Pady PS5 zachwycają nawet po dwóch latach. DualSense to dla mnie wizytówka nowej generacji
Jakiś czas temu, mniej więcej pod koniec listopada, zrobiłem sobie mały rachunek sumienia. No, może nie jest to do końca prawidłowe określenie - chodzi bardziej o pewne przeanalizowanie i podsumowanie przed samym sobą, jak oceniam zakup PS5 po pierwszych dwóch latach. Bądź co bądź, jest to okres stosunkowo długi i bez wątpienia umożliwiający wysuwanie wniosków dalekich od pochopnych.
Materiał powstał przy współpracy z RTV Euro AGD.
Bardzo szybko przyszło mi do głowy całkiem sporo zalet i niepodważalnych plusów, choć należy też dodać, że wcale nie wolniej wpadły mi te negatywne aspekty i wady, które niekiedy były w stanie niemal przykryć niektóre plusy. Na pewno nie jest to generacja idealna w wykonaniu Sony, a niektóre ich ruchy i wypowiedzi sprawiają, że można z przestrachem zerkać w to, co dopiero przed nami.
Nie jest jednak tak, że wszystko jest zwyczajnie źle, niedobrze i po prostu "ble". Jak wspomniałem na początku poprzedniego akapitu - da się wyróżnić niemało zalet. A tą, która jako pierwsza przychodzi mi do głowy i od razu rozkwita w wielu kierunkach, jest oczywiście kwestia urządzenia do sterowania. Kontrolera, pada, najbardziej narażonej na uderzenia części PlayStation… Wiele nazw, ale każdy wie, o co chodzi.
DualSense od pierwszego wrażenia
Pady do PS5, a więc oczywiście DualSense, zrobiły na mnie kolosalne wrażenie już na początku. Cóż, właściwie czekając na kuriera, miałem już kontroler, który kupiłem kilka godzin wcześniej stacjonarnie. I… nie będę Was oszukiwał - jestem z tych wyjątkowo niecierpliwych i kąpanych w wodzie nie tyle gorącej, ile niemal wrzącej. Tak więc gdy tylko dojechałem do domu z pobliskiego sklepu z elektroniką, odpakowałem sprzęt.
Wypadł świetnie już przy samym obmacaniu w rękach. Jako osoba, która nie miała Xboksa One, nie miałem styczności z padem od Microsoftu. Oznacza to tyle, że znanymi mojemu zmysłowi dotyku wagami kontrolera były w najświeższym wydaniu te przy DualShockach i padach do „trzysta sześćdziesiątki”. Umówmy się - zupełnie inna półka i klasa, niż w przypadku najnowszego urządzenia od Sony.
Prawdziwa magia zaczęła się jednak w momencie uruchomienia konsoli i gry, która miała stanowić demo możliwości sprzętów (a koniec końców była tak dobra, że wciąż liczę na sequel), Astro's Playroom. Może wiele osób uzna to za przesadę, ale emocje, które mi towarzyszyły, można porównać do tych, które mną targały przy okazji pierwszej styczności z technologią wirtualnej rzeczywistości. Kosmos, inny świat.
A to przecież tylko pozornie banalnie opcje, jak haptyczne wibracje, adaptacyjne spusty czy dmuchanie w mini-mikrofon wbudowany w pada. Znakomita sprawa i coś, czego konkurencja zdecydowanie może pozazdrościć. A przecież korzystanie z tych funkcji w jakimkolwiek stopniu nie zamknęło się na wspomnianej produkcji - do dziś praktycznie każdy tytuł AAA puszczany na next-geny z tego korzysta!
Trzeba spróbować samemu
Bardzo, ale to bardzo często jest tak, że jakąś grę określa się system-sellerem. Wiecie, oznacza to, w wolnym tłumaczeniu, iż gracze kupują dany sprzęt, tylko po to, aby móc cieszyć się konkretną produkcją. Tak było w przypadku Forza Horizon 5 na Xboksach, Beat Saberze przy goglach VR, The Legend of Zelda: Breath of the Wild i Nintendo Switch, a także na przykład The Last of Us Part 2 na konsole PlayStation 4.
Gdy rozmyślać o najnowszej konsoli, PlayStation 5, trudno znaleźć mi tam gry, które mogą „sprzedawać sprzęty”. Jasne, pewnie znalazłoby się kilka takich produkcji, ale koniec końców najbliżej określenia czegoś „system-sellerem” jestem przy okazji właśnie pada DualSense. Nie byłbym ani trochę zaskoczony, gdyby ktoś podszedł do mnie na ulicy i powiedział, że kupił tę konsolę, bo ma świetny kontroler.
Jakkolwiek pokręcone się to nie wydaje, po prostu warto spróbować. To jest coś, co trzeba sprawdzić samemu i poczuć na własnej skórze. A sam pad jest dla moich rąk tak świetnie skrojony, że jeśli tylko komuś z Was również pasuje, to nie widzę absolutnie żadnego problemu, żeby zakupić go po prostu pod kątem PC. Oczywiście wiele z tych „magicznych” opcji, które wyszczególniłem wcześniej, nie będzie dostępnych, ale to wciąż solidna konstrukcja.
Reasumując…
Kapitalny sprzęt i prawdopodobnie najlepsze, co zrobiło Sony, przy okazji nowej generacji. I mówię to także przez pryzmat najbardziej kontrowersyjnej kwestii, a więc sfery wizualnej. Tu również nie potrafię się do czegokolwiek przyczepić - zwłaszcza w momencie, kiedy dostępne swą różne wersje kolorystyczne - matowe odcienie zwyczajnie do mnie przemawiają. Praktycznie w każdym wydaniu jest dobrze.
Na początku miałem jeden kontroler, później już przy PlayStation 5 2 pady, a obecnie siedzę z trzema, choć w mieszkaniu nie mamy nawet tylu par rąk do grania. I nie jest to w żadnym stopniu kwestia zbieractwa, a po prostu swego rodzaju docenienie znakomitego ruchu od Sony i chęć posiadania możliwości użytkowania różnych wersji w zależności od okazji. Zachcianka? Może w małym stopniu tak, ale przecież to tylko hobby i fajnie, że może nas cieszyć.
Co więcej, nawet jeśli z jednej strony ceny nie są najkorzystniejsze, to z drugiej… W dzisiejszych czasach nie wypada to wcale tak źle. I bez cienia wątpliwości jestem w stanie napisać, że dla mnie największą rewolucją w przypadku przejścia na nową generację, jest właśnie zmiana kontrolera z wysłużonego DualShocka na DualSense. Jak przesiadka ze słabego auta z zacinająca się skrzynią biegów na coś nowszego. Znakomita robota, serio.
Przeczytaj również
Komentarze (245)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych