Kto zabił Laurę Palmer? Jak powstawał serial Miasteczko Twin Peaks
Na pytanie który serial najmocniej wpłynął na kształt amerykańskiej telewizji odpowiedzi jest kilka. Podczas gdy jedni wskażą na “Oz”, a inni na “Rodzinę Soprano” czy “The Wire” najbliżej prawdy będą zapewne ci, którzy od razu wymienią “Miasteczko Twin Peaks”, jeden z najodważniejszych i najbardziej osobliwych seriali w historii, po którym nic już nie było takie jak przedtem.
Ósmy kwietnia 1990 roku okazał się dniem przełomowym dla całej amerykańskiej telewizji. To bowiem tego dnia ABC rozpoczęła emisję nowego, niezwykle atrakcyjnie zapowiadającego się serialu, którego fabuła została ufundowana na jednym, podstawowym pytaniu: “Kto zabił Laurę Palmer?”. Amerykańscy widzowie wymieniali się swoimi teoriami po każdym odcinku, prowadzili zażarte dyskusje w coraz popularniejszym Usenecie, a zagadnienie to okazywało się tematem rozważań na najwyższym szczeblu. W książce “Reflections. An Oral History of Twin Peaks” Brada Dukesa i Julesa Heimovitza pojawia się historia pewnego biznesmena, Carla Lindlera, który zadzwonił do siedziby telewizji po to, by zapytać się kto zabił główną bohaterkę. Nie było to jednak pytanie wprost od niego, bo o to zagadnął go sam prezydent George Bush senior, a ten z kolei dostał podobne zapytanie od ówczesnego prezydenta ZSRR Michaiła Gorbaczowa, jak się okazało również wielkiego fana produkcji.
Fenomen “Miasteczka Twin Peaks” nie zasadzał się jednak tylko i wyłącznie na rzeczonej zagadce, ale również na tym jak ten serial był realizowany. Choć bowiem widzowie sprawnie rozpoznawali znane tropy kryminalne, niektóre segmenty bardzo przypominały mocno rozpowszechnione w tych latach opery mydlane, w dodatku produkcję skąpano w mocno specyficznej atmosferze, na którą składały się momentami przedziwne poczucie humoru, częste sięganie po wątki nadnaturalne, potężnie gmatwające fabułę, a wszystko to zrealizowano w scenerii jako żywo przypominającej ówczesne małe amerykańskie miasteczka. Nic więc dziwnego, że większość oglądających serial w momencie premiery, wspomina “Twin Peaks” jako doświadczenie nieporównywalne do czegokolwiek, co można było dotąd zobaczyć w telewizji, a dotyczy to również polskich widzów, którzy poznali to dzieło rok po oficjalnej premierze.
Gdyby ówcześni widzowie mieli błyskawiczny dostęp do Internetu, zapewne równie szybko odkryliby dlaczego serial jest tak specyficzny. W 1990 roku współtwórca serii, David Lynch był już bowiem znany, nie tylko jako obiecujący autor awangardowych dzieł, w niektórych kręgach określany mianem “geniusza”, jak myślano o nim od razu po premierze “Głowy do wycierania”, ale jako dojrzały i niezwykle oryginalny twórca filmowy. Choć bowiem jego “Diuna” zaliczyła sporą klapę finansową, świat zachwycił się wizją ukazaną w “Blue Velvet”, za które Lynch otrzymał Oscara. W latach 90’ jednak nie było jeszcze mowy o tym, by najwybitniejsi twórcy kinowi pracowali dla telewizji. Dość powiedzieć, że dopiero cztery lata później, ale w zupełnie innych - bo europejskich - warunkach Lars von Trier zrealizuje niezwykle oryginalny serial “Królestwo”. Jak to się stało, że David Lynch zdecydował się na pójście drogą, o której jego ówcześni koledzy po fachu nawet by nie pomyśleli?
Doborowy duet
Sam David Lynch wspominał na wykładzie w Brisbane, że pomysł zrealizowania serialu telewizyjnego wyszedł od młodego agenta Tony’ego Kranza. Będąc bezgranicznie urzeczonym “Blue Velvet” przedłożył on reżyserowi pomysł stworzenia serii, która uchwyciłaby życie ówczesnych Amerykanów, przepuszczając je przez filtr niezwykle oryginalnej wyobraźni twórcy, dzięki czemu mogłoby powstać coś, co byłoby telewizyjnym odpowiednikiem dzieła z 1986 roku. Choć amerykański twórca początkowo był temu zdecydowanie przeciwny, Kranz szczęśliwie zaproponował na jego partnera Marka Frosta, z którym Lynch znał się już z wcześniejszej pracy. Wspólnie tworzyli bowiem scenariusz do filmu “One Saliva Bubble”, ostatecznie niezrealizowanego, a poza tym, na mocy kontraktu z Warner Bros., pracowali nad filmem o Marilyn Monroe “Goddess”. Mimo iż z tego projektu również niewiele wyszło, obaj panowie zdążyli przegadać ze sobą sporo godzin i zaprzyjaźnić się, dlatego dali temu pomysłowi szansę.
W międzyczasie Lynch pomyślał o fabule, która miała się rozgrywać w małym miasteczku w Stanach Zjednoczonych, a podczas jednego z lunchów wspólnie z Markiem Frostem pojawił się również pomysł morderstwa młodej kobiety, jako konceptu znajdującego się w centrum nowej produkcji. Sam Frost snuł wizję, z ducha dickensowskiej, opowieści o losach różnych ludzi, mieszkających w małym miasteczku, o których można by opowiadać naprzemiennie. Początkowo projekt nosił tytuł “North Dakota” i miał być realizowany właśnie w tej części Stanów Zjednoczonych. Z uwagi jednak na to, że na tym obszarze nie było zbyt wiele lasów, a także gór, a właśnie w takiej scenerii wyobrażali sobie realizowanie dzieła dwaj reżyserzy, został on przemianowany na “Northwest Passage” i przetrwał w postaci tytułu pilota serialu. Wizja wyławiania ciała młodej kobiety z pobliskiego jeziora, pozwoliła na ustalenie tonu opowieści, której główną bohaterką byłaby typowa dziewczyna z sąsiedztwa, prowadząca jednak podwójne życie, które nagle zostaje przerwane za sprawą szokującego dla lokalnej społeczności morderstwa. Ta część fabuły została częściowo oparta na nierozwiązanej sprawie zabójstwa Hazel Irene Drew w 1983 roku.
Mając już w głowie pomysł na ideę przewodnią serialu, David Lynch i Mark Frost postanowili opowiedzieć o nim przedstawicielom ABC, co istotne pojawiając się tam w samym środku strajku scenarzystów w 1988 roku. Na spotkaniu przedstawili nie tylko główny wątek, ale wspomnieli również o tym, że zagadka zabójstwa Laury Palmer znajdowałaby się w centrum serii tylko na początku, z czasem bowiem widzowie poznawaliby kolejnych mieszkańców miasteczka i ich problemy. Szefującemu odpowiedniemu działowi telewizji Chadowi Hoffmannowi spodobała się ta idea i poprosił twórców o przygotowanie scenariusza pilota serialu, który został napisany w dziesięć dni. Podział ról był oczywisty: Frost zajął się pisaniem dialogów standardowych postaci, podczas gdy Lynch zajmował się głównie kwestiami agenta Dale’a Coopera, któremu - wedle własnych słów - włożył w usta wiele zdań, które sam wypowiada. W międzyczasie zaczęło się również kompletowanie obsady.
Ulubieńcy i bohaterowie drugiego planu
Prezydent ABC zlecił zrealizowanie dwugodzinnego pilota serialu, którego premierę pierwotnie przewidzianego na jesień 1989 roku. Lynch i Frost zapisali sobie jednak opcję nakręcenia nie tylko testowego odcinka, ale także dwugodzinnego zakończenia, które mogłoby być sprzedawane w Europie jako osobny film, w razie gdyby serialu ostatecznie nie udało się dokończyć. Do zaangażowania telewizji w sfinansowanie całego serialu namawiał przedstawicieli ABC Bob Iger, który kontaktował się z twórcami, mając jednocześnie wgląd w scenariusze do kolejnych odcinków. Nietrudno odgadnąć, że miał duże problemy z przekonaniem włodarzy do finansowego zaangażowania w serię, przekonując ich jednak, że może być ona popularna zwłaszcza wśród młodszych widzów. Mimo iż niektórzy członkowie zarządu nie wierzyli, że “Twin Peaks” kiedykolwiek zostanie wyemitowane w telewizji, ostatecznie to Iger zatriumfował. Podpisano umowę na siedem odcinków pierwszej serii, a każdy z nich miał kosztować, niezbyt wysoką z dzisiejszej perspektywy, kwotę 1.1 miliona dolarów.
Lynch wymarzył sobie zatrudnienie aktorów, których od lat uwielbiał i ostatecznie w obsadzie widzimy takie nazwiska jak choćby Everett McGill, Grace Zabriskie czy Jack Nance. To, że głównego bohatera, czyli agenta nazwanego ostatecznie Dale’m Cooperem (o ironio, dzielącego inicjały ze znanym porywaczem i szantażystą D.B. Cooperem, który zaginął około 1971 roku), zagra Kyle MacLachlan było niemal pewne. Lynch był nim zafascynowany od czasu wspólnej pracy nad “Diuną”, o czym świadczy choćby opowieść Raffaelli de Laurentis, która wspominała, że pewnego razu podczas przygotowania trudnej sceny na pustyni, z reżyserem chwilowo nie było kontaktu, bo akurat zajmował się kadrowaniem twarzy swego głównego aktora. W obsadzie znalazło się również kilka nazwisk gwiazd z lat 50’ i 60’, dla których kolejne dekady nie były tak udane, jak choćby Richard Beymer, Piper Laurie czy Russ Tamblyn. Odtwarzający kluczową postać szeryfa Harry’ego Trumana (nawiązanie nie tyle do prezydenta USA, ale przede wszystkim do dużo mniej znanej postaci Harry’ego R. Trumana) Michael Ontkean był gwiazdą znanego serialu “The Rookies” z lat 70’. W co najmniej dwóch przypadkach twórcy napisali postacie, mając na uwadze konkretne aktorki. Mowa tu o kelnerce Shelly Johnson, specjalnie dla Madchen Amick, a Audrey Horne dla Sherylin Fenn.
Nie wszystko poszło jednak po myśli twórcy “Blue Velvet”. Początkowo bowiem w jedną z ról miała się wcielić, znana z tamtego dzieła, Isabella Rossellini, która jednak wycofała się z tego przedsięwzięcia. Postać Giovanny Packard, zmieniono na Josie Packard i ostatecznie zagrała ją Joan Chen. Lynch niespodziewanie, i to także dla siebie, odkrył dla serialu dwoje nowych aktorów. Początkowo bowiem, wraz z Markiem Frostem, myśleli o tym, by do roli Laury Palmer zatrudnić jedną z dziewczyn z Seattle, która miała po prostu grać martwą kobietę. Okazała się nią jednak Sheryl Lee, która tak zachwyciła Lyncha, że nie tylko znacząco zwiększył jej obecność w serialu, tworząc postać Maddy Ferguson, wyglądającej tak samo kuzynki Laury, ale także zaangażował ją w swój kolejny film, którym była, nagrodzona Złotą Palmą w Cannes, “Dzikość serca”. Tak zaczęła się całkiem udana kariera Lee, która zagrała później w kilkudziesięciu produkcjach, a choć po drodze przydarzyło jej się odmówić udziału w kilku hitowych produkcjach (“Gotowe na wszystko”, “Seks w wielkim mieście”, “The Doors” czy rolę, która przypadła Sharon Stone w “Kasynie”) z pewnością nie mogła narzekać.
Jeszcze ciekawsze okazały się okoliczności zatrudnienia w serialu Franka Silvy, w roli demonicznego Boba. Silva był bowiem na planie osobą odpowiedzialną za dekoracje, zaś o jego zatrudnieniu w charakterze aktora miało zadecydować jedno zdarzenie. Lynch był świadkiem jak jedna z pracownic na planie ostrzegła, by nie blokował sobie drogi ustawiając mebel obok drzwi. Reżyser był zdumiony sceniczną prezencją Silvy, a gdy dowiedział się o tym, że ma on niewielkie doświadczenie aktorskie zadecydował o nakręceniu z nim dwóch scen, nie mając jednak jeszcze wtedy dokładnego pomysłu na to gdzie je umieścić. Tymczasem podczas realizowania zdjęć wizji Sarah Palmer, jeden z operatorów poinformował go, że scena musi zostać powtórzona, bo zakłócił ją widoczny w odbiciu w lustrze Silva. To co dla jednych było błędem, dla Lyncha okazało się objawieniem, bo użył on później podobnego ujęcia, a następnie nagrał również pamiętną scenę pojawiającego się obok łóżka Silvy, które okazało się jednym z ikonicznych momentów całej serii, także dlatego, że w tym momencie nie wiadomo było kim jest grany przez niego mężczyzna.
