The Last of Us

The Last of Us: Part 1 - czujecie ten dreszczyk emocji? Ja nie czuję żadnego

Krzysztof Grabarczyk | 20.08.2022, 10:00

Zbliża się kolejna, wielka gra. Wielka była już dziewięć lat temu, choć wówczas jeszcze nie zdawaliśmy sobie realnej sprawy, że The Last of Us prędko stanie się najważniejszą, świeżą marką w dotychczasowej historii PlayStation. Odpowiedzialne za względnie cukierkowe historie Naughty Dog zmierzyło się z brutalną, postpandemiczną rzeczywistością kreując grę typu action-survival, z domieszką horroru. 

Sukces przyszedł błyskawicznie, tytuł doczekać się rok później odświeżonej wersji na PlayStation 4. Tę historię przeżywałem jakieś osiem razy, ostatni całkiem niedawno. Lada dzień, szykuje się kolejna okazja, by wrócić raz jeszcze do początku historii o trudnych wyborach, emocjach, konsekwencjach, nawet kłamstwach. Wszystko brzmi pozornie świetnie, lecz zasadniczy problem tkwi w tym, że The Last of Us: Part I nie wywołuje u mnie kompletnie żadnego dreszczyku oczekiwań. A przecież mówimy o grze autorstwa Naughty Dog, nawet jeśli tylko połowicznie. 

Dalsza część tekstu pod wideo

Burzliwy projekt

The Last of Us

Naughty Dog chyba pierwszy raz od dawien dawna, realizuje kolejny projekt w dwa lata od poprzedniej gry. Różnica polega na tym, że The Last of Us: Part II  gruncie rzeczy zapewniło aż siedmioletnie oczekiwanie. Siedem lat skupialiśmy się na tej samej opowieści z Joelem i Ellie. Jedna gra, której udało się stworzyć potężne uniwersum i ogromny fanbase. Niezliczone dyskusje na forach internetowych, ciekawe materiały dotyczące powstawania gry w prasie rodzimej (PSX Extreme) oraz zagranicznej, wciąż duża aktywność graczy w rozgrywkach sieciowych (głównie TLoU: Remastered). YouTube wręcz zaroił się od streamerów próbujących zachęcić oglądających do wczuwania się w opowieść. Moim faworytem tutaj na zawsze pozostanie ekipa Retro Replay, gdy do jednej sesji zasiedli wspólnie Troy Baker, Ashley Johnson oraz  Nolan North. 

Co do tego ostatniego, chyba niewielu graczy domyśliło się za pierwszym razem, że aktor użycza głosu postaci jednego z antagonistów, Davida. O The Last of Us pisaliśmy latami, wszędzie gdzie się dało, gdzie padł komentarz twórców gry czy aktorów. Sytuacja nasiliła się po wydaniu sequela o skomplikowanej emocjonalnie oraz fabularnie treści. Wielu graczy rychło uciekało wspomnieniami do tamtej wyprawy po światełko w tunelu. Jak to się skończyło, wiemy wszyscy, nie pozostawiono nam wyboru co zresztą tłumaczył reżyserski duet Strailey/Druckmann. The Last of Us: Remastered, które trafiło na rynek w 2014 roku, nadal ma się bardzo dobrze. Szczerze mówiąc, model postaci Joela w nadchodzącym rebuildzie kojarzy się bardziej z częścią drugą, niż pierwszą. To oczywiste, skoro Part I bazuje na dokładnie identycznym schemacie, co kontrowersyjne Part II. Ptaszki ćwierkają, że Naughty Dog przejęło dotychczasową pracę nad projektem, co teoretycznie winno przełożyć się na jak najlepsze rezultaty. Stąd deweloper chwali się brakiem jakiekolwiek crunchu, lecz czy jest się czym chwalić? 

Przy tej skali i gotowych narzędziach, niespecjalnie. Na upartego, zajawkę tej inicjatywy otrzymaliśmy już w The Last of Us: Part II, podczas niejednej retrospekcji. Nic więcej nie zdradzam dla niewtajemniczonych w narrację głośnego sequela. Pytania o słuszność powstania dokładnie tej samej gry na nowo wyrastają przy każdej nowej informacji o projekcie. Tylko, czym TLoU: Part I może zaskoczyć, i czy w ogóle się to uda. Perspektywa udziału w tej bogatej w treść historii kusi, lecz nie za wszelką cenę. Pomijam kwestię 339 złotych za standardowe, pudełkowe wydanie. Fani zapłacą, jakżeby inaczej. Logika podpowiada, że identyczna opowieść nadal jest na rynku i można w ni zagrać przy dziesięciokrotnie niższej inwestycji. The Last of Us: Remastered to na chwilę obecną, wydatek rzędu 39 złotych. 

To nie to samo

The Last of Us

Choć do premiery pozostało już bardzo niewiele czasu, kompletnie nie czuję tej ekscytacji. Nie do końca jest to kwestia technologii, raczej tej samej, wałkowanej w mediach historii. Zapoznałem się z wieloma teorii sugerującymi, że The Last of Us: Part I służy bardziej za interaktywną zajawkę przed realizowanym show na łamach HBO Max. Z mojej perspektywy, deweloper oraz wydawca poszli mocno na łatwiznę. Materiały promocyjne sugerują dopracowany projekt. The Last of Us: Part I wyprzedano błyskawicznie w swojej najbogatszej edycji. Cena nie gra roli kiedy po dziewięciu latach twórcy decydują się na remake wielbionej przez miliony historii. I właśnie historia będzie przedmiotem zaskakujących wniosków, niespecjalnie pozytywnych, nie do końca negatywnych. Siłą motoryczną tej opowieści w oryginalnym wydaniu stała się relacja bohaterów. Imitacja ojcostwa, straty, trudnego dzieciństwa, skróconego postpandemicznym widmem  dawnego świata, gdy ludzie musieli nosić maski pod naciskiem prawa, systemu kary i konsekwencji. Oparta na systemowym fundamencie części drugiej, pielęgnuje dokonania bazowej wersji. Lecz nic ponad to co już wiemy. Zewsząd dochodzą głosy krytyków, według których decyzyjność Sony opiera się wyłącznie na pazerności.

Mówi się zawsze, że eksploracja smakuje najlepiej za pierwszym razem. Jak większość rzeczy w życiu. The Last of Us, które ogrywałem premierowo na PS3, nadal w zakresie mechaniki bryluje jakimś nieznanym, magicznym pierwiastkiem wyjątkowości eksploracyjnej. Znam wszystkie lokacje na pamięć, co nie ujmuje w chęci zwiedzania tych samych pomieszczeń, odsłuchiwania sporadycznych dialogów czy chłonięcia treści notatek. Nie zrozumcie mnie źle, nie narzekam na realizację takich założeń, w końcu moda na remake'i trwa w najlepsze. Po prostu znamy tę opowieść na wylot. Lubię wyzwanie w postaci Brutalnej Rzeczywistości, gdzie dosłownie każda cegła ma znaczenie, lecz ile można. To już trzecia gra bazująca na tym samym modelu. Czy ostatnia, ciężko to ocenić.

Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do The Last of Us Part I.

Krzysztof Grabarczyk Strona autora
Weteran ze starej szkoły grania, zapalony samouk, entuzjasta retro. Pasjonat sportów siłowych, grozy lat 80., kultury gier wideo. Pisać zaczął od małego, gdy tylko udało mu się dotrwać do napisów końcowych Resident Evil 2. Na PPE dostarcza weekendowej lektury, czasem strzeli recenzję, a ostatnio zasmakował w poradnikach. Lubi zaskakiwać.
cropper