NFS Underground

Dlaczego NFS Underground tak dobrze nam się kojarzy? Przyczyny sukcesu

Maciej Zabłocki | 30.12.2022, 14:00

W listopadzie 2023 roku minie dokładnie 20 lat od premiery jednej z najlepszych wyścigówek w historii gier wideo. Mowa oczywiście o kultowym już Need for Speed Underground. Jak to się stało, że do dzisiaj wszyscy wspominamy te grę z taką radością? Dlaczego tak dobrze nam się kojarzy? Co sprawiło, że zyskała tak ogromny sukces i status legendy? Przypomnijmy sobie, jak to było. 

Need for Speed Underground zadebiutował w momencie w którym na całym świecie panowała istna euforia na punkcie filmu Szybcy i Wściekli ze znakomitym Vinem Dieselem i Paulem Walkerem. To właśnie wtedy nastąpił całkowity rozkwit sprzedaży części przeznaczonych do tuningu - neonów, poszerzonych zderzaków czy wielkich, pięknych spoilerów albo progów. Miłośnicy czterech kółek stawali niemal na głowie, by zdobyć gotówkę potrzebną do zakupu wymarzonych modyfikacji. Gdy EA Games postanowiło stworzyć grę na kanwie tego filmowego sukcesu, cały świat dosłownie oszalał. Pamiętam do dzisiaj, jak w swoim komputerze dokładałem 1GB pamięci RAM, wymieniałem procesor i płytę główną, a także kartę graficzną, by móc zagrać w ten tytuł na maksymalnych detalach. 

Dalsza część tekstu pod wideo

Need for Speed Underground i jego sequel to do dziś pozycje absolutnie kultowe i trudno z tym dyskutować

NFSU1

Gdy włączyłem te gry po blisko 20 latach, nie odstraszyły mnie drewnianymi mechanikami czy przestarzałą grafiką. Wręcz przeciwnie. Nawet w obecnych czasach robią wrażenie, chociaż jasne jest, że świat nieco się zestarzał, a niektóre budynki czy obiekty straszą już rozmazanymi teksturami. Jednak w dawnych latach, gdy Underground debiutował, niemal każdy chciał odblokowywać kolejne pojazdy i modyfikacje, by móc stworzyć sobie taką furę o jakiej tylko marzył. Niewątpliwie dużym sukcesem cieszyły się też wyścigi w stylu "drag", czyli rozwijanie maksymalnej prędkości na dystansie 1/4 mili, omijając przy tym pozostałe pojazdy i zmuszając przeciwników do kapitulacji (używając nitro we właściwym momencie). Chociaż wcześniejsze odsłony serii także pozwalały ścigać się po "zwykłych" ulicach, to dopiero Underground sprawił, że stało się to faktycznie nielegalne. 

Nieśmiertelny do dziś jest także soundtrack z tych dwóch tytułów - chociaż ten z jedynki po latach robi lepsze wrażenie. Get Low wskakujące zaraz po klimatycznym intrze albo Born Too Slow od Crystal Method w trakcie wyścigu to kawałki absolutnie idealne. Ostre brzmienia Rob Zombie, Statix-X albo Junkie XL pasowały perfekcyjnie do atmosfery nielegalnych wyścigów i dodatkowo nakręcały nas do wzmożonej rywalizacji. W jedynce wrażenie robił zaskakujący wtedy klimat dokonywanych modyfikacji w trakcie jadących w tunelu pojazdów. Zwykle wpadał wtedy kawałek Keep It Coming od Nate Dogga albo Need for Speed od Peteya Pablo. Aż chciało się wymieniać zderzaki i dokładać wydechy w tych 20 "zwyczajnych" furach. Miałem przekonanie, że było ich wówczas znacznie więcej, ale pamięć jak widać bywa zawodna. To także duży atut Undergrounda. Ścigaliśmy się siadając za kierownicą bardzo popularnych i powszechnych marek spotykanych na ulicach naszych miast, jak Toyota, Hyundai, Peugeot (dzięki tej grze kupiłem sobie swoją 206 kilka lat później), Subaru czy Honda. Do gry nie trafiły już Ferrari, Lamborghini albo McLareny, co stanowiło przyjemną i ciekawą odskocznię od poprzednich części. 

Zachwycała wtedy grafika i sama atmosfera nocnych wyścigów. Nie była potrzebna żadna konkretna fabuła. Chodziło wyłącznie o dobrą zabawę. NFS Underground zdominował wtedy mój wolny czas i trudno było mi grać w coś innego. Przejechałem wszystkie możliwe do ukończenia trasy i zmodyfikowałem każdy z pojazdów. Czekałem z niecierpliwością na kontynuację, a gry w końcu się pojawiła, dosłownie zbierałem szczękę z podłogi. Stworzono ją w myśl zasady "bigger, better and more badass". Dostaliśmy do dyspozycji ogromne, otwarte miasto Bay View, a nawet drobny zarys jakiejś fabuły. Nie była specjalnie wyszukana, ale motywowała do przechodzenia kolejnych wyścigów. Gdy zdobyliśmy już wszystko w Olympic City (mieście z poprzedniej części serii), nasi przeciwnicy postanowili się zemścić. Główny bohater trafił do szpitala, a gdy wyszedł po pół roku, nic już nie było takie samo. Postanawia więc raz jeszcze wspiąć się na szczyt wyścigowej kariery, eliminując po drodze najgorszego ze swoich wrogów. Oklepane do bólu, ale w 2004 roku było całkiem wciągające. 

NFSU2

Dwójka przyniosła o wiele więcej modyfikacji, uwzględniając też takie bajery, jak dołożenie rozbudowanego systemu audio w bagażniku. To były lata, gdy swoje pięć minut miał także raper Xzibit na MTV, prowadząc kultowy program "Pimp My Ride". Gdy oglądaliśmy kolejne niesamowite projekty, aż mieliśmy później ochotę włączyć Need for Speed Undeground 2 i przenieść te cuda na wirtualny ekran. Przeróżne kolory szyb, neonów, wydechów czy świateł znakomicie komponowały się z poszerzonymi i wykręconymi zderzakami. Raz jeszcze dostaliśmy kapitalny soundtrack (Snoop Dogg ze swoim Riders on the Storm rozbił bank), niesamowity klimat i znacznie większą swobodę, ulepszony model jazdy i o wiele lepszą grafikę. Doszły nowe tryby zabawy (Outrun Showcase czy Street-X), kontynuowane były drifty i dragi, a wyścigi sprawiały więcej satysfakcji dzięki znacznie bardziej rozbudowanym i wymagającym trasom. Do odblokowania mieliśmy aż pięć dużych dzielnic, a kolejne pojawiały się w miarę postępów w samej fabule (by kupić lepsze części do tuningu, musieliśmy też odkrywać nowe sklepy). Budowaliśmy sobie reputację, która otwierała szlabany do kolejnych pojedynków, a w całej historii pomagała nam przepiękna Rachel Teller i Nikki Morris (grana przez Kelly Brook).

Do dzisiaj wracam do tych dwóch gier i dalej znakomicie się bawię, dlatego pod sam koniec roku postanowiłem Wam trochę o nich przypomnieć. Pomógł mi w tym zaskakująco udany NFS Unbound, który garściami czerpie z klimatu omawianych dziś tytułów. Wprowadza trochę świeżości, umożliwia przeprowadzenie kapitalnych modyfikacji i buduje fabułę na podobnie mało zaskakujących banałach. Ale pierwsze skrzypce grają tu pojazdy. W NFS Underground, gdy mogłem pośmigać SUVem i dołożyć mu przepiękny i drogi zestaw audio, aż nie chciałem wychodzić z garażu. Mogłem tylko podziwiać, jak mój Hummer czy Lincoln niesamowicie wyglądają z tak szerokimi zderzakami i dołożonymi neonami. No i zapomniałbym, że w Underground 2 mogliśmy też dołożyć modyfikacje mechaniczne, w tym zredukować masę pojazdu i tak ustawić przełożenia, by w trakcie testów wydobyć możliwie najlepsze przyspieszenie. Piękne to były lata 2003 i 2004. Zapraszam Was do sekcji komentarzy - jak dzisiaj wspominacie NFS Underground 1 i 2? Może ostatnio w niego graliście? Ja obydwie gry przechodziłem na PC, ale z tego co wiem, na PS2 grało się równie dobrze. 

Korzystając z okazji, życzę też wszystkim czytelnikom Szczęśliwego, Nowego Roku! Dużo radości, szampańskiej zabawy sylwestrowej, kapitalnych gier wydanych w 2023 roku i mnóstwa niespodzianek od Sony, Nintendo i Microsoftu! Niech gaming dalej tak prężnie się rozwija i niech gry mają w sobie kilka ton niesamowitej grywalności. 

Źródło: Opracowanie własne
Maciej Zabłocki Strona autora
Swoją przygodę z recenzowaniem gier rozpoczął w 2005 roku. Z wykształcenia dziennikarz, ale zawodowo pracujący też w marketingu. Na PPE odpowiada głównie za testy sprzętów i dział tech. Gatunkowo uwielbia RPG, strategie i wyścigi. Uzależniony od codziennego czytania newsów i oglądania konferencji.
cropper