The Last of Us to najlepszy akcyjniak Sony? Podyskutujmy, bo rywali jest masa
The Last of Us Part I zadebiutowało na rynku i podzieliło społeczność fanów gier tak mocno, jak swego czasu The Last of Us Part II. W tym jednak przypadku głównym tematem debat nie jest fabuła i pewne niedociągnięcia, tudzież głupoty w scenariuszu, a cena. Zdarza się też, że czasami niektórzy dyskutują również na temat tego, czy jest to remake, czy też remaster, choć po popremierowych materiałach uważam, że wszyscy powinni zdać sobie już z tego sprawę, iż mamy tutaj do czynienia z pełnym odświeżeniem, a nie tylko podbiciem rozdzielczości.
Kolejna premiera The Last of Us, podyktowana przede wszystkim PC-towcom chcącym poznać emocjonalną przygodę Ellie i Joela w wyniszczonym świecie, to idealny moment na to, aby przyjrzeć się poszczególnym "akcyjniakom" Sony i zastanowić się, czy marka Naughty Dog to rzeczywiście najlepsze "kinowe doświadczenie" dostępne wyłącznie na PlayStation - jeśli weźmiemy pod uwagę jedynie konsolową ekskluzywność. Głosów na ten temat jest wiele i postanowiłem dołożyć swoje trzy grosze.
Fenomen The Last of Us
The Last of Us to z pewnością moja jedna z najulubieńszych serii i nawet wymienione już we wstępie głupoty w fabule "dwójki" nie potrafiły odciągnąć mnie od marki czy sprawić, że patrzyłbym na nią spod byka. Neil Druckmann, a więc ojciec uniwersum, trochę przedobrzył - chciał wywołać u nas bardzo negatywne emocje i jednocześnie pokazać, że zemsta nie jest dobra i zawsze wyniszczy człowieka od środka. Motyw doskonale znany i często wykorzystywany choćby w serialach, filmach czy nawet książkach.
I o ile rzeczony scenariusz w TLOU 2 nie był wyśmienity, tak cała reszta to poziom mistrzowski - nieosiągalny dla jakiegokolwiek zespołu zewnętrznego tworzącego swoje produkcje również na konsole PlayStation. Sięgając po którykolwiek z tytułów Naughty Dog zawsze jestem pod ogromnym wrażeniem animacji i tego, jak świetnie przechodzą one między czystą rozgrywką, a filmikami przerywnikowymi. Czasami nawet trzymałem wybrane przyciski na padzie (aby otworzyć drzwi, przesunąć szafkę w The Last of Us), a dopiero po kilku sekundach zauważałem, że jestem już w "scence", podczas której nie mam kontroli nad głównym bohaterem czy bohaterką.
Same przejścia to nie wszystko. Emocje są oddawane przez realistyczne ruchy postaci - nawet z twarzy możemy wyczytać, kiedy któraś z postaci jest zniesmaczona, kiedy przepełnia ją radość, a kiedy jest zażenowana jakimiś suchymi żartami. Nie wspominając już o detalach - w The Last of Us Part 1, gdy poświecimy na Ellie latarką, to ta zacznie mrużyć oczy i zasłaniać twarz ręką, przesuwając się jednocześnie w bok i próbując uniknąć promienia światła.
Tak naprawdę o detalach moglibyśmy rozmawiać tutaj przez cały dzień, bo ich akurat jest masa. Mnie szczególnie w pamięci utkwił poziom z The Last of Us Part 1, w którym Henry nie pozwolił zabrać Samowi zabawki ze sklepiku. Ellie widząc tę sytuację, zamyśliła się, co było doskonale widać po jej wyrazie twarzy, a następnie podeszła pod ową rzecz i zaczęła rozglądać się dookoła. Domyśliłem się, że chce zebrać zabawkę, gdy nikt nie będzie na nią patrzył, więc schowałem się za półką obok i dopiero po kilku sekundach zauważyłem, jak wkłada ją do plecaka. Takie detale sprawiają, że nie sposób jest niepolubić Naughty Dog, które dba o nawet najmniejsze szczegóły.
Days Gone depcze rywalom po piętach
Zakańczając temat związany z The Last of Us, jest to jedna z marek, która zajmuje sporo miejsca w moim sercu. Zdaje sobie sprawę z tego, że po drugiej strony barykady mamy Uncharted, czyli de facto grę z takimi samymi mechanikami i założeniami, tylko ze spokojniejszą fabułą (choć wciąż emocjonalną i często zaskakującą) i bardziej kolorowymi settingami (tutaj nie doświadczymy postapokaliptycznego świata). W tym przypadku dużo bardziej trafiła do mnie gra, w której musimy walczyć o przetrwanie, a nie poszukiwać skarbów.
Zombie do tej pory mi się nie przejadło, dlatego swego czasu równie dobrze, jak przy The Last of Us, bawiłem się przy Days Gone. Czy może to być główny rywal TLOU? Jak najbardziej - mimo trochę innych założeń, bo w tytule Bend Studio mamy do czynienia chociażby z otwartym światem, to myślę, że pod względem historii, mechanik walki czy eksploracji przygoda Deacona stoi na takim samym lub minimalnie niższym poziomie, co historia o Ellie oraz Joelu. Śmiem stwierdzić, że relacje Deacona z innymi, głównymi bohaterami i to, w jaki sposób on je pielęgnuje (niekoniecznie w dobrą stronę), bardzo dobrze świadczyło o scenarzystach Days Gone. Jeśli kogoś satysfakcjonował głęboki kontakt między Joelem a Ellie, to na pewno doceni również znajomości Deacona i związane z nimi wątki.
God of War i Spider-Man też mają coś do powiedzenia
Trochę miejsca warto poświęcić również God of War, które dla wielu jest drugą po The Last of Us marką, która obecnie świadczy o jakości i mocy gier ekskluzywnych na PlayStation. W tym przypadku mamy do czynienia ze zdecydowanie innym setingiem, choć również brutalnym, co w The Last of Us. Wszak przejmujemy kontrolę nad bogiem wojny, który wręcz specjalizuje się w rozrywaniu na kawałeczki wrogów. Bardzo lubię serię God of War, ale jednak przechodząc przez kolejne lokacje, obserwując - w ostatniej części - relację między Kratosem a Atreusem nigdy nie potrafiłem wciągnąć się aż tak mocno w ten świat, jak w przypadku TLOU.
Do głównych akcyjniaków Sony można śmiało zaliczyć również Marvel's Spider-Man Remastered, który jest tytułem must-have dla każdego fana MCU. Ja nim nie jestem, ale mimo tego wskoczyłem w buty Petera Parkera z wielkim uśmiechem na twarzy i zwiedziłem każdy zakątek Nowego Jorku z zaciekawieniem. Bujanie się po mieście jeszcze nigdy nie sprawiało tyle frajdy, choć jednak jak na otwarty świat trzeba powiedzieć sobie szczerze, że deweloperzy nie podołali pod względem pobocznych aktywności. Po ukończeniu fabuły było co robić w amerykańskim mieście, ale na pytanie, czy były to zajęcia interesujące, niech każdy odpowie sobie samodzielnie. Dla mnie nie. Po pewnym czasie, gdy odblokowaliśmy sporo umiejętności, w moim przypadku nużąca była również walka z wrogami.
Na kogo stawiacie?
Nie możemy przy tym wszystkim zapominać o Ghost of Tsushima czy seri Horizon. Przy tym jednak trzeba zaznaczyć, że i Ghost of Tsushima, i Horizon Forbidden West/Zero Dawn były na tyle wielkimi open worldami, że ja nie zaliczyłbym ich do typowych "cinematic-experience" od Sony. Days Gone pod tym względem było trochę mniejsze i jednak stawiało na bardzo długą fabułę przepełnioną rozbudowanymi wątkami fabularnymi. W przygodzie Aloy nacisk jest stawiany na walkę i zwiedzanie świata, podobnie zresztą jak przy Ghost of Tsushima.
Podsumowując - Sony ma wiele wspaniałych marek, które idealnie wpasowują się w moje gusta. Firmie brakuje trochę różnorodności w gatunkach, ale gdy dostajemy już od ich zespołu owego "akcyjniaka", to szanse na to, że będzie on prezentował wysoką jakość, są dość spore. Tym samym ja zostaję przy tym, że najlepszą marką skupiającą się na grach akcji od zespołów first-party Sony jest The Last of Us. Rywali jest sporo, ale w moim przypadku żaden z nich nie jest w stanie prześcignąć fenomenu historii o Ellie i Joelu.
Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do The Last of Us Part I.
Najlepszy akcyjniak od Sony to według mnie:
Przeczytaj również
Komentarze (136)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych