Graliśmy w The Invincible, nową grę wydawaną przez 11 bit studios opartą na twórczości Stanisława Lema
Dzięki uprzejmości 11 bit studios mieliśmy okazję zagrać w The Invincible, najnowszą produkcję science-fiction opartą na powieści Stanisława Lema, która ma zadebiutować w przyszłym roku. Szykuje się kawał naprawdę klimatycznej przygody.
Załoga kosmicznego statku ląduje na niezbadanej planecie Regis III, ale z naukową ekspedycją urywa się po pewnym czasie kontrakt. Gracz wciela się w rolę niejakiej Yasny, wykwalifikowanego astrobiologa, który rusza z akcją poszukiwawczo-ratunkową. Demo zaczyna się w momencie, gdy dziewczyna stoi z mapą i zastanawia się, jak dotrzeć do konwoju. Mapa jest zresztą na bieżąco przez nią aktualizowana, choć w moim mniemaniu dość mało czytelna. Mimo iż drogi są dwie i możemy dotrzeć na intersujący nas teren wspinając się po skałach lub od frontu, podjeżdżając kilkadziesiąt metrów zaparkowanym nieopodal łazikiem, nie ma to większego znaczenia dla akcji.
W pogoni za tajemnicą
A ta jest bardzo liniowa i senna, ale w pozywanym tego słowa znaczeniu, bo klimat budują piękne widoki skalnej planety, która nasuwa nieco skojarzenia z Marsem, oraz atmosfera czyhającego gdzieś za rogiem niebezpieczeństwa i tajemnicy. Yasna porusza się w skafandrze kosmicznym, więc jej ruchy są dość powolne, ale pozwala to skupiać naszą uwagę na różne szczegóły w otoczeniu i przepięknym, górskim krajobrazie. HUD gry jest bardzo oszczędny kładąc nacisk na realizm, a rozgrywka polega głównie na eksploracji, wciskania różnych przycisków, dźwigni, otwierania pomieszczeń, przeglądania zdjęć, wsłuchiwania się w komunikaty radiowe czy badania otoczenia i przejażdżek z punktu A do B kosmicznymi pojazdami. Nie ma szans, by się na dłużej zaciąć, bo odpowiednie znaczniki naprowadza nas gdzie mamy iść i co użyć.
Yasna ma bowiem kilka urządzeń, które pozwalają jej skanować otoczenie, obserwować krajobraz na zoomie czy badać poziom radiacji. Nie ma tu żadnej rewolucji – to walking sim pełną gębą, choć podobnie jak w Firewatchu, możemy wybierać odpowiedzi podczas dialogów prowadzonych przez radio, które już teraz można pochwalić ze względu na bardzo dobry voice-acting. Im dalej w las tym coraz bardziej zdajemy sobie sprawę z tego, że z tą planetą coś jest nie tak, a pod skałami odkrywamy metalowe struktury przypominające drzewa, na których wyrastają nieznanego pochodzenia owoce. Nie chce zdradzać dalszej części fabuły, ale jak to w takich historiach bywa, Yasna będzie musiała zmierzyć się z nieznanego pochodzenia wrogiem. W demie nie szło jednak w żaden sposób zginąć, a wszystkie sceny akcji, bardzo efektowe trzeba dodać, były tylko skryptami niemającymi wpływu na naszą postać.
Oko cieszy piękna oprawa i nieźle animowane ręce głównej bohaterki (akcję obserwujemy wszak z perspektywy pierwszej osoby). Całość robi wrażenie również pod kątem designu ogromnych maszyn kroczących czy pojazdów z konwoju mających retrofuturystyczny sznyt. Przeciskanie się przez wydrążony w skale tunel, przeszukiwanie transportera z trupami poprzedniej ekspedycji czy wyłączanie pola siłowego, nawet biorąc pod uwagę fakr, że gra prowadzi nas za rączkę nie dając poza początkiem praktycznie żadnej swobody w zwiedzaniu czy kolejności kolejnych działań, wciąga i miałem po prostu ochotę na więcej.
Klimat, który robi różnicę
Co ważne dla fanów książkowego pierwowzoru, gra nie powiela historii z książki gdzie przedstawiono ekspedycję Niezwyciężonego, która przyleciała zbadać zaginięcie statku Kondor. W grze jesteśmy świadkami misji, którą toczy się przed tą z powieści, co otwiera różne ścieżki narracyjne. Klimat atompunka łączącego analogowy świat z wizjami science fiction udało się przenieść na poletko gry wideo bardzo zgrabnie, a osobiście ma nadzieję, że decyzje podjęte podczas podroży będą wpływały na fabułę, zwłaszcza. Twórcy obiecują wszak, iż to my zdecydujemy kto jest przyjacielem, a kto wrogiem, a podczas przygody spotkamy nie tylko różnego rodzaju maszyny i roboty, ale również i ludzi. W grze na pewno nie zabraknie naukowych analiz i filozoficznych rozważań na temat ludzkości, wszak Lem jako futurolog daje twórcom gry ogromne pole dom popisu.
Jedynie do czego mogę się przyczepić to… brak oryginalności w mechanice. Zapowiada się, że dostaniemy po prostu kolejnego walking sima. A ten gatunek ma tak swoich zagorzałych fanów jak i przeciwników, którym podobna formuła zabawy wykorzystywana przez wielu twórców indie i gry z segmentu AA mogła się już mocno przejeść. Trzymam jednak kciuki za to, by klimat przygody i dobrze napisany scenariusz w tym wypadku zrobiły różnicę i po zapoznaniu się z niemalże godzinnym demem jestem dobrej myśli. A fanów polskich lokalizacji zapewne ucieszy fakt, że już teraz można było włączyć polskie napisy i głosy, choć jeszcze w bardzo surowej wersji.
Przeczytaj również
Komentarze (35)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych