Czy współprace między markami mogą przekroczyć granice dobrego smaku? Okazuje się, że tak
Żyjemy w czasach crossoverów. Gdzie się nie obejrzeć i w jakim kierunku nie spojrzeć, znajdziemy ciekawe i intrygujące połączenia pomiędzy markami. Największe firmy ogarnęły, że przynosi to fantastyczny zyski. Jest to świetną opcją na obopólną korzyść i sprawia, że można dostarczyć świadomość istnienia jednego elementu, do fanów drugiego i odwrotnie. Teoretycznie logiczne, praktycznie bywa różnie.
Dziś nie jest to natomiast niczym niezwykłym i właściwie mamy z tym do czynienia na porządku dziennym. Gdzie nie spojrzymy, tam znajdziemy kolaboracyjne projekty. Mamy z nimi do czynienia z filmach, serialach, komiksach… Po prostu wszędzie. Mieszają się nawet marki modowe, koncerny spożywcze i wiele, wiele więcej. Jest tak oczywiście także w grach wideo. I to właśnie na nich się dziś oprzemy.
Chciałbym bowiem przeanalizować, czy nie mamy sytuacji, w której doszło do przesytu. Wiecie, czy nie przyszło nam funkcjonować w czasach, gdy przeróżnych crossoverów jest zbyt wiele i są wrzucane nazbyt usilnie. Choć na pierwszy rzut oka odpowiedź wydaje się jasna (i sam właściwie podałem ją w tytule), to zdecydowanie warto pochylić się nad tą kwestią i spróbować znaleźć jednoznaczna odpowiedź.
Crossovery z sensem
Zacznijmy od pozytywnej nutki. Nie jest bowiem tak, że crossovery pomiędzy markami mają wyłącznie zły wydźwięk, są naciągane i sztuczne. Mamy całą masę produkcji, przy których już na pierwszy rzut oka można doszukać się jakości, sensu i głębszego zrozumienia tego, na czym powinny polegać prawidłowo zawiązane współpracę i wzajemne uzupełnianie się pod względem zawartości.
Weźmy na przykład Fortnite - można się czepiać, że wrzuca się tam absolutnie wszystko, ale… To dokładnie taki typ gry. Nikt nie wymaga realizmu od produkcji, w której biega się z kilofem, stawia ściany i strzela z wymyślnych broni. No i trzeba dodać, że wszystko w komiksowej oprawie graficznej, która odpowiednio podkręca poczucie, że mamy tu do czynienia z iście baśniowym światem, gdzie wszystko jest możliwe.
Na pewnym etapie ludzi przestało dziwić to, że Naruto walczy z Thanosem, którzy gonieni są przez Dwayne’a Johnsona oraz Kratosa. I w zasadzie nigdy nie przeszkadzało to grupie docelowej. Bo należy tu wspomnieć, że Fortnite celuje raczej w młodszych graczy - znajdą się starsi, ale nikt nie ma wątpliwości, jakie kategorie wiekowe przeważają w największym hicie od Epic Games.
Innym przykładem, choć nieco od drugiej strony, jest LEGO. W tym przypadku współpracę są wręcz wskazane i właściwie trudno znaleźć taką, która się nie sprawdzi. Spójrzcie tylko na listę gier okraszonych logo popularnych klocków. Jest Marvel, są Batmany, mamy Hobbita, Władcę Pierścieni, Harry’ego Pottera i wiele, wiele więcej… Jest to klarowny dowód na to, że mamy crossovery, które mają w sobie dużo sensu.
Crossovery naciągane
Gdybyśmy jednak mieli do czynienia wyłącznie z takimi przykładami, byłoby zbyt pięknie. A jak wiemy, za dobrze być nie może, bo się człowiek przesadnie rozluźni… Do rzeczy jednak. W ostatnim czasie mam wrażenie, że niektóre crossovery są po prostu tworzone na siłę. Pierwszą taką rzeczą było ogłoszenie czegoś na wzór współpracy pomiędzy Electronic Arts, a Marvelem. I nie chodzi tu bynajmniej o ich grę z Iron Manem.
Mowa o kolaboracji między FIFĄ a wydawnictwem komiksowym. Najważniejszym owocem pracy są oczywiście karty bohaterów, które są w specjalny sposób ozdobione pod kątem graficznym. Nic wielkiego, a w praktyce wydaje się nawet fajnym detalem, ale nie da się wyzbyć wrażenia, że jest to coś tworzonego na siłę i niejako sztucznie. Najlepiej chyba potwierdzają to prześmiewcze wpisy fanów FIFY o tym, że fajnie będzie biegać po boisku Hulkiem…
Informacje o kolejnej ciekawej współpracy pojawiły się na początku tego tygodnia, gdy wielu insiderów zgodnie wspomniało (przy okazji dość ciekawego zwiastuna nadchodzącego Call of Duty), że w roli operatorów pojawią się znani piłkarzy - w tym na przykład Leo Messi, Neymar czy Paul Pogba. Głośne nazwiska i w zasadzie dobór ani trochę nie dziwi. Zaskoczeniem może być natomiast to, w jakiej grze są one wykorzystywane.
Więcej i więcej…
Co jednak dość nieprzyjemne - mam wrażenie, iż tego typu crossoverów jest coraz więcej. Mocno dziwi mnie fakt, że firmy coraz chętniej i tłumniej próbują podpinać się pod znane marki, aby tylko zagarnąć dla siebie kawałek tortu pełnego graczy. Każdy chce korzystać z ogromnych baz odbiorców i dodawać ich do grona swoich. I niestety to, czy konkretne elementy będą pasowały do gry, zaczyna schodzić na drugi plan.
Wiecie, powoli przestaje mieć znaczenie to, czy dane połączenie ma sens. I to jest coś zdecydowanie smutnego. Nie chciałbym, aby moje ulubione gry musiały się z tym zmagać. Nie wiem, nie wyobrażam sobie, abym miał śmigać po parkietach NBA jako Lara Croft, albo przemierzać serwery nadchodzącego trybu multiplayer do The Last of Us jako V z Cyberpunka 2077, albo Geralt…
I może brzmię w tym wszystkim strasznie zatwardziale, ale uważam, że są gry, pod które można podpinać wszystko i są też takie, do których nie pasuje prawie nic. A gdy z tych drugich próbuje się robić te pierwsze, to niestety nie wróży nic dobrego. I mam ogromną nadzieję, że tendencja się w końcu skończy, a gracze dadzą do zrozumienia, że jest to dalekie od tego, czego chcą od gier. Rozumiem próby spieniężenia za wszelką cenę, ale chyba nie tędy droga…
Przeczytaj również
Komentarze (12)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych