O pewnej zabawce, która straszyła małe dzieci. Jak powstała Laleczka Chucky
Ogromna popularność, mającej swą premierę w 1988 roku, “Laleczki Chucky” udowodniła, że niezależnie od tego jak absurdalny wydaje się początkowo pomysł na horror, najistotniejsza jest konsekwencja z jaką wprowadza się swą wizję na ekran. Zwłaszcza wtedy, gdy dotyka ona ważnych kwestii społecznych.
W końcówce lat 80’ filmowy horror znajdował się w podobnej sytuacji co kino science fiction. Wielkie sukcesy serii opartych na jednym motywie, czy wręcz postaci, motywowały twórców do poszukiwania nowych formuł, które siłą rzeczy stawały się coraz dziwniejsze. Standard w tym względzie ustanowił cykl rozpoczęty już w 1978 roku “Atakiem pomidorów zabójców”, który doczekał się trzech kontynuacji i licznych spin-offów, od początku jednak nastawiony na mocno specyficznego widza, gotowego przyjąć przedziwną mieszaninę krwawego horroru z komedią. Nieco innymi prawami rządziły się poważne filmy grozy, których scenariusze mogły się początkowo wydawać wytworem czyjejś chorej wyobraźni; tak naprawdę jednak ich podstawą były najczęściej realne problemy ówczesnego społeczeństwa, zwłaszcza amerykańskiego. Z takim przypadkiem mamy do czynienia właśnie tutaj.
Autorem scenariusza do filmu, kojarzonego później pod tytułem “Child’s Play”, u nas zaś znanego jako “Laleczka Chucky”, był amerykański scenarzysta Don Mancini. Od dziecka zafascynowany horrorami twórca, który uwielbiał zarówno serię “Trilogy of Terror”, jak również serial “Strefa Mroku”. Wychowany przez dość surowego i zasadniczego ojca, całe swoje zawodowe życie związanego z reklamą, a więc dobrze wiedzącego w jaki sposób wpływać na zachowania konsumenckie dużej części amerykańskiego społeczeństwa. Bezpośrednimi inspiracjami historii o zabójczej lalce były więc z jednej strony klasyka ówczesnego kina grozy, ze szczególnym uwzględnieniem konkretnego odcinka wspomnianej serii, “Living Doll”, jak również popularne w latach 80’, a z dzisiejszej perspektywy wyglądające dość upiornie, zabawki Cabbage Patch Kids, o które trwały w owym czasie - dobrze nam znane z polskiego podwórka - sklepowe wojny. Mancini z mieszaniną podziwu i obrzydzenia patrzył na to z jaką łatwością potrafili reklamować swe towary spece od marketingu, wywołując u klientów prawdziwą gorączkę, a jednocześnie w znaczący sposób wpływając na wychowywanie w kulturze radykalnego konsumeryzmu przyszłych pokoleń.
Początkowo scenarzysta myślał o stworzeniu bardzo specyficznego kryminału, z wątkami nadprzyrodzonymi, który dotykałby zarówno kwestii wpływu postępującego konsumpcjonizmu na dzieci, jak i eksplorował wątek utajonego gniewu głównego bohatera, małego Andy’ego. W historii wychowywanego przez samotną matkę dzieciaka obecne były również pewne wątki autobiograficzne. Mancini miał duże problemy z dogadywaniem się z własnym ojcem, zwłaszcza jako młody człowiek odkrywający swoją orientację seksualną, a w późniejszych latach otwarcie mówiący o sobie jako o osobie homoseksualnej. Brak w filmie postaci ojca jest więc nieprzypadkowy, podobnie jak początkowe pomysły na to, by jądrem filmu utajoną wściekłość młodego człowieka, z czasem manifestującą się w zachowaniu kupionej mu przez matkę lalki, będącej ucieleśnieniem jego freudowskiego id. Dość karkołomnie, z perspektywy marketingowego opakowania filmu, wyglądał pomysł na połączenie sztucznej krwi lalki z krwią młodego bohatera, które sprawiłoby, że Chucky stałaby się powiernikiem i wykonawcą poleceń nieuświadomionej części umysłowości Andy’ego. Mancini zakładał również, że dopiero w końcówce filmu wyjawiona zostałaby prawda o tym kto tak naprawdę morduje kolejne ofiary.
Szczęśliwie dla siebie scenarzysta trafił w tym czasie na ludzi, którzy zapalili się do tego projektu. Producentowi Davidowi Kirschnerowi, który właśnie zakończył prace nad “Amerykańską opowieścią”, akurat wpadła w ręce powieść “The Dollhouse Murders”, która tak go wciągnęła, że po powrocie do biura powiedział swym współpracownikom, iż chce teraz zrobić film, w którym ważnym elementem byłyby lalki. Niedługo później otrzymał od nich skrypt, roboczo zatytułowany “Bloody Buddy”, którego koncept od początku bardzo mu się spodobał. Kirschner mocno potrzebował odmiany, po pracy nad filmem animowanym, a choć zarówno jego agent, jak i matka odradzali wzięcie na warsztat scenariusza Manciniego, idea stworzenia takiego filmu przypadła do gustu jego żonie. Problemem okazały się jednak pewne, obecne w nim pomysły.
Rzeźbienie w scenariuszu
Główny producent od początku miał do scenariusza szereg uwag. Po pierwsze, uważał iż powinna pojawić się w nim bezpośrednia przyczyna ożywienia lalki, którą później dostaje Andy. Po drugie: jako świeżo upieczony ojciec wątpił on, iż którykolwiek z rodziców zgodziłby się na kupienie swemu dziecku zabawki, mogącej nagle wystrzelić sztuczną krwią. Trzecią kwestią, wspomnianą już przez Toma Hollanda, któremu przypadła w udziale - proponowana ponoć także m.in. Williamowi Friedkinowi, Irvinowi Kerschnerowi czy Robertowi Wise - rola reżysera, było to, że w scenariuszu musiały zostać zawarte elementy, sprawiające że widzowie poczują więź zarówno z Andy’m jak i z jego matką. Obaj z Kirschnerem mieli wrażenie, że pierwotna wersja skryptu prezentowała się raczej jak kolejny odcinek “Strefy mroku”, który zupełnie nie angażował widza emocjonalnie w historię.
“Laleczka Chucky” robi to zaś bardzo dobrze od początku, w niezwykle sugestywny sposób przedstawiając trudy samotnego rodzicielstwa, odbijającego się choćby w wyjątkowo nieapetycznie wyglądającym śniadaniu, robionym przez Andy’ego matce - prawdopodobnie odsypiającej nockę w pracy - który w gruncie rzeczy chce przecież zrobić coś dobrego. Na samym początku tworzenia filmu Kirschner postanowił nakreślić charakterystykę bohaterów filmu, by sprawdzić czy przedstawiciele United Artists będą zainteresowani stworzeniem na ich podstawie filmu. Bardzo szybko otrzymał odpowiedź pozytywną, ale jednocześnie producenci nie widzieli w roli scenarzysty samego Manciniego, dlatego postanowiono zatrudnić również, znanego już w środowisku, Johna Lafię.
Głównym wkładem tego scenarzysty okazał się pomysł na to w jaki sposób zabawka ożywa, stając się jednocześnie maniakalnym mordercą. W jego wersji pojawił się - grany przez Brada Dourifa - Charles Lee Ray, będący wariacją na temat trzech najsłynniejszych amerykańskich morderców: Charlesa Mansona, Lee Harvey Oswalda i skazanego za zabójstwo Martina Luthera Kinga, Jamesa Earla Raya. W międzyczasie wprowadzono również, obecne w ostatecznej wersji, połączenie z religią voodoo, która idealnie pasowała do historii o morderczej lalce. Sam Mancini zaczął narzekać na coraz mniejszy wpływ na projekt, który dostał się w ręce ludzi mających dużo większe doświadczenie w realizacji produkcji filmowych. Wszyscy jednak pozostawali pod wrażeniem potencjału tej produkcji, zwłaszcza w kontekście coraz większych możliwości ówczesnej animatroniki, dzięki której Chucky rzeczywiście mogła budzić postrach wśród widowni.
Ożywić lalkę
Tytuł filmu z 1988 od początku stanowił pewien problem, co związane było z premierą innych produkcji z lat 70. i 80. Mancini początkowo zaproponował “Batteries not included”, jednoznacznie powiązane z fabułą obrazu. Kłopotliwy okazał się jednak fakt, iż już w 1987 roku powstał przedziwny i nieco zapomniany film, właśnie tak zatytułowany, w którym kosmici postanawiają sprzymierzyć się z lokatorami pewnego budynku, przeznaczonego do wyburzenia przez chciwą korporację. W międzyczasie Mancini zaproponował wspomniane już "Bloody Buddy" zmienione ostatecznie na "Child's Play", co ciekawe użyte już w 1972 roku w przypadku dzieła Sidneya Lumeta z Jamesem Masonem i Beau Bridgesem, o którym również mało kto dziś wspomina.
Twórcy “Laleczki Chucky” bardziej niż o tytuł martwili się o właściwe ożywienie manekina, do czego zatrudniono, znanego z pracy nad “Koszmarem z ulicy Wiązów 3” 24-letniego wtedy Kevina Yaghera. Ten sformował cały zespół, w którym znalazł się również Kevin Berger. Początkowe próby sprawienia, by Chucky stanęła na nogi, kończyły się jednak niepowodzeniem, z uwagi na wyjątkowo nienaturalny chód lalki i fakt, że każda z osób - a do obsługi manekina zatrudniono ostatecznie dziewięciu specjalistów - musiałaby obsługiwać inną część ciała, co nie dałoby dobrego efektu. By sfilmować właściwe ruchy lalki uciekano się nawet do przytwierdzania jej do wiertarki. Wybawieniem okazało się dopiero zaangażowanie do tego projektu konkretnego aktora.
Mowa o Edzie Gale’u, mierzącym zaledwie 102 centymetry artyście, który ostatecznie przeszedł do historii kina grając zarówno Kaczora Howarda, jak i laleczkę Chucky. Kluczowa okazała się znajomość z Bergerem, z którym pracował już na planie “Kosmicznych jaj”, a choć sam odtwórca w późniejszym wywiadzie mocno pomniejsza swoją rolę w tej produkcji, na rzecz użyczającego głosu Chucky Brada Dourifa i zajmujących się nią kukiełkarzy, jego wkład w produkcję był niebagatelny, bo dzięki niemu manekin zaczął się poruszać jak człowiek. Nie oznaczało to jednak końca problemów z realizacją konkretnych scen, które często - jak choćby tę z włączaniem przez Chucky elektrowstrząsów w szpitalu psychiatrycznym - kręcono kilkadziesiąt razy. Powodowało to również wzmożoną presję na ekipie, bo producenci zaczynali się martwić o wzrost kosztów samej realizacji filmu.
W tym kontekście warto wspomnieć o obecności na planie wyjątkowo młodego, bo w tym momencie zaledwie siedmioletniego, Alexa Vincenta, który zagrał młodego Andy’ego. Tom Holland często potrzebował od niego niezwykle trudnych - z punktu widzenia dziecka - elementów aktorskiego rzemiosła, jak choćby rozpłakania się na zawołanie, co oczywiście wymagało od reżysera kreatywnego podejścia. W tym wypadku można mówić o sukcesie tego twórcy, gdyż sam Vincent w późniejszych wywiadach wspominał, iż nigdy nie narzekał na presję ze strony reżysera. Twórcy pilnowali również, by młody chłopak nie był świadkiem głośnych kłótni, pomiędzy ekipą a przedstawicielami producentów, zwłaszcza w momentach wzmożonej presji, w sytuacji problemów z nakręceniem kolejnych sekwencji z użyciem lalki.
Zgrana ekipa i wielkie kontrowersje
Choć kariera Vincenta nie potoczyła się tak jak zapewne planował, bo ostatecznie jest dziś znany wyłącznie z ról w kolejnych częściach tej dochodowej franczyzy, mógł na bardzo wczesnym etapie pracować z uznanymi nazwiskami. Takimi byli z pewnością Brad Dourif i Chris Sarandon. Pierwszy był już w tym czasie po występach w takich obrazach jak “Lot nad kukułczym gniazdem”, “Diuna” i “Blue Velvet” Davida Lyncha, a wkrótce zasłynie genialną rolą w “Egzorcyście III”, do dziś uznawaną za jedną z najlepszych w jego dorobku. Z kolei Chris Sarandon grał już wcześniej w horrorze “Postrach nocy”, a także w “Narzeczonej dla księcia”. Rola dobrego policjanta była dla niego istotna, bo dzięki niej przełamał stereotyp aktora znanego głównie z ról negatywnych. Plotka głosi zresztą, że samodzielnie zrezygnował z planowanego na początku przez producentów umieszczenia jego nazwiska jako pierwszego w czołówce filmu, uznając że to Catherine Hicks dźwiga na barkach cały film.
Rola Karen Barclay była dla niej przełomem nie tylko w życiu zawodowym, ale również prywatnym. Artystka na planie “Laleczki Chucky” poznała bowiem wspomnianego już Kevina Yaghera, którego później poślubiła. Choć jej postać w pierwszym filmie przeżyła, Catherine Hicks nie zdecydowała się na powrót w kolejnych filmach serii, a później w świadomości widzów zapisała się głównie za sprawą serialu “Siódme niebo”. Znana z wcześniejszej roli w musicalu “Grease” była już, odtwarzająca tu pechową pierwszą ofiarę Chucky, opiekunki Maggie Peterson, Dinah Manoff, która z aktorstwa wycofała się ostatecznie w 2009 roku, ale od tego czasu z powodzeniem realizuje się jako autorka książek.
Pisząc o “Laleczce Chucky” nie sposób pominąć również kontrowersji wokół tego tytułu, które zaczęły narastać od momentu jego premiery. W 1988 roku pod siedzibą MGM uformował się tłum protestujących, domagający się natychmiastowego zdjęcia filmu z kin, motywując swoje postulaty strachem przed tym, że obraz spowoduje narastającą agresję wśród najmłodszych. Emocje dodatkowo podgrzały telewizje, na żywo relacjonujące te protesty. Późniejsze dwie części serii oskarżono o zainspirowanie dwóch morderstw w Wielkiej Brytanii: Suzanne Capper, w grudniu 1992 roku, i Jamesa Bulgera w 1993 roku. W pierwszym przypadku 16-letnią dziewczynę oprawcy mieli torturować, nagranym na magnetofon, a znanym z filmów zdaniem: "Hi, I'm Chucky (Wanna Play?)" puszczonym na pełen regulator, na słuchawkach. Na temat tej, bulwersującej opinię publiczną, sprawy wypowiedział się sam Tom Holland, zdecydowanie broniąc swych obrazów. Stwierdził, że mogą one negatywnie wpłynąć na odbiorców tylko i wyłącznie wtedy, gdy już wcześniej wykazują oni oznaki niestabilności psychicznej.
Przeczytaj również
Komentarze (13)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych