Crash Bandicoot 4: Prepare to Die Edition - darowanemu koniowi zaglądamy w zęby
Pierwsza zasada wszystkich projektujących gry wideo od początku istnienia przemysłu interaktywnej rozrywki? Gra winna być prosta do nauczenia się, trudna do pokonania. Ta pokoleniowa tradycja zmieniała się latami, kiedy nastąpiła koniunkcja twórców oraz graczy, starszych i młodszych doświadczeniem.
Zdarzały się zespoły, które twardo wyznawały kodeks hardkorowej rozgrywki wymieszanej z barwnym projektem świata oraz jego bohaterów, niekoniecznie "ludzkich". W połowie lat 90. rynek nadal stał wieloma wspaniałymi platformerami 2D, lecz postęp dopominał się o swoje. I tak narodziła się legenda jamraja, Crasha Bandicoota. Świat poszedł do przodu, Crash pobiegł do Activision. Przez lata wielomiliardowe przedsiębiorstwo wydawało dość średnie wariacje z udziałem Rudego. Sytuacja zmieniła się gdy marka wróciła do korzeni za sprawą Crash Bandicoot N.Sane Trilogy. Hardkorowy zestaw nadal jest dostępny w katalogu PlayStation Plus Collection. Jednocześnie odświeżona trylogia przypomniała wszystkim jak bardzo wyszli z wprawy. Memy Crashem zakutym w zbroję z serii Dark Souls szturmem obleciały internety. Streamerzy wyrywali sobie włosy mierząc się z karkołomnym zadaniem przekroczenia mostu w reedycji części pierwszej. Sukces trylogii wywołał do tablicy Crash Bandicoot 4: Najwyższy Czas. W górę wywindował poziom wyzwania oraz przepotężny content. Tytuł oferujący aż 106% normy. Biegniecie po taki wynik?
"Blast from the Past"
Beenox zanim na poważnie zainteresowało się hardkorowym jamrajem, wspierało ekranizacje z udziałem niejakiego Petera Parkera, z różnym skutkiem. Mimo wszystko, należące do Activision studio wiedziało, że każdą mechanikę rozgrywki definiuje ruch. Bez finezji, responsywności i przystępnego sterowania nie da się zbudować przyjaznego interfejsu z jednoczesnym wyzwaniem. Wydany w 2019 remake niezapomnianego Crash Team Racing spotkał się z fantastycznym przyjęciem. W końcu przyszła kolej na pełnoprawny sequel, bez przekombinowanych mechanik, ujeżdżania mutantów, itd. Ostatnim rdzennym przedstawicielem po trylogii PSX okazało nią Crash Bandicoot: Wrath of Cortex, lecz recenzje klasyfikowały projekt mianem nagminnego recyklingu, gdzie wykorzystano koncepty znanych z poprzedników leveli. Ciekawych czasów dożyliśmy, ponieważ gdyby tytuł ukazał się dzisiaj, nikt specjalnie nie chciałby narzekać.
Tym samym gra stała się historycznie pierwszą odsłoną kojarzoną już ze wszystkimi ówczesnymi platformami (PS2, GameCube, Xbox). Marka przepadła w oczach weteranów trójwymiarowych platformerów. W 2017 roku jamraj powrócił w swoim najbardziej klasycznym, szaleńczym pędzie przed siebie. N.Sane Trilogy szturmem podbiło media i cierpliwość graczy. Siłą rzeczy, sukces trzeba kontynuować. Padło na Beenox oraz Toys for Bob, ekipy założonej aż w 1989 roku, kojarzonej przede wszystkim dzięki Skylanders. Fani uniwersum pragnęli rdzennej formuły od czasów wymienionego Wrath of Cortex, reedycje potwierdziły te oczekiwania. Jak udało się osiągnąć tak imponujące rezultaty w Crash Bandicoot 4: Najwyższy Czas? Czas oddać głos jednemu z producentów, Lou Studdertowi. "Sukces trylogii oraz przyjęcie CTR: Nitro-Fueled oznajmił nam, że fani są głodni nostalgii.
Pracowaliśmy już nad Spyro Reignited Trilogy, do tego zaliczyliśmy piękny cross-over z Toys for Bob, weteranami platformingu 3D. Wiedzieliśmy czego oczekują fani i złożyliśmy w jedną całość" - koncepcja nie odbiegająca od oryginalnej zadecydowała o finalnej wersji gry. Crash Bandicoot 4 jest wręcz przesycony zawartością. Poziomy zaprojektowano w zgodzie ze standardem trzech poprzednich gier. Tytuł na starcie funduje nutę nostalgii, gdy jamraj budzi się na plaży, natomiast umieszczony nieopodal odbiornik telewizyjny emituje klasyczną wersję przygody. Gracze odkryli, że po kilku trafieniach w rzeczony odbiornik, ekran wyłania logo Crash Bash, odpowiednika Mario Party w świecie jamraja, wydanym na PlayStation w 2000 roku.
Najlepszy czas
Crash Bandicoot trafił również na konsole obecnej generacji, przy czym twórcy usprawnili oprawę, wydajność i responsywność. Oczywiście, sam nie wyobrażam sobie rozgrywki przy użyciu sterowania analogiem. Tradycja bierze górę, postać zawsze porusza się jednostajnie. Kluczem do sukcesu w grze od zawsze stanowił bieg do przodu, bez chwili wahania. Zwłaszcza gdy mówimy o prawdziwej zmorze każdego hardkorowca mierzącego siły na zamiary w wyciągnięciu 106%, próbach czasowych. W kość daje już pierwszy poziom, który stawia wymóg ukończenia etapu poniżej jednej minuty. Praktyka czyni mistrza, lecz wydobycie platyny wpiszcie jako swój "projekt życia". Teraz, gdy jamraj stał się gościem comiesięcznej dostawy gier w ramach PS Plus, lepszej okazji nie będzie. Takich platformerów już się nie robi, co czyni grę unikatową dla weteranów grania. W przeszłości, jedynie otwarcie Jak and Daxter korzystało z systemowych fundamentów Bandicoota. Czy ktoś w Naughty Dog spróbuje odbudować część pierwszą lub trylogię znaną z czasów świetności PS2?
Uwielbiam wymagające tytuły oddające graczowi pełną kontrolę. Każdy błąd jest podyktowany sekundą naszej zwłoki, błędnym wyliczeniem, brakiem cierpliwości. Posiadacze platyny już teraz weszli do społecznej alei sławy, co widać po szerokim odzewie gdy tylko ktokolwiek wyciśnie 106% z gry. Tytuł można męczyć miesiącami, przy dostępnej tonie zawartości. Activision znane z powszechnej pazerności, tym razem postawili na kompletne doświadczenie. Crash Bandicoot 4: Prepare to Die Edition zawitał do PS Plus. Czy skradnie Waszą cierpliwość i czas?
Przeczytaj również
Komentarze (41)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych