Resident

Resident Evil: Director's Cut - powrót po latach do wersji PS5

Krzysztof Grabarczyk | 20.08.2022, 14:00

Nie jestem pewien, czy mówimy o błędzie czy celowym działaniu. Reżyserska wersja Resident Evil dostępna jest od chwili aktywowania PlayStation Plus Premium. Sam jeszcze nie skorzystałem ze wzbogaconego klasyką wariantu usługi. Okazuje się, że grę można pobrać i uruchomić bez konieczności posiadania rozbudowanej subskrypcji. 

Stąd moje zdziwienie. Gra nadal nie posiada obsługi systemu trofeów, więc można było się sugerować, że wersja uruchomiona przy posiadaniu członkostwa Premium, zawiera trofea do odblokowania. Nic z tych rzeczy, a szkoda. To zawsze choćby szczątkowa motywacja na drodze ponownego ukończenia tej legendarnej historii. Resident Evil: Director's Cut nadal bawi i uczy, historii gatunku survival-horror. Minęło tyle lat, a rezydencja nadal potrafi zauroczyć. Wielu graczy może potraktować tytuł jako formę wycieczki w nostalgiczne rejony, słuchając tych historycznych dialogów, podobno tandetnych, lecz właśnie na tym polega urok pierwszego Resident Evil. Ukończyłem tę opowieść dwukrotnie, kolejno Jill oraz Chrisem. Jak większość w takiej kolejności. Jak ta perełka wypada z perspektywy czasu i czy jeszcze, w jakimkolwiek sensie, stanowi wyzwanie? 

Dalsza część tekstu pod wideo

1998, July

Resident

Miesiąc jest dla mnie dość szczególny. Wypadają w nim moje urodziny, i zawsze udaje się wspomnieniami nieopodal gór Arklay. Dotychczas czyniłem to jednak w Resident Evil (2002, GameCube) niż w klasycznej wersji. Powodów takiego stanu rzeczy było kilka. Po pierwsze, oryginał jest dostępny na bardzo ograniczonej ilości sprzętów. Zanim wersja reżyserka trafiła na współczesne konsole PlayStation, do uruchomienia niezbędne było posiadanie PS3, PSP lub PS Vita. Niekoniecznie wszyscy mieli zamiar nabywać nie tak tanie RE: Deadly Silence (2006, Nintendo DS). O uruchomieniu gry na PC można było zapomnieć z uwagi na nieobsługiwanie przez młodsze wcielenia Windowsa. Capcom nie wysłuchało licznych próśb graczy o reedycję trylogii PSX pod współczesne standardy. Po prawdzie, Resident Evil: Director's Cut oficjalnie pojawiło się dopiero na liście gier PlayStation Classic, w emulowanej wersji. Rozbudowana edycja pierwszej części została wydana w 1997 roku by zachować ciągłość finansową przed premierą Resident Evil 2, które zostało przesunięte wraz z zaangażowaniem do prac Noboru Sugimury. Wcześniej pisał scenariusze do japońskich seriali telewizyjnych. Tym samym, RE 1.5 trafiło niemal do kosza, wydawca przełożył termin premiery na 21 stycznia, 1998 roku. Tym samym, raz jeszcze wybieraliśmy się na poszukiwania kolegów po fachu ze S.T.A.R.S. Bravo Team. W trzech trybach rozgrywki. 

Po uruchomieniu, nadal oglądaliśmy identyczne otwarcie, lecz po chwili, ekran oferował tryby Training, Standard oraz Advanced. Kiedy już zasiadłem późnym wieczorem, pobrałem i uruchomiłem grę, zdecydowałem się na ten ostatni wariant. Przechodzące wzdłuż kolejnych pomieszczeń, odświeżyłem sobie pamięć. Tryb Advanced prócz alternatywnych kostiumów postaci czy innego rozlokowania przedmiotów, podwajał liczbę napotykanych zombie. Nie w każdym fragmencie była to reguła, lecz poprzeczkę zawyżono. Jedno lub dwa ugryzienia wystarczyły by mocno zranić, trzy, by zabić. Resident Evil wprowadziło system kontroli postaci znany szerzej pod terminem "Tank Control". 

Trochę jak dawno, dawno temu, pierwsza Castlevania (1987, Konami). Po kilku chwilach wróciła mi chyba pamięć mięśniowa z czasów, gdy stawałem się nieoficjalnym speedrunnerem. Wymijanie trupów z gracją weterana cyklu. Zresztą, Resident Evil sprzyjał takiemu podejściu do rozgrywki. Obecne w posiadłości korytarze nie są zbyt ciasne, więc mamy równe szanse pod kątem walki lub wyminięcia. W obecnych grach serii jest to znacznie trudniejsze, jeśli wywołamy do tablicy współczesne Resident Evil 2. Wiąże się z tym raczej kwestia AI zombie, jakkolwiek dziwnie to brzmi. W chwili, gdy martwy delikwent zmierza w naszą stronę, za każdym razem jakby zbacza z kursu, na moment. Dla wprawnego gracza jest to celowa luka, którą albo wykorzysta albo zmarnuje kilka nabojów. W trybie Advanced na takie myślenie nie zawsze jest czas. Stąd pozytywnie się zaskoczyłem, że po tylu latach od premiery, Resident Evil: Director's Cut potrafi twardo dyktować warunki. W końcu co cztery nieumarłe głowy, to nie jedna. Polecam sprawdzić, gdy już zdecydujecie się na wizytę u pana Spencera po latach. 

RElikt czy RElikwia? 

Resident

To całkiem dobre pytanie. Niezależnie od stopnia klasyki, Resident Evil to rocznik '96, więc najlepsze lata młodości już dawno ma za sobą. Wersja uruchomiona na PlayStation 5 oferuje kilka wariantów wyświetlania obrazu. Który rekomendujemy? Zależy przede wszystkim od Waszego odbiornika. Teoretycznie, RE: DC możemy uruchomić w formacie przystosowanym do 16:9, 4:3, jest również wymowna opcja "martwych pikseli". Przy rozciągnięciu obrazu na cały ekran, postacie wydają się duże, bardziej bryłowate niż dawniej. Dlatego skorzystałem z opcji dostosowania obrazu do 16:9, czarne paski od krawędzi ekranu jakoś nie wadziły. 

Sterowanie nie straciło ani trochę na swojej uniwersalności. Gra się tak samo dobrze jak dawniej, jeśli tylko przebrniecie przez antyczną oprawę wizualną. Chociaż mam wrażenie, że modele postaci czy zombie w tej wersji są jakby ciut lepsze. A może to tylko moje chore złudzenie. Niestety o haptyce wibracji musimy zapomnieć, chociaż perspektywa jawi się interesująco. Drobne wibracje podczas stawiania kroków to zawsze miły akcent dla immersji, nawet w tak leciwej grze. Przede wszystkim, kusiłaby opcja trofeów. Dzisiejsza techniczna kondycja Resident Evil (1996) to połączeniu trójwymiarowe pixel-artu (popatrzmy na "bryłowate" modele postaci) z prerenderowaną sterylnością. Zanim w planach narodziła się część druga, oryginał charakteryzuje estetyka wnętrz. Z kilkoma wyjątkami. Ściany jeszcze nie obdrapane, jedynie gdzieniegdzie naznaczane grudką krwi, ku nastrojowi do maksimum kameralnego. 

Pod kątem środowiskowym, oryginał jest "czysty". Historycznie wynika to z pierwszych kroków artystów koncepcyjnych w raczkującym wówczas gatunku. Survival-horror dopiero zaczął się autodefiniować. Do tej pory, coraz trudniej było w niego zagrać, tak po staremu. Albo posiadając PlayStation Classic albo zachowując oryginalne wydanie z PSX będąc w posiadaniu PS2/PS3. Jeszcze inni skorzystają z najbardziej pożądanej do sprawdzenia, Saturnowej edycji. Kto nawet dzisiaj nie chciałby ujrzeć Weskera z charakteryzacją i mobilnością zombie? Dzięki PS Plus Premium (choć niekoniecznie, jak widać) mogłem wrócić w te rejony bez konieczności wyciągania starszych konsol, czy zabaw z emulatorami. Czy warto sięgnąć po Resident Evil: Director's Cut w 2022 roku? Klasyka jest zawsze w modzie, nie zawsze sprosta oczekiwaniom, wizualnym zwłaszcza. Lecz od tej gry, wciąż bije taka estetyka. Prerenderowane tła to jednak rzecz święta i ponadczasowa. Polecamy raz jeszcze.

Krzysztof Grabarczyk Strona autora
Weteran ze starej szkoły grania, zapalony samouk, entuzjasta retro. Pasjonat sportów siłowych, grozy lat 80., kultury gier wideo. Pisać zaczął od małego, gdy tylko udało mu się dotrwać do napisów końcowych Resident Evil 2. Na PPE dostarcza weekendowej lektury, czasem strzeli recenzję, a ostatnio zasmakował w poradnikach. Lubi zaskakiwać.
cropper