Gamescom 2022: Graliśmy w Alone in the Dark. Not great, not terrible. Restart dobry dla fanów
Pamiętacie jeszcze Alone in the Dark: Illumination, ostatnią odsłonę cyklu? Ja też nie, ale nie mamy czego żałować, bo była gorsza od bólu zęba. Atari sparzone negatywnym odbiorem sprzedało zadłużoną markę, która jest pionierem w gatunku survival-horrorów firmie THQ Nordic. I właśnie z tej miłości rodzi się teraz kolejne dziecko w serii.
Fakt, że niedługo po prezentacji i ujawnieniu gry twórcy zdecydowali się na pokazanie dziennikarzom grywalnej wersji bardzo się chwali, choć od początku było wiadomo, że nie będzie to gra AAA pokroju Resident Evil Village. I to trzeba sobie już na starcie uświadomić. To tytuł z segmentu AA, aspirujący do AAA, co wcale nie musi oznaczać klapy, bo przecież takie produkcje jak Visage, Song of Horror czy Martha is Dead, to tytuły z mniejszym budżetem, a można je zaliczyć do jednych z najlepszych horrorów ostatnich lat. Zaprezentowane demo wyglądało ładnie, wyróżniały się zwłaszcza modele postaci (choć ich animacja jest już dość oszczędna), zabawa światłem, budująca odpowiednią atmosferę, oraz elementy cząsteczkowe. Otoczenie jest poprawne, może przydałyby się czasem lepsze tekstury, ale jak na lokacje, która ma po prostu straszyć, dwór z dema prezentuje się dobrze.
O czym jest swoisty restart Alone in the Dark, lub jak nazywają go twórcy, list miłosny do oryginału? Akcja rozgrywa się w latach 20. ubiegłego wieku, krewny Emily Hartwood zaginął w tajemniczej rezydencji, a dziewczyna wynajmuje detektywa, Edwarda Carnby'ego, aby ten pomógł jej w poszukiwaniach, tym samym wydarzenia będziemy mogli prześledzić z dwóch różnych perspektyw, a na pokazie dowiedziałem się, że za scenariusz, który z każdą kolejną godziną będzie coraz bardziej surrealistyczny, odpowiada Mikael Hedberg, który dał się nam poznać również w tak genialnych tyłach jak SOMA i Amnesia. Jest więc dużo bardziej filmowo, współcześnie, co podkreśla również bardzo dobry voice-acting.
Osobiście ucieszyło mnie, że twórcy nie podążyli za modą horrorów widzianych z perspektywy pierwszej osoby i postawili ponownie na kamerę zza pleców. To jednak nie wszystko – już w prologu, który był grywalny, ponownie przenosimy się też na dwór Derceto, będący tak naprawdę domem dla umysłowo chorych. Lokacja znana z pierwszej części gry wydanej w 1992 roku doczekała się znakomitego odświeżenia i choć grafika, jak wspomniałem, nie urywa głowy przy samych stopach, to gotycki, mroczny klimat jest bardzo mocno odczuwalny, na co wpływ ma też odpowiednie oświetlenie i zastosowane filtry. Wiele lokacji, jak choćby ogromny salon z jadalnym stołem, okalający dwór ogród czy rzeźby znane z pierwowzoru, pojawiły się w nowej, zupełnie odmienionej wersji.
W demie wcielaliśmy się w Grace, nieco zwichrowaną, małą dziewczynkę, która trafia do pokoju Jeremie’go, wspomnianego krewnego głównej bohaterki, który jest czymś przerażony i chce jak najszybciej wysłać list do swojej rodziny z prośbą o pomoc. Nie chce jednak, by widział to ktokolwiek ze służby dworu, więc Grace postanawia sama dostarczyć przesyłkę do pokoju, gdzie przygotowywana jest do wysyłki poczta. Gameplay jest typowy dla tego typu gier, drepczemy po kolejnych, klimatycznych pokojach, czytamy notatki, dziewczyna komentuje pod nosem różne sytuacje i przedmioty, pojawiają się elementy straszące jak drzwi, które nagle trzaskają czy przelatujące kruki. Widać, że fizyka działa na różne przedmioty, więc idąc potrącamy krzesła i mniejsze przedmioty, co zapewne w dalszej części gry zostanie wykorzystane, by uważnie przekradać się między przeciwnikami i nie narobić hałasu.
W pewnym momencie pomieszczenie zmienia się na mroczną wersję z dziwnymi zaciekami na ścianach, co od razu wrzuca skojarzenia z Silent Hillem. Potwory pojawiają się tylko na chwilę, w zrujnowanej części domostwa zalanej wodą, ale dziewczyna specjalnie się ich nie boi, krzyczy tylko, by pozostały w wodzie, co sugeruje, że nie jest to dla niej nowy widok. Zadaniem gracza jest przewrócenie wypchanego niedźwiedzia, aby móc przedostać się na drugą stronę zalanej rezydencji, chwilę później trzeba uciekać do drzwi przed kilkoma maszkarami, ale wszystko jest oskryptowane. Demo kończy moment, w którym Grace dostarcza list na miejsce przeciskając się przez okienko pocztowe, a chwilę później załącza się scenka, w której do rezydencji, zapewne po otrzymaniu listu, przyjeżdża para głównych bohaterów.
Z racji tego, że jest to horror psychologiczny, sporo czasu spędzimy na eksploracji rezydencji rozmowy z coraz to dziwniejszymi jego mieszkańcami i rozwiazywaniu łamigłówek. W budowaniu atmosfery pomoże też klimatyczna, jazzowa muzyka. Walka nie zaskoczy was niczym nowym, ale ciągły brak amunicji (dostępna będzie też broń biała) przypomina dość dobitnie, że jest to produkcja, która czerpie wzorce z najlepszych horrorów z czasów ich świetności. I często lepiej po prostu uciekać niż walczyć, co przypomina, że nazwa survival w gatunku nie jest tu przypadkowa. Za produkcją stoją też naprawdę utalentowani ludzie, choćby Guy Davis zajmujący się na nowo projektowaniem potworów, który swój kunszt pokazał przy filmie "The Shape of Water" nagrodzony Oscarem.
Alone in the Dark nie zrewolucjonizuje gatunku, co do tego nie mam wątpliwości. To dość bezpieczny restart zadłużonej serii, ale po Illumination byłem wręcz pewny, że marka nie podniesie się już z kolan i pozostanie ciekawostką dla historyków. Klasyczny gameplay może być zarówno wadą i zaleta, bo o zaawansowanych mechanikach rodem ze skradanek możemy raczej pomarzyć. Najpewniej dostaniemy więc klimatyczny horror z dopracowaną fabułą i przewidywalnym już teraz gameplayem, choć z takimi wnioskami należy poczekać do mmentu, gdy dostaniemy więcej informacji choćby o systemie walki. Ale taka mieszanka dla fanów gatunku powinna być wystarczająca, by dać szansę nowemu Alone in the Dark. Ja z chęcią wrócę na dłużej na dwór Derceto, choć mój entuzjazm jest umiarkowany.
Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do Alone in the Dark (2024).
Przeczytaj również
Komentarze (32)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych