Gamescom 2022: Graliśmy w Stray Blade. To taki soulslike dla cierpliwych graczy
Muszę przyznać, że na tych targach było kilka tytułów, które pozytywnie mnie zaskoczyły. O następnych przeczytacie w kolejnych relacjach, ale tym razem na wokandę wpada Stray Blade. Typowy przedstawiciel gatunku soulslike ze wszystkimi jego założeniami, jednak w ogólnym rozrachunku łatwiejszy i przystępniejszy, w dodatku z komiksową, atrakcyjną grafiką i słodkim stworkiem robiącym za wsparcie. Gra mnie doprawdy urzekła!
Wiecie, dużo się tutaj mówi o największych przedstawicielach gatunku. O nadchodzącym The Last of Us 1 Remake, albo o nowym Need for Speedzie, Call of Duty czy FIFIE 23. Wielokrotnie piszemy i wspominamy o głośnych tytułach, bo wzbudzają największe emocje, ale Gamescom 2022 dobitnie uświadomił mi, jak wiele dobrego skrywają te mniejsze studia. Stray Blade tworzone przez Point Black Games i wydawane przez 505 Games jest dla mnie jednym z takich większych zaskoczeń. O grze słyszałem bowiem doprawdy niewiele, a tak naprawdę poczytałem o niej więcej dopiero, gdy poznałem listę wydawców do których wybiorę się w trakcie targów. Cieszy mnie to niezmiernie, że zobaczyłem Stray Blade w akcji. Gra była jeszcze w fazie beta i nawet nie ustrzegła się drobnych błędów, ale ogólnie bardzo miło spędziłem ponad 30 minut.
Stray Blade to soulslike, ale przystępny, kolorowy i przemyślany, chociaż też wymagający
Omawiana produkcja czerpie pełnymi garściami z najbardziej standardowych rozwiązań gatunku. Mamy więc powolną walkę (chociaż zdynamizowaną przez atrakcyjne, potężne ataki zwykłe i specjalne), blokowanie ciosów, uniki i konieczność zawieszenia kamery na atakującym przeciwniku, by w odpowiednim momencie odskoczyć lub użyć tarczy. Pod tym względem jest dość sztampowo, ale prawdziwy urok Stray Blade w mojej ocenie kryje się zarówno w oprawie graficznej jak i samej historii. Trafiamy do "mrocznej", nieco mistycznej krainy zwanej Acrea. Niegdyś potężnego królestwa w którym rządzili najsilniejsi bogowie. Niestety, nieustannie trwające, krwawe wojny przyczyniły się do upadku wielkości tego miejsca, powodując rzucenie klątwy, a w rezultacie straszliwą karę dla każdego, kto spróbuje ją odnaleźć. Główny bohater Stray Blade dotarł wreszcie do Acrei, ale zapłacił za to najwyższą cenę - zginął. Jakiś czas później zmartwychwstaje, ale zostaje na stałe związany z powyższą krainą. Chcąc odzyskać wolność, musi zniszczyć wszystkie święte relikty pozostawione przez bogów, zmagając się po drodze z wymagającymi przeciwnikami i łamigłówkami.
Fabuła rozkręca się dość szybko, bo gra nie będzie szczególnie długa. Gdy zechcemy ukończyć wszystko, zajmie nam to ok. 25h. Jak na indyka, to i tak bardzo dobry czas. Całość podziwiamy, rzecz jasna, z perspektywy trzecioosobowej. Możemy truchtać i biegać, mamy takie wskaźniki jak stamina czy życie, a do wrogów musimy podchodzić z dużym szacunkiem i odciągać ich od grupy, eliminując w pojedynkę. Świat jest bajkowy i kolorowy, wypełniony bonusowymi artefaktami. Zbieramy je, po prostu wciskając przycisk "A". Grałem akurat na padzie od Xboxa 360, na dość mocnym komputerze i podziwiałem grafikę na maksymalnych ustawieniach. Nie brakuje rozbudowanej mapy, pełnego drzewka nowych umiejętności (jest ich całe mnóstwo!) czy nawet opcji na przemalowanie naszej zbroi i oręża niezależnie od siebie (barwniki są rozrzucone po całym świecie, wystarczy do nich dotrzeć).
To, co szczególnie mnie urzekło, to system śmierci i sposób na odrodzenie. Tutaj również znajdziemy ogniska, które klasycznie pozwolą nam zapisać rozgrywkę. Z tym jednak wyjątkiem, że gdy np. trafiłem do osady wrogo nastawionych, ludzkich wojaków i ostatecznie poległem w trudnej walce, zajęli oni tereny, których wcześniej nie chcieli odwiedzać. Tym samym gra za każdym razem jest nieco inna. Po odrodzeniu nasi przeciwnicy mogą zbudować niewielki obóz, przemieścić się w inne miejsce czy zebrać dodatkowe siły. Po śmierci tracimy monety, za które kupujemy umiejętności i elementy pancerza. Tracimy też zdobyte doświadczenie. Żeby je odzyskać, musimy odpowiednio szybko wrócić do miejsca naszej śmierci. Jeśli się to nie uda, no to wszystko bezpowrotnie przepada. Bardzo fajnym urozmaiceniem jest natomiast nasz towarzysz zwany Boji. Jak to ocenił jeden z dziennikarzy, który testował grę razem ze mną - wygląda trochę jak taki Joda, ale nie jest zielony. Faktycznie, ma wielką wiedzę na każdy temat, pozyskuje pradawną moc zaginionych bogów i potrafi nam pomóc w każdej sytuacji, rozwijając historię. Ponadto zyskuje własne umiejętności i rozwijamy go w niezależny sposób. Ta postać buduje w Stray Blade dodatkowy klimat! Co i rusz Boji rzuci też jakimś fajnym żartem, albo skomentuje to, co właśnie widzi.
Bardzo spodobali mi się komputerowi przeciwnicy. Byłem pod wrażeniem ich wykonania i animacji. Ludzie potrafią flankować, potrafią też chronić się za tarczą czy współpracować ze sobą. Potwory nie są z kolei tak inteligentne, ale największe wrażenie zrobili na mnie bossowie. Po ich pokonaniu możemy przejąć ich moc, co bardzo przydaje się w późniejszych etapach, a magia odkrywa tu kluczową rolę. Możemy też wybrać sposób zabawy, dobywając jednoręcznego miecza i tarczy lub potężnego młota albo buławy. Do wyboru, do koloru. Walki są zróżnicowane i dość częste, ale jednocześnie mamy chwilę oddechu na przemierzanie kolejnych, bardzo ładnie zrealizowanych lokacji. Choć widziałem ten tytuł w wersji alpha, to błędów tam zbytnio nie było, a całość bardzo mi się spodobała. Wiele powie Wam powyższy fragment rozgrywki, który opublikowano w czasie Gamescomu. Ja wyszedłem z pokazu zadowolony, chociaż nie udało mi się dowiedzieć, kiedy gra dokładnie zadebiutuje. Na pewno będzie to w 2023 roku i to raczej bliżej pierwszej połowy, tylko na Steam, Epic Games, PS5 oraz Xbox Series X/S.
Przeczytaj również
Komentarze (15)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych