TMNT: Shredder's Revenge

TMNT: Shredder's Revenge - pierwszy milion - a czy wy już graliście w hit tego lata?

Krzysztof Grabarczyk | 24.07.2022, 11:00

Leonardo, Raphaello, Donatello, Michealangelo czy Sprinter? A może Casey Jones? Letnie zabawy na osiedlach gdy byliśmy jeszcze dziećmi obowiązkowo charakteryzowały się takim życiowym dylematem. Złote lata 90., okres czytania komiksów, kreskówek, kiczowatych filmów i seriali. Tak jakby, żyło się lepiej? Inaczej, beztrosko w obliczu braku świadomości problemów dorosłego życia. 

Ta złota szóstka bohaterów uchodziła za powszechnych ulubieńców. Dzisiaj nieodzownie kojarzą się z tamtymi dniami. Kreskówki czy komiksy stały się jedynie przystawką do dania głównego, 8-bitowych produkcji opartych na obijaniu kolejnych sługusów samego Shreddera. Ten nie odpuścił nam po latach, właśnie powrócił z zamiarem zemsty. I tak letnie wieczory od razu stały się lepsze, dzięki nostalgii i bezbłędnie przepisanej mechanice rodem ze złotej ery beat'em up'ów. TMNT: Shredder's Revenge szybko zarobił swój pierwszy milion. My zastanowimy się czy to efekt nostalgii czy wysokiej jakości samej gry? 

Dalsza część tekstu pod wideo

"Cowabunga" na bis

TMNT: Shredder's Revenge - April

Naszą recenzję TMNT: Shredder's Revenge popełniliśmy niezwłocznie przy debiucie gry.  Piękny powrót do formy, rdzennej formy. Miejsce Wojowniczych Żółwi Ninja jest właśnie tutaj, w świecie retro, lat 90., bez przerostu formy nad treścią, jakiego niegdyś dopuścił się ten sam Michael Bay. "Intro prawdę Ci powie" - kiedyś spotkałem się z tym określeniem w odniesieniu do innej, znakomitej gry z przeszłości, Fighting Force. Różnica polega na tym, że pochodząca z ery PlayStation chodzona bijatyka jest ulokowana już w pełnym 3D. Klasyka beat'em up opiewa przede wszystkim dwuwymiarem, dziś nazwiemy to "pixel art", dawniej zwyczajne piksele, w maksymalnie niskiej rozdzielczości. Gatunek od jakiegoś czasu wrócił do łask. Raz wtórnie kopnęło Battletoads, choć większość mocno gratyfikuje bardzo udane Street of Rage 4, gdzie wcale tak łatwno nie jest. TMNT: Shredder's Revenge spełnia złotą zasadę przyświecającą wszystkim jednostkom zajmującym się tworzeniem oraz projektowaniem gier komputerowych i wideo - prosta do nauczenia się, trudna do pokonania. 

Wbrew pozorom, najnowsza zemsta Shreddera posiada względnie rozwinięty elementarz jak na gatunkowe standardy, choć nie jest to poziom zaawansowania obecny we wspomnianym SoR 4. Niemniej, gra nokautuje wszystkich żółwią nostalgią. Pokolenie lat 90. i wcześniej kłóciło się w trakcie osiedlowych zabaw "kto jest kim". Te czasy bezpowrotnie minęły, nie minęła empatia do zielonej ekipy, szczura, samozwańczego mściciela-hokeisty, na dalszym planie Rocksteady, Bebop i reszta watahy. Tak na marginesie, Dotemu mocno odświeżyli moją pamięć, gdyż części złoczyńców już prawie nie kojarzyłem, z Rat Kingiem na czele (proszę nie mylić z The Last of Us: Part II ;) Z nostalgią mierzyli się kilka lat temu magicy z Platinum Games wydając średnio udane TMNT: Mutants in Manhattan. Hideki Kamiya najwidoczniej polubił celshadingowy wajb, gdy tylko studio puściło w obieg Transformers: Devastation (gra szybko trafiła do PS Plus). Znacznie gorętsze od gry (Mutants in Manhattan) Platynowych okazały się plotki z dalekiej przeszłości, gdy insajderzy donieśli ciekawe wzmianki dotyczące zainteresowania się marką ze strony brytyjskiego Rocksteady (hah), twórców popularnego cyklu Batman: Arkham. Do finalizacji plotek rzecz jasna nie doszło, a szkoda. Z drugiej strony, naturalnym środowiskiem TMNT pozostają dwa wymiary co udowodniło Dotemu w głębokiej współpracy z Tribute Games.  

Tym samym otrzymaliśmy najgorętszy tytuł tego lata. Dlaczego? Shredder's Revenge uzależnia funem, zarówno w pojedynkę czy kooperacji. Im więcej graczy, tym większy chaos, ale czy nie o to zawsze chodziło? Gdy światem rządziły salony z automatami do gier, nierzadko podchmielone towarzystwo w całym wymieszaniu zdarzeń na ekranie, po prostu dobrze się bawiło. Powrót żółwi mówi wszystko. Intro zrealizowane klasyczną kreską, z wokalem Mike'a Pattona działa jak najlepsza motywacja do grania. Wystarczy jedna minuta, łapiesz retro-bakcyla i lecisz przez te kilkanaście poziomów, bez zadyszki. Podział na tryby Story i Arcade wyszedł tylko na dobre. Masterowania jest tutaj bez liku. Chcesz wyzwania? Polecamy Arcade na trzecim, najwyższym poziomie trudności. 

"Let's kick some shell!"

TMNT: Shredder's Revenge - ekipa

Menu główne uderza w zmysły prezentując klasyczny podział z tapetą gwiazd uniwersum w tle. Miło ogląda się taki retrowajb z dopiskiem 2022. Nickelodeon, stacja telewizyjna posiadająca prawa do marki szybko zaakceptowała projekt. Tribute Games założono w 2011 roku w Montrealu. Ten region od lat stanowi prawdziwą mekkę zachodnich deweloperów. Swoją potężną dywizję posiada tam również Ubisoft, gdzie wcześniej pracował współzałożyciel Tribute, Jean-Francois Major. Tym sposobem chciał ziścić swoje marzenie - opracowanie pełnokrwistej gry opartej na TMNT. Major spędził najlepsze lata dzieciństwa z Żółwiami Ninja. Potrafił bawić się w ówczesnym TMNT: Turtless in Time w przebraniu Raphaello. W jego przypadku inicjacja w dorosłość jedynie spotęgowała życiowe marzenie. Dzisiaj bawimy się w to wszyscy. Shredder's Revenge rychło zdobyło popularność, nie tylko dzięki obecności ulubieńców dzieciństwa, to po prostu świetna gra, spełniająca swoje bazowe założenia. Hardkorowe podejście do rozgrywki nie jest obce ekipie z Tribute Games. Studio w niedalekiej przeszłości opracowało ciekawe Ninja Senki DX oraz lepiej znane Curses'n Chaos. Obie gry mogliśmy sprawdzić w ramach PlayStation Plus, obie cechują się niemałym wyzwaniem.  

"Zawsze był kreatywny w tworzeniu naszych IP w Tribute Games. Powtarzał jednak, że gdy przyjdzie nam mierzyć się z zewnętrzną marką, zróbmy coś o Żółwiach Ninja" - mówi Eric Lafontaine, bliski współpracownika Majora. Studio wysłało propozycję do Nickelodeon, po czym stacja wykazała zainteresowanie prosząc o materiały z rozgrywki. Zemsta Shreddera stawała się faktem. Na oficjalnym koncie Twitter, ekipa podziękowała graczom za milion nabytych egzemplarzy gry, głównie w formie cyfrowej. Znam osoby, które oczekują fizycznego wydania jakie niebawem trafi do sprzedaży. Już widzę te ceny, lecz kto będzie żałował sobie na nostalgii? Retroaktywistów przekonywać nie trzeba, kolekcjonerów również. Reszta niech się po prostu dobrze bawi. Zemsta Shreddera zasługuje na kolejny milion.  Świetna odskocznia tego lata, zarówno w kanapowej oraz sieciowej rozgrywce. Zbieramy się na redakcyjne granie. W końcu nic lepiej nie łączy ludzi, niż wspomnienia. Żółwiami Ninja chcieliśmy być wszyscy. Tribute Games zabierają nas do bitmapy Manhattanu. Lepszej wycieczki w te rejony nie znajdziecie. Gratulujemy twórcom i bierzemy się za setną próbę pokonania Shreddera bez pojedynczego draśnięcia. Komuś się udało? 

Krzysztof Grabarczyk Strona autora
Weteran ze starej szkoły grania, zapalony samouk, entuzjasta retro. Pasjonat sportów siłowych, grozy lat 80., kultury gier wideo. Pisać zaczął od małego, gdy tylko udało mu się dotrwać do napisów końcowych Resident Evil 2. Na PPE dostarcza weekendowej lektury, czasem strzeli recenzję, a ostatnio zasmakował w poradnikach. Lubi zaskakiwać.
cropper