - zalew premier może przytłaczać. Może irytować, może wprawiać w zakłopotanie. Czy jednak powinien? Nie. 

Jeśli więc czujecie, że debiutów jest zbyt wiele, a Wy chcecie nadrobić wszystko… Spróbujcie podejść do tego, jak dawniej. Jak za dzieciaka, gdy jedna gra była wręcz czymś świętym. I gdy ją zaczynaliśmy, to aż do finału nie liczyło się nic innego. Ani lekcje w szkole, ani obiad, ani tym bardziej inne gry, które potencjalnie mogą stać w kolejce. Cieszmy się, bo mamy przyjemność dzielenia wspólnego, przecudownego hobby. I niech niesie ono wyłącznie frajdę. 

Kajetan Węsierski Strona autora
Gry są z nim od zawsze! Z racji młodego wieku, dojrzewał, gdy zdążyły już zalać rynek. Poszło więc naturalnie z masą gatunków, a dziś najlepiej bawi się w FIFIE, produkcjach pełnych akcji oraz przygód, a także dziełach na bazie anime i komiksów Marvela. Najlepsza gra? Minecraft. No i Pajączek od Insomniac Games.
cropper