Zwiastun rewolucji
Scena ta nie byłaby zapewne nawet w połowie tak przejmująca, gdyby nie doskonała muzyka, która oczywiście stała się jednym z głównych wyznaczników całej serii i dużej mierze zadecydowała o jej powodzeniu. David Lynch tworzył ją ze zmarłym zaledwie kilkanaście dni temu, kompozytorem Angelo Badalamentim, częściowo bazując na płycie piosenkarki Julee Cruise (także zmarłej w 2022 roku), z płyty “Floating into the Night”, którą również współtworzyli. To właśnie z niej pochodzi magiczny utwór “Falling”, pojawiający się w czołówce każdego odcinka Twin Peaks i nieodłącznie kojarząca się od tej pory z zagadką śmierci Laury Palmer, podobnie zresztą jak piękna panorama fikcyjnego miasteczka, gdzie kręcony był serial. Realizowano go głównie w bliskiej odległości Waszyngtonu, gdzie sprowadził dwójkę reżyserów przyjaciel Marka Frosta - jak się okazuje słusznie - utrzymujący, że zna idealne miejsce do realizowania bardzo nietypowego serialu.
Wraz z rozwiązaniem głównej zagadki serii, w połowie drugiego sezonu, które mocno nie spodobało się nie tylko aktorowi grającemu sprawcę zabójstwa, widownia powoli zaczęła się odwracać od serialu. Sam Lynch upierał się zresztą, by nigdy nie wyjawiać personaliów winowajcy, podczas gdy Mark Frost twierdził, że twórcy muszą wyjaśnić tę kwestię widowni. Naturalnie doprowadziło to do tarć w tym kreatywnym duecie, ale nie tak poważnych, by nie mogli oni ponownie podjąć współpracy. Ta ostatecznie miała bowiem miejsce w 2017 roku, w podejmującym wiele wątków z zarówno dwóch poprzednich, jak i filmu “Fire Walk With Me” z 1992 roku, trzecim sezonie “Twin Peaks”, wyprodukowanym dla Showtime. Cieszył się on ogromną popularnością i okazał się sukcesem nie tylko komercyjnym, ale również artystycznym, przy okazji przypominając o wielkim wpływie “Twin Peaks” na całą telewizję.
Do inspiracji tym dziełem przyznawali się bowiem tak różni twórcy jak Chris Carter (“Z Archiwum X”), Carlton Cuse (“Bates Motel”), a nawet David Chase, co widać choćby w odcinkach “Rodziny Soprano”, rozgrywających się w świecie marzeń sennych Christophera czy Tony’ego. Ogromny sukces produkcji Lyncha i Frosta był także wyraźnym sygnałem dla producentów, że widzowie telewizyjni są gotowi na dużo odważniejsze, ocierające się momentami o surrealizm fabuły, pełne odniesień do różnych innych dzieł kultury. Potrafiące rozbawić zupełnie niestandardowym humorem, jak i wywołać, nie tyle strach, co raczej lęk. Podczas gdy jedni odwiedzali fikcyjne miasteczko dla głównej intrygi, inni - tak jak znany amator kawy, Dale Cooper - zjawiali się tam głównie dla, momentami niezwykle kojącej, atmosfery amerykańskiej prowincji, która jednak - podobnie jak w “Blue Velvet” - skrywała za sobą mrok. Od tego momentu już na zawsze przyciągający widzów do kolejnych produkcji nowej telewizji, po rewolucji jaka miała miejsce na przełomie wieków, a której z pewnością by nie było, gdyby nie dzieło ABC.
Przeczytaj również
Komentarze (62)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